Polacy kłamią, by dostać kredyt

W bankach narasta plaga nieuczciwych kredytobiorców. Prawie co dziesiąty Polak, starając się o pożyczkę, nie mówi bankowi prawdy o swojej sytuacji finansowej! Kredytobiorcy ukrywają, że mają małżonka, dzieci, zawyżają dochody i ?zapominają? o pożyczkach w innych bankach.

Trwający boom na kredyty i rosnąca konkurencja sprawiają, że banki coraz ostrzej licytują się w szybkości przyznawania pożyczek. "Kredyt na gębę", "kredyt na dowód" i "pieniądze w 15 minut" - obiecują na plakatach i w reklamach telewizyjnych. Coraz mniej dokładnie sprawdzają klientów starających się o pieniądze. I coraz łatwiej wyprowadzić ich w pole. Np. zawyżyć niektóre dane we wniosku kredytowym po to, żeby dostać więcej pieniędzy. Albo zaniżyć inne, by w ogóle "załapać się" na kredyt.

Pan Jacek z Poznania: - Kupowałem auto za 50 tys. zł. W salonie był punkt bankowy. Diler mówi do mnie: Niech pan wpisze w rubryce "koszty utrzymania rodziny" nie więcej niż 300 zł. Znam ich system, nie zorientują się. Rzeczywiście, kredyt dostałem w trzy godziny. Gdybym wpisał prawdziwą kwotę - co najmniej 1500 zł - mógłbym go nie dostać w ogóle - mówi pan Jacek.

Co dziesiąty mija się z prawdą?

W nieoficjalnych rozmowach bankowcy przyznają, że podawanie przez klientów nieprawdziwych danych zdarza się coraz częściej. - Widzimy to w mniej więcej 5 proc. wniosków kredytowych. Nie wnikamy, czy klienci wprowadzają nas w błąd celowo, czy przez pomyłkę - usłyszeliśmy od rzecznika dużego banku.

Przedstawiciel innego banku: - Z moich szacunków wynika, że z prawdą mija się średnio co dziesiąty klient - mówi. Obaj rzecznicy zaklinają, żeby ich nazwisko ani nazwa banku nie pojawiły się w artykule. - To dla banku wstydliwa sprawa - ucinają. Nie chcą też mówić o tym, ilu klientom udaje się uniknąć bankowych zasieków. - Zdecydowaną większość wychwytujemy - zarzekają się.

Jeden ze znanych pośredników kredytowych (też anonimowo) wymienia najpopularniejsze sposoby na "naciąganie" banków: - Najczęściej kredytobiorcy "zapominają" wymienić wszystkie spłacane długi (np. nie wpisują limitów kart kredytowych) albo zaniżają ich wartość. Podają też mniejsze koszty utrzymania gospodarstwa domowego, fałszują liczbę osób na utrzymaniu. Potrafią ukryć, że mają niepracującego męża lub żonę.

Liczba nieuczciwych klientów rośnie, bo Polaków już od kilkunastu miesięcy ogarnia szał pożyczania. Stopy procentowe spadły, kredyty stały się bardziej dostępne. Sytuacja finansowa wielu rodzin jest lepsza niż dwa-trzy lata temu. Chętniej idziemy do banku po pożyczkę.

W ubiegłym roku nasze zadłużenie w bankach wzrosło o rekordową kwotę 45 mld zł! Większość tej góry pieniędzy poszła na zakup mieszkań, ale za 10 mld zł miliardów kupiliśmy też auta, sprzęt RTV, AGD. Kolejne kilka miliardów wydaliśmy "na krechę" w hipermarketach, np. płacąc za zakupy kartami kredytowymi lub zaciągając debety na koncie osobistym.

Oszukać bank?

To właśnie przy szybkich kredytach zdarza się najwięcej nierzetelnych klientów. Czasy, kiedy bankowcy mogli sobie pozwolić na to, by wnikliwie przyglądać się każdemu wnioskowi i wybierać tylko najbardziej wiarygodnych klientów, bezpowrotnie minęły. Nie wybrzydzają zwłaszcza małe banki, od niedawna będące na rynku.

W greckim Polbanku i hiszpańskim Santander Consumer kartę kredytową z kilkusetzłotowym limitem można dostać, wypełniając krótkie oświadczenie o osiąganych dochodach i sytuacji finansowej. Nie musi być nawet potwierdzone przez zakład pracy.

Michał Macierzyński, ekspert portalu finansowego Bankier.pl, przyznaje, że słyszy o kłopotach niektórych małych banków, które zbyt lekką ręką udzielały kredytów. - Żaden bank się do tego nie przyzna - mówi Macierzyński. - W większej skali to wyjdzie na jaw dopiero za kilka lat, kiedy koniunktura w gospodarce się pogorszy i część kredytobiorców zacznie mieć kłopoty z terminową spłatą rat - dodaje.

Na razie banki zgodnym chórem chwalą się małą liczbą złych kredytobiorców (w większości banków ich liczba nie przekracza kilku procent). Ale też po cichu wliczają koszty niespłacanych pieniędzy w raty płacone przez klientów. Średni roczny koszt kredytu gotówkowego - razem z prowizjami - przekracza zwykle 15 proc. To cztery razy więcej, niż wynosi oprocentowanie lokat! W Polsce kredyty gotówkowe należą do najdroższych w Europie.

Kłopoty z prześwietlaniem

Tymczasem z badań Szkoły Głównej Handlowej wynika, że ludzi, którzy bez oporów korzystają z łatwowierności banków, jest sporo. - Tylko 86 proc. Polaków uważa za naganną sytuację, gdy ktoś zaciąga dług, zdając sobie sprawę z tego, że nie będzie w stanie go spłacić. Aż 11 proc. nie ma zdania! - cytuje Łukasz Mężyk z Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych (zrzesza banki udzielające szybkich kredytów).

Banki bronią się przed nieuczciwymi klientami, jak mogą. Niemal każdy - nawet ten, w którym "szybką gotówkę" można dostać w ciągu kwadransa - przed przyznaniem pieniędzy kontaktuje się z Biurem Informacji Kredytowej. To wspólna baza, w której banki zbierają informacje o wszystkich kredytobiorcach.

W ubiegłym roku BIK wydał bankom ponad 10 mln tzw. raportów. Dzięki BIK-owi bankowcy wyłapują przygniatającą większość tych, którzy "zapominają" powiadomić bank o innych kredytach, zwłaszcza tych niespłacanych w porę.

Na odsiecz bankom idą też tzw. biura informacji gospodarczej. To prywatne firmy, które - w odróżnieniu od BIK-u - zbierają dane nie tylko o kredytach, ale także o wszelkich naszych zobowiązaniach. Biura informacji działają na zasadzie "czarnej listy". Można się na niej znaleźć, nie płacąc rachunku za prąd, telefon komórkowy albo mandatu za złe parkowanie.

W największej tego typu bazie - Krajowym Rejestrze Długów - jest już zapisanych ponad 31 tys. nierzetelnych klientów. Do niedawna banki nie korzystały z takich baz, ale ostatnio to się zmienia. - Mamy podpisane umowy o współpracy z kilkunastoma bankami, zarówno komercyjnymi, jak i spółdzielczymi - mówi Andrzej Kulik, rzecznik KRD.

Sprawdzony klient na wagę złota

Trudniej od niespłacanych w porę innych kredytów weryfikować inne informacje podawane we wnioskach kredytowych. Na przykład liczbę dzieci. W nowych dowodach osobistych tej informacji nie ma, a banki nie mają dostępu do danych z Urzędów Stanu Cywilnego. - Ludzie, kłamiąc we wniosku kredytowym, wiedzą, że narażają się na odpowiedzialność karną. Ale wielu z nich traktuje oszustwo jak mniejsze zło. Spłacają kredyt i wierzą, że bank ich nie zdemaskuje - mówi pośrednik kredytowy.

Kobiety ciężarne ukrywają przed bankami to, że wkrótce ich rodzina się powiększy. Obawiają się, że dziecko dopisane do wniosku kredytowego obniży ich zdolność kredytową. - Formalnie banki nie biorą pod uwagę dziecka, które jeszcze nie przyszło na świat - twierdzi Maciej Kossowski z firmy brokerskiej Expander

Ale z naszych rozmów z bankowcami wynika, że gdyby do banku przyszła pani w końcówce ciąży i do tego na urlopie, pracownik banku mógłby wstukać w kalkulator kredytowy dodatkową osobę. - Oficjalnie żaden bank się do tego nie przyzna, bo jest to niezgodne z prawem - komentuje jeden z naszych rozmówców.

A jeśli bank odkryje kłamstwo? - To się zdarza bardzo rzadko. Jeśli klient przebrnie przez weryfikację i dostanie kredyt, zwykle nie jest już powtórnie sprawdzany. Zwłaszcza jeśli dobrze spłaca pieniądze. A jeśli nie? Bank nie wnika w przeszłość, tylko przystępuje do windykacji - mówi nam jeden z pośredników kredytowych.

Michał Macierzyński z Bankiera.pl podkreśla, że dla banków najlepszą metodą unikania nieuczciwych klientów jest kredytowanie tych osób, które już pokazały się z dobrej strony. - To dlatego banki tak ochoczo zachęcają swoich byłych klientów do ponownego korzystania z kredytu. To dla nich dużo mniej ryzykowny interes niż pozyskiwanie klienta prosto z ulicy - mówi Macierzyński.

Jest jednak pewne, że bankowa zabawa w policjantów i złodziei jeszcze nabierze rozpędu. W ostatniej ankiecie Narodowego Banku Polskiego dwie trzecie bankowców stwierdziło, że spodziewa się dalszego poluzowania polityki udzielania kredytów.

Czy zdarzyło Ci się skłamać przy ubieganiu się o kredyt?
Copyright © Agora SA