VAT na umowy-zlecenia oznacza niewielkie straty

Obawy wynikają głównie z nieznajomości przepisów oraz nieufności wobec rządowych propozycji podatkowych, które - nie oszukujmy się - do tej pory były najczęściej niekorzystne dla podatników. Jednak akurat w tym przypadku zagrożenia są wyolbrzymiane

Marek Wielgo: Propozycja rządu, by podatkiem VAT objąć osoby wykonujące usługi w sposób ciągły i zorganizowany na podstawie prawa autorskiego, umowy o dzieło i umowy-zlecenia wywołała burzę. Krajowa Izba Gospodarcza wydała nawet specjalne oświadczenie, że propozycja "ma głównie charakter fiskalny, uderzający w najaktywniejsze rzesze społeczeństwa". Krytykuje go także Konfederacja Pracodawców Polskich, a także wielu ekspertów. Czy słusznie?

Roman Namysłowski, menedżer w zespole VAT firmy Ernst & Young: Nie. Propozycja rządu ma na celu dostosowanie naszego prawa do VI Dyrektywy UE dotyczącej podatku VAT oraz orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Ci, którym nowe rozwiązania się nie podobają, powinni byli zabierać głos w tej sprawie cztery lata temu, kiedy rząd negocjował warunki przystąpienia do Unii.

Kluczowe znaczenie ma określenie, co jest, a co nie jest działalnością gospodarczą, bo tylko osoby ją prowadzące są zobowiązane odprowadzać VAT. Obecny przepis, który reguluje tę kwestię, jest kompletnie niezrozumiały. Np. na gruncie ustawy o VAT możemy nie prowadzić działalności gospodarczej, a z przepisów PIT-owskich wyjdzie nam, że ją prowadzimy. Dobrze, że rząd chce ujednolicić definicję działalności gospodarczej, bo wtedy będzie jasne, czy wykonywana przez nas czynność jest opodatkowana VAT-em oraz według jakich zasad ma być opodatkowany nasz dochód. Ale zgadzam się z opinią, że zmiany wymagają dopracowania.

Z punktu widzenia być może setek tysięcy osób, m.in. artystów, twórców, dziennikarzy, menedżerów na kontraktach czy nawet sprzątaczek na umowach-zleceniach, kluczową kwestią jest to, czy bycie podatnikiem VAT jest korzystne, czy też nie. Ministerstwo Finansów zapewnia, że nikt na nowej ustawie nie straci. Ale z opinii na forum internetowym "Gazety" wynika, że mało kto wierzy w te zapewnienia.

- Te obawy wynikają głównie z nieznajomości przepisów oraz nieufności wobec rządowych propozycji podatkowych, które - nie oszukujmy się - do tej pory były najczęściej niekorzystne dla podatników. Jednak akurat w tym przypadku zagrożenia są wyolbrzymiane przez niektórych dziennikarzy opisujących projekt zmian w ustawie o VAT. Np. nawet jeżeli okaże się, że prowadzimy działalność gospodarczą, to nie oznacza to, że automatycznie musimy doliczać VAT i rozliczać się z fiskusem. Świadczone przez nas usługi będą bowiem zwolnione z opodatkowania VAT, jeżeli nasze obroty nie przekroczą 39,2 tys. zł rocznie, czyli przeszło 3,2 tys. zł miesięcznie. Sądzę, że niewiele jest w naszym kraju sprzątaczek mających z umów-zleceń takie przychody. Ponadto niektóre usługi są zwolnione z VAT, np. edukacyjne.

Zacznijmy od wad bycia podatnikiem VAT.

- To przede wszystkim konieczność prowadzenia całej buchalterii: po pierwsze, rejestracji na VAT, następnie wystawiania faktur, prowadzenia rejestrów i sporządzania deklaracji. No i te kontakty z urzędem skarbowym. Z drugiej strony, żeby mieć święty spokój, prowadzenie tego typu spraw można zlecić biuru rachunkowemu. To nie jest kosztowna usługa.

A zalety.

- Tych jest więcej. Korzyścią jest przede wszystkim możliwość odliczania podatku VAT z tytułu dokonanych zakupów. Odliczymy VAT np. za materiały biurowe, środki czystości czy telefon. Teoretycznie możliwa jest nawet taka sytuacja, że urząd skarbowy zwróci nam więcej podatku, niż od nas dostanie, np. gdy świadczymy usługi opodatkowane 7-proc. VAT-em, a tak jest w przypadku usług twórców i artystów wykonawców, a nabywane towary mają stawkę 22 proc.

Ponadto, choć stracimy prawo do ryczałtowego ustalania kosztów uzyskania przychodów w wysokości 20 lub 50 proc. w zależności od rodzaju umowy, to równocześnie zyskujemy prawo do opodatkowania dochodów najniższą 19-proc. stawką.

Kto może stracić?

- Niezadowoleni mają prawo być ci, którzy prowadzą działalność niewymagającą inwestowania w jakieś materiały i sprzęt. Nic bowiem nie zyskają, a dojdą im obowiązki i koszty związane z prowadzeniem wspomnianej wyżej buchalterii. Ponadto zmiana może być niekorzystna dla tych, którzy zlecenia dostają od osób i instytucji niebędących podatnikami VAT. Jeśli te nie zaakceptują wzrostu kosztów usługi o kwotę podatku VAT, wówczas jej wykonawca musiałby sam go sfinansować. A to oznacza dla niego mniejszy zarobek.

Jedna z gazet napisała, że rząd zastawił sidła na podatników. Ucieczka od VAT stanie się nieopłacalna, gdyż do umów o dzieło i "autorskich" trzeba będzie odprowadzić składkę na ZUS. To oznaczałoby o blisko 23 proc. wyższe koszty i dla zlecającego, i dla zleceniobiorcy.

To problem sztucznie rozdmuchany. Przede wszystkim, jeżeli z analizy wyjdzie nam, że nie prowadzimy działalności gospodarczej, to nie oznacza to automatycznie, że lądujemy na umowie o pracę. A tylko ta wiąże się z dodatkowym obciążeniem z tytułu ZUS w wysokości 23 proc. W przypadku umowy-zlecenia będzie to ok. 16 proc., jeżeli zaś jesteśmy stroną umowy o dzieło, nie zapłacimy nic. Poza tym osobom wykonujących usługi w sposób ciągły i zorganizowany na podstawie prawa autorskiego, umowy o dzieło czy umowy-zlecenia opłaca się być podatnikiem VAT. Wymusza to rynek, a nie rząd, bo ten kto wystawia faktury, jest atrakcyjniejszy dla zleceniodawców, którzy w olbrzymiej większości są podatnikami VAT.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.