Małe przedsiębiorstwa mają ratować prywatyzację

Mimo koniunktury na giełdzie nie będzie wielkich prywatyzacji w tym roku. Budżet państwa ma zasilić sprzedaż państwowych udziałów w małych i średnich przedsiębiorstwach

To już prawie pewne, że nic nie wyjdzie z zapowiadanych wielkich prywatyzacji spółek energetycznych i LOT. Pod koniec minionego roku minister skarbu przedstawił posłom listę przedsiębiorstw, które w 2007 roku mają być sprywatyzowane. Znalazły się na niej m.in. kontrolowane przez państwo Energetyka Południe, LOT, Zakłady Azotowe "Tarnów", Huta Łabędy, Kopalnia Soli "Kłodawa" czy Sklejka Pisz. To one miały pokryć większość tegorocznych wpływów z prywatyzacji szacowanych na 3 miliardy złotych.

Jednak resort skarbu już kilka razy zmieniał plany. Kilka tygodni temu wiceminister Michał Krupiński poinformował, że z prywatyzacją Energetyki Południe trzeba będzie poczekać (sprzedaż 35 proc. akcji koncernu na giełdzie miała przynieść według szacunków ok. 5 mld zł), a na giełdę może wejść Energetyka Centrum. Jednak i te plany okazały się na wyrost, bo konsolidacja sektora energetycznego opóźnia się. Niewykluczone, że żadna spółka nie zostanie sprywatyzowana w tym roku.

Ubiegłoroczne przychody z prywatyzacji wyniosły zaledwie 622 miliony złotych (z planowanych 3 miliardów). Opozycja zarzucała ministrowi skarbu, że zamiast prywatyzować, drenuje spółki. Resort ściągnął z nich około 3 miliardów złotych dywidendy od zysków. W tym roku ma być podobnie.

Jednak wiceminister skarbu Ireneusz Dąbrowski zapewnia, że planowane przychody z prywatyzacji uda się wykonać. Ratunek widzi w sprzedaży tzw. resztówek, czyli udziałów skarbu państwa w małych i średnich przedsiębiorstwach, które mają już prywatnego inwestora. To ma być głównym źródłem tegorocznych wpływów z prywatyzacji.

W 2006 roku ze sprzedaży resztówek resort skarbu uzyskał zaledwie 30 milionów złotych. Jednak wiceminister Dąbrowski jest pewny, że w tym roku będzie lepiej. - Rzeczywiście, przychody ze sprzedaży resztówek były niewielkie. Ale udało nam się przełamać tę tendencję. Tylko w moim departamencie w pierwszym kwartale tego roku sprzedaż resztówek przyniosła ponad 200 milionów. To siedmiokrotny wzrost w porównaniu z całym 2006 rokiem. Gospodarka rozwija się, inwestorzy osiągnęli w ubiegłym roku wysokie zyski i mają pieniądze na wykup pozostałych udziałów w spółkach. Gdyby udało się utrzymać do końca roku takie tempo wykupu, ze sprzedaży resztówek uzyskalibyśmy 2 miliardów złotych - szacuje wiceminister.

Do podwyższenia kapitału w LOT może dojść według Dąbrowskiego na przełomie 2007 i 2008 roku. - Dzięki temu, że cały zarząd został wreszcie powołany, prace nad prywatyzacją spółki ruszą pełną parą - zapewnia Dąbrowski. Ale nowy prezes LOT Piotr Siennicki stwierdził w rozmowie z "Gazetą", że firma może wejść na giełdę najwcześniej w pierwszym kwartale 2008 roku.

Jedyna większa tegoroczna oferta publiczna ma dotyczyć firmy kolporterskiej Ruch. Minister skarbu chce uzyskać ze sprzedaży kolejnego pakietu akcji około 800 milionów złotych.

- Dobrze, że resort zabrał się za sprzedaż resztówek, już dawno powinien się ich pozbyć - uważa poseł Aleksander Grad (PO), szef sejmowej komisji skarbu. - Resort skarbu jako mniejszościowy akcjonariusz nie ma wpływu na to, co dzieje się w tych firmach. Ale jakoś mam kłopot z tym, żeby wyobrazić sobie, że sprzedaż resztówek przyniesie aż dwa miliardy złotych. Pewnie znowu okaże się, że z prywatyzacyjnych planów nic nie wyszło. Jutro mamy posiedzenie komisji skarbu na Giełdzie Papierów Wartościowych, zapytamy ministra, jakie spółki w tym roku wprowadzi na giełdę.

Tymczasem dużych prywatyzacji potrzebują rozrastające się w oczach krajowe instytucje finansowe. - Na krajowym rynku finansowym powoli zaczynamy się dusić - mówią jednym głosem ich przedstawiciele. Są wśród nich szefowie otwartych funduszy emerytalnych, do których co miesiąc trafia około miliarda złotych składek Polaków oraz funduszy inwestycyjnych przeżywających ostatnio prawdziwe oblężenie klientów (tylko w marcu Polacy powierzyli im prawie 5 miliardów złotych oszczędności).

- Na warszawskiej giełdzie przeważa popyt nad podażą. Brakuje zwłaszcza dużych ofert publicznych. Obecnie jest idealny czas na prywatyzację energetyki - mówił na ostatnim spotkaniu z dziennikarzami Cezary Iwański, odpowiedzialny za inwestycje w największym w kraju Towarzystwie Funduszy Inwestycyjnych Pioneer Pekao. Wtóruje mu były szef warszawskiego parkietu Wiesław Rozłucki. - Jesteśmy jedynym krajem transformacji, w którym giełda jest motorem gospodarki. Do pełni szczęścia brakuje tylko dużych prywatyzowanych spółek - powiedział Rozłucki kilka dni temu na 16. urodzinach giełdy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.