Węgry i Polska przyjmą euro później niż inni

Ogromne problemy z deficytem budżetowym sprawiają, że Węgrzy poważnie rewidują swoje plany odnośnie do przyjęcia wspólnej waluty. Poślizg będzie kilkuletni

Finanse publiczne to pięta achillesowa węgierskiej gospodarki. Od lat nie może ona sobie poradzić z długiem publicznym i deficytem budżetowym. Sytuacja pogorszyła się zwłaszcza w okresie ostatnich czterech lat. Partia Socjalistyczna i rząd premiera Petera Medgyessyego (potem zastąpił go Ferenc Gyurcsány) postanowili spełnić socjalne obietnice wyborcze. Pracownicy sfery budżetowej dostali podwyżki, wzrosły zasiłki i świadczenia socjalne. Efekt jest taki, że tegoroczny deficyt budżetowy Węgier prawdopodobnie przekroczy 10 proc. PKB. To ponad trzy razy więcej, niż dopuszczają europejskie normy określone w traktacie z Maastricht. W czerwcu Międzynarodowy Fundusz Walutowy stwierdził, że "stan finansów publicznych Węgier cechujący się trwałym przekraczaniem planowanych deficytów wystawia na szwank stabilność ekonomiczną i wzrost gospodarczy kraju". Agencja ratingowa Standard & Poor's obniżyła rating dla długoterminowego długu Węgier. Skrytykowała też rządowy plan ograniczania deficytu głównie za pomocą podwyżki podatków. Jej zdaniem problemem Węgier jest przede wszystkim "stała presja wydatkowa".

Już wcześniej było wiadomo, że zakładana data przyjęcia euro - rok 2010 - jest w tej sytuacji nie do zrealizowania. Dlatego rząd zaczął przygotowywać nowy plan konwergencji, czyli zbliżania się Węgier do strefy euro. Według planu, który ma być przyjęty do końca sierpnia, w 2009 r. deficyt budżetu ma wynieść 3,2 proc. PKB. Węgry rezygnują jednak z określenia konkretnej daty przyjęcia wspólnej waluty. Z piątkowych wypowiedzi ministra finansów Janosa Veresa wynika, że może to nastąpić najwcześniej w 2011-13 r. Kilka dni temu premier Ferenc Gyurcsány powiedział, że Węgry muszą "znów odnaleźć drogę do równowagi fiskalnej", zanim padnie konkretna data.

Według zapowiedzi ministra finansów w 2009 r. forint miałby się znaleźć w systemie ERM II, czyli tzw. przedsionku euro (przez dwa lata jego kurs musiałby być w miarę stabilny). Plany te uznał za wiarygodne, tym bardziej że rządowe wyliczenia dotyczące spadku deficytu są w końcu zbieżne z prognozami banku centralnego. Wcześniej rząd był zawsze bardziej optymistyczny. Analitycy rynkowi są jednak sceptyczni, ponieważ na 2010 r. zaplanowane są wybory, przed którymi wydatki budżetowe węgierskiego rządu zwykle rosły. - Węgry mogą przystąpić do systemu ERM II najwcześniej w 2012 r. i do strefy euro w 2014 r. - powiedział ekonomista Takarekbanku Gergely Suppan.

Zdaniem Emilii Skrok, ekonomistki Banku Światowego analizującej sytuację w nowych państwach członkowskich UE, wiarygodność węgierskich planów odnośnie do euro jest coraz mniejsza. - Kraj ten od lat boryka się z kłopotami fiskalnymi. Datę wejścia do euro zmieniano już kilkakrotnie, teraz z niej zrezygnowano. To oznacza, że tak naprawdę nie ma konkretnego celu, zobowiązania. Może się okazać, że nie będzie dostatecznej motywacji, by wdrażać zapowiadane reformy - wyjaśnia. Tym samym Węgry są już drugim krajem - po Polsce - bez jasno określonej ścieżki wejścia do euro. - Jednak w porównaniu z Polską plan konwergencji Węgier zarysowuje skalę problemów oraz sposoby ich rozwiązania, jak również proponuje płaszczyznę dialogu rządu z bankiem centralnym. W Polsce poważny dialog dotyczący koniecznych reform fiskalnych i strukturalnych został odłożony do 2009 r. - dodaje ekonomistka Banku Światowego.

Ekonomiści zgodnie prognozują, że Polska i Węgry będą ostatnimi nowymi państwami UE, które przyjmą wspólną walutę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.