Co na cyfrę powie UE?

Rosną emocje wokół wprowadzenia naziemnej telewizji cyfrowej. Głos zabrał Instytut Globalizacji, który twierdzi, że pomysł zamknięcia rynku telewizyjnego jest niezgodny z unijnym prawem konkurencji.

Przejście na nadawanie cyfrowe pozwala zmieścić w eterze więcej stacji. Umożliwia nadawanie programów z obrazem i dźwiękiem lepszej jakości (w tym w technice HD), a w przyszłości wprowadzenie dodatkowych usług, np. dostępu do internetu. Od widzów odbiór naziemnej telewizji cyfrowej będzie wymagał zakupu specjalnej przystawki (dekodera). Bez tego nie zobaczymy w telewizorze nic, bo dotychczasowe nadajniki zostaną wyłączone.

Naziemna telewizja cyfrowa ma wystartować nie później niż w 2015 r., bo właśnie wtedy obecne częstotliwości używane przez nadawców nie będą już chronione przez prawo międzynarodowe. Anna Streżyńska, szefowa UKE, chce maksymalnie przyspieszyć proces przejścia, dlatego rozmawia z nadawcami telewizyjnymi, których koncesje są ważne do 2014 r. Ci jednak mają wiele do stracenia, gdyż do walki o rynek wart 3,34 mld zł rocznie mogą stanąć nowe podmioty. Dlatego stacje chciałyby uzyskać od regulatora rynku preferencje. Jak już pisaliśmy, zaproponowały UKE własną koncepcję. Zakłada ona, że TVP, TVN oraz Polsat wyłożą pieniądze na dofinansowanie przystawek do odbioru naziemnej telewizji cyfrowej dla uboższych gospodarstw domowych i pokryją część kosztów kampanii informacyjnej - pod warunkiem że rynek telewizyjny będzie zamknięty dla nowych graczy do 2012 r.

Zgodnie z ich planem naziemna telewizja cyfrowa miałaby wystartować już w 2009 r. i na starcie na rynku byłyby dostępne dwie wiązki częstotliwości cyfrowych, czyli tzw. multipleksy. W pierwszym miałyby się znaleźć wszystkie te stacje, które już nadają swój program naziemnie w systemie analogowym, w tym telewizja publiczna. Do całkowitego wyłączenia nadajników analogowych doszłoby nie wcześniej niż w 2012 r., co uwolniłoby sporą część częstotliwości analogowych i pozwoliło uruchomić kolejne multipleksy. Docelowo nadawcy komercyjni - TVN i Polsat - chcieliby być w pierwszym i drugim multipleksie, a telewizja publiczna przeszłaby na trzeci.

Rynku telewizyjnego nie da się zamknąć jednym dekretem, dlatego rozmowy nadawców i regulatorów dotyczą tego, w jaki sposób należy zagospodarować eter na nowo. - Między rynkiem a regulatorem jest pełna zgoda, że w pierwszym multipleksie należy odtworzyć obecną ofertę analogową. A to już poważnie rozszerza konkurencję, bo przecież stacje, jak np. TVN, TVP Info, TV 4 czy TV Puls automatycznie zyskają zasięg ogólnokrajowy - mówi Andrzej Zarębski, szef rady nadzorczej Polskiego Operatora Telewizyjnego (spółki powołanej przez Polsat oraz TVN do cyfrowego nadawania programów telewizyjnych). Przedmiotem sporów jest drugi multipleks. Od tego, czy zostanie zagospodarowany w drodze konkursu, czy przetargu, wiele zależy. Dużo zależy też od tego, czy jego operator będzie aktywny i sam będzie mógł decydować o tym, jakie programy należy w nim zawrzeć, czy też pasywny i wybierze programy wskazane przez KRRiT? - Nadawcy chcą, żeby operator drugiego multipleksu nie decydował o nadawanych treściach. Te treści ustalać miałaby KRRiT, a UKE miałby tylko rozpisać konkurs. To byłoby jednak sprzeczne z prawem, które mówi, że warunki konkursu na operatora multipleksu, również w zakresie zawartości programowej, są przedmiotem porozumienia między KRRiT a UKE - mówi szefowa UKE, która chce zakończyć rozmowy z nadawcami do 15 czerwca. - Poza tym naszym zdaniem operator drugiego multipleksu powinien być operatorem aktywnym. To on ostatecznie decydowałby o zawartości programowej, bo to on musi tę usługę sprzedać na niełatwym rynku, gdzie telewizja cyfrowa już istnieje w postaci platform satelitarnych docierających do 30 proc. potencjalnych odbiorców i kablówek mających 50 proc. rynku. Aktywny operator multipleksu potencjalnie oznacza wejście nowych, konkurencyjnych nadawców na drugi multipleks, i to od samego początku cyfryzacji - dodaje Anna Streżyńska.

"Zamknięcie tego rynku [telewizyjnego] do 2012 r. dla konkurencji, w zamian za określone świadczenia finansowe nadawców prywatnych, łamie prawo europejskie" - czytamy w komunikacie Instytutu Globalizacji, który ukazał się na dzień przed kolejnym spotkaniem nadawców z Urzędem Komunikacji Elektronicznej.

"Wszelkie ograniczenia przedsiębiorczości oraz porozumienia między przedsiębiorstwami w zakresie podziału i zamykania rynku są niezgodne z prawem unijnym. Władze Unii Europejskie surowo traktują rynkowe kartele" - napisał w komunikacie dr Tomasz Teluk, szef Instytutu Globalizacji. Według niego cyfryzacji telewizji w Polsce powinna przyjrzeć się Komisja Europejska, która już kilkakrotnie zajmowała się tą tematyką. Jednak zazwyczaj sprawdzała ona, czy władze państwowe mogą udzielić nadawcom komercyjnym pomocy publicznej w celu pokrycia części kosztów przejścia na cyfrę. Z informacji "Gazety" wynika, że unijni urzędnicy nigdy dotąd nie spotkali się z przypadkiem, w którym wsparcie państwa polega na zamknięciu rynku dla nowych konkurentów. W swoich przepisach Komisja przewidziała natomiast sytuację, w której władze chcą zrekompensować nadawcom konieczność wyłączenia nadajników analogowych jeszcze przed wygaśnięciem koncesji. W tym przypadku Bruksela zgodziła się na "finansową rekompensatę".

Copyright © Agora SA