Wideo w internecie - co jest legalne, a co nie?

Na amatorskim filmie opublikowanym w internecie można już zarobić tysiące dolarów, jeśli ma się do niego prawa autorskie. Jak zrobić klip, by nie naruszyć tego warunku?

Tydzień temu w Davos jeden z dwóch twórców YouTube - serwisu umożliwiającego internautom umieszczanie amatorskich filmików wideo - ogłosił, że niebawem serwis zacznie płacić autorom publikowanych na jego witrynach klipów. Szczegóły są jeszcze nieznane, można jednak przypuszczać, że YouTube będzie dzielił się z nimi pieniędzmi, które chce czerpać z emitowanych przed nimi krótkich spotów reklamowych. Im popularniejszy filmik, tym większe pieniądze.

Podobnie już dziś robi wiele mniejszych, konkurencyjnych serwisów - m.in. Revver, Eefoof, Break czy MetaCafe. I choć mają daleko mniejszą popularność niż YouTube, rekordziści już potrafili nieźle zarobić na opublikowaniu tam swoich wideo. Jak podaje MetaCafe, autorzy klipu z kaskaderem prezentującym niezwykłe akrobatyczne popisy - który wyświetlano na serwisie 5,2 mln razy - zarobili już na nim ponad 26 tys. dol.

Warunkiem tego, by amatorscy producenci wideo mogli liczyć na jakiekolwiek wpływy, jest posiadanie przez nich praw autorskich do opublikowanych klipów. Ich materiały nie mogą też naruszać praw autorskich innych twórców. Dziś w serwisach typu YouTube można znaleźć masę wrzuconych przez internautów materiałów, których rozpowszechnianie w ten sposób jest - zdaniem przedstawicieli przemysłu filmowego czy telewizyjnego - łamaniem przysługujących im praw autorskich (to zresztą przyczyna ataków na YouTube ze strony branży rozrywkowej).

Bardzo często twórcy amatorskich filmików sięgają także po cudze materiały, montując je z własnymi. Efekty takich mariaży potrafią być świetne. Czy jednak ich rozpowszechnianie jest zgodne z prawem? Jak, robiąc klip wideo i publikując go w sieci, nie naruszyć (choćby nieświadomie) niczyich praw autorskich? Zapytaliśmy o to Krzysztofa Siewicza, prawnika w departamencie prawa własności intelektualnej kancelarii prawnej Grynhoff, Woźny i Wspólnicy.

Przypadek I: Korzystamy z cudzej muzyki lub filmu

Obraz wideo lub pokaz slajdów jest w pełni dziełem autora (np. jest to krajoznawczy film z wakacji lub nagranie wideo z imprezy towarzyskiej). Jako podkładu muzycznego - zamiast lub obok oryginalnej ścieżki dźwiękowej - autor klipu chce jednak użyć cudzej muzyki, jakiegoś popularnego przeboju, np. piosenki Madonny czy Kultu. Możliwa jest też sytuacja odwrotna - mamy muzykę własną, a obrazy cudze.

Krzysztof Siewicz: Rozpowszechnianie takiego utworu wymaga zgody uprawnionego do muzyki lub filmu. Bez niej będzie niezgodne z prawem.

Wyjątkiem od obowiązku uzyskania zgody jest np. wykorzystanie muzyki jako cytatu. Można zatem skorzystać nawet z całego cudzego utworu, tworząc np. film dokumentalny lub parodię. Trudno mi jednak zapewnić, że prawo autorskie każdego państwa na świecie tak samo reguluje tę sytuację. Administratorzy serwisu YouTube stosują się do amerykańskiego Digitall Millenium Copyright Act (DMCA). W największym skrócie - DMCA zwalnia administratorów serwisu YouTube z odpowiedzialności za naruszenia praw autorskich, jeżeli po otrzymaniu zawiadomienia od właściciela praw autorskich niezwłocznie usuną kwestionowany przez niego materiał. Taki przepis zachęca administratorów do usuwania wszystkich materiałów, co do których ktoś zgłasza jakieś zastrzeżenia - nawet jeżeli te zastrzeżenia są nieuprawnione.

Do tego dochodzą postanowienia regulaminu samego YouTube, które zobowiązują użytkowników do pokrycia wszelkich roszczeń wysuwanych wobec serwisu na skutek m.in. naruszenia prawa autorskiego osób trzecich.

Przypadek II: Montujemy scenki

Autor klipu wykorzystuje sceny ze znanego show telewizyjnego, filmu lub programu publicystycznego, montując je z rozmaitymi dialogami i muzyką, osiągając efekt parodii. W ten sposób powstają np. bardzo popularne na YouTube kabaretowe klipy serii "Muppet Sejm", w których słynne mupety mówią głosami polskich polityków.

Krzysztof Siewicz: "Muppet Sejm" jest świetny. Biorąc pod uwagę sposób, w jakim wykorzystuje nagrania "Muppetów", legalność jego rozpowszechniania w YouTube jest jednak wysoce dyskusyjna.

Można wprawdzie argumentować, że z punktu widzenia prawa polskiego mieści się to w ramach parodystycznego cytowania "Muppetów" (choć przecież jest to parodia polskich polityków, a nie "Muppetów"), ale z praktycznego punktu widzenia ma to niewielkie znaczenie.

Przypadek III: Kto może wystąpić w naszym filmie

Czy można legalnie wykorzystywać wizerunek osób pojawiających się w filmie? Przykład - ktoś kręci wideo na prywatnej lub publicznej imprezie, gdzie przewija się bardzo wiele osób. Jak to bywa na imprezie - na kilku ujęciach parę osób jest pijanych. Potem cały pamiątkowy film - także z tymi ujęciami - trafia do internetu.

Krzysztof Siewicz: Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej.

Kiedy można rozpowszechniać wizerunek jakiejś osoby bez jej zezwolenia? Po pierwsze, jeśli ta osoba otrzymała zapłatę za pozowanie i nie wyrażała wyraźnych zastrzeżeń. Po drugie, jeśli chodzi o osobę powszechnie znaną, której wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych (politycznych, społecznych, zawodowych). Po trzecie, jeśli jakaś osoba na filmie stanowi jedynie szczegół całości, np. zgromadzenia, krajobrazu, publicznej imprezy. Prof. Janusz Barta wskazuje jednak, że "nie jest dozwolone rozpowszechnianie bez zgody portretowanego ( ) wizerunków wkomponowanych w większą całość, lecz stworzonych w warunkach naruszenia jego prawa do prywatności".

Rozpowszechnianie w internecie filmów z imprez prywatnych będzie moim zdaniem naruszeniem prawa do wizerunku przedstawianych tam osób. Może zresztą naruszyć także inne dobra osobiste, np. cześć osoby przedstawionej na wizerunku (zdjęcie zrobione w kompromitującej sytuacji).

Według mojej wiedzy regulacje amerykańskie są bardziej liberalne. Można tam rozpowszechniać wizerunek osoby prywatnej, o ile tylko został on sporządzony w miejscu publicznym. I nie wymaga się, aby ta osoba stanowiła jedynie szczegół całości. Korzystają z tego np. organizacje antyaborcyjne, publikując w internecie zdjęcia osób wychodzących z klinik aborcyjnych.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.