Głośne reklamy irytują widza

Czy reklamy w telewizji są za głośne? Rzecznik Praw Obywatelskich w imieniu widzów prosi Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, by zbadała tę sprawę. To kolejna salwa w wojnie między nadawcami i odbiorcami reklam, w której stawką są miliardy złotych

Każdemu widzowi to uczucie jest doskonale znane. Późny wieczór, w domu już cicho, a my oglądamy w telewizji film. I nagle zamiast walczących o niepodległość Szkotów na ekran wkraczają podpaski, serki i proszki, znacznie głośniejsze od wrzasku średniowiecznych wojowników...

"Wydaje się, że niespodziewane zwiększanie natężenia dźwięku przy nadawaniu reklam w przerwie programu stanowi naruszenie prywatności telewidzów" - czytamy w liście, który Rzecznik Praw Obywatelskich wysłał w zeszłym tygodniu do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Rzecznik podkreśla, że skaczący dźwięk zmusza widza do ciągłego regulowania głośności telewizora: - "Praktyka ta jest postrzegana przez zainteresowanych jako naruszenie ich praw. W tym kontekście trzeba wskazać, że spokój psychiczny należy niewątpliwie do otwartego katalogu dóbr osobistych chronionych". - Sama zauważam ten problem - powiedziała PAP szefowa KRRiT Elżbieta Kruk.

Czy reklamy rzeczywiście są głośniejsze niż reszta programu? Widzowie skarżą się na to od dawna, więc głośność reklam w Polsce mierzono już kilkakrotnie, ostatni raz w zeszłym roku. Testy wydziału kontroli technicznej TVP nie wykazały skoków głośności w blokach reklamowych. Mimo to telewizja publiczna zdecydowała się obniżyć od marca zeszłego roku poziom dźwięku w reklamach o trzy decybele. Ale widzowie nadal skarżą się na hałas. Dlaczego?

Firmy produkujące reklamy manipulują ich dźwiękiem, ale robią to tak, żeby nie przekraczać poziomu głośności wyznaczanego przez stacje telewizyjne. Zamiast zwiększać decybele "podkręcają" niektóre częstotliwości dźwięku - te, które ucho ludzkie odbiera lepiej niż inne (podobny zabieg można wykonać przy pomocy korektora dźwięku w domowej wieży Hi-Fi). Gdy reklamę słyszymy zaraz po filmie, który nie był poddany takiej obróbce, odbieramy ją jako głośniejszą, choć urządzenia pomiarowe nie wykazują skoku decybeli.

Reklamodawcy stają na głowie, by przykuć uwagę widzów, którzy uciekają od reklam. Badania Ipsos-ASI pokazują, że 47 proc. Polaków reaguje na przerwę reklamową przełączeniem kanału. Kolejne 16 proc. wychodzi w tym czasie z pokoju. Z roku na rok coraz więcej widzów ucieka przed reklamami na różne sposoby, co frustruje reklamodawców. Dlatego firmy uważają, że "podkręcony" dźwięk pomaga dotrzeć do widzów, którzy wyszli do łazienki czy kuchni. W tej zabawie w kotka i myszkę chodzi o duże pieniądze: w pierwszym półroczu na reklamy w telewizji firmy wydały w Polsce 1,4 mld zł netto, a ceny reklam rosną.

Czy KRRiT może cokolwiek zrobić z dźwiękiem reklam? - Ustawa o radiofonii i telewizji nie reguluje tej sprawy w żaden sposób. KRRiT może jedynie apelować do nadawców w tej sprawie. Wyobrażam sobie np. apel skierowany do stacji wspólnie z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów - powiedział nam Wojciech Dziomdziora, członek KRRiT.

Wyciszyć reklamy mogłaby dopiero nowelizacja ustawy medialnej. Można się pocieszać, że nie tylko w Polsce głośne reklamy stanowią problem. Pięć lat temu rosyjska Duma uchwaliła poprawkę do ustawy o reklamie. Reguluje ona wymogi techniczne określające maksymalną głośność reklamy w decybelach. Ale nic to nie dało, bo "podkręcania" dźwięku nie zabroniono. "Wciąż nie da się oglądać telewizora bez ciągłego manipulowania pilotem. Dzieci się budzą" - napisała Rosjanka do moskiewskiego magazynu "Masz prawo".

W niektórych krajach Zachodu wprowadzono obowiązek nadawania wszystkich programów według kryteriów głośności subiektywnej (czyli takiej, jakie słyszy nasze ucho). Tam, gdzie takiego nakazu nie ma, pojawia się pole dla producentów sprzętu elektronicznego. Za 60 dolarów w Ameryce można kupić niewielką skrzynkę, która podłączona do telewizora tłumi manipulacje dźwiękiem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.