PiS chce podatku od telewizora, a Skwirowski nie

PiS chce zastąpić abonament radiowo-telewizyjny dodatkowym podatkiem. To kiepski pomysł. Poprawi ściągalność pieniędzy na publiczne radio i telewizję, ale obok starych problemów związanych z abonamentem pojawią się nowe. Może więc lepiej zamiast do podatków, wrzucić abonament do ceny prądu?

Nie lubimy abonamentu radiowo-telewizyjnego. Wedle szacunków płaci go połowa tych, którzy powinni. I niewielki procent firm. PiS chce to zmienić. Rozważa zniesienie abonamentu. Zamiast tego media publiczne miałyby dostawać pieniądze z podatku od naszych dochodów i dochodów firm. Inaczej mówiąc, abonament miałby być przerzucony do ustaw o podatkach od dochodów osobistych (PIT) i od dochodów firm (CIT). Mówił o tym niedawno w Radiu TOK FM wiceminister kultury Jarosław Sellin.

Dzięki takiej zmianie liczba płatników abonamentu miałaby się zwiększyć z obecnych 5 mln do ok. 20 mln. Gdyby utrzymano dzisiejszą cenę abonamentu, dałoby to kwotę 3,6 mld zł rocznie. Można by więc było obniżyć ten podatek o połowę, a media publiczne i tak dostałyby więcej pieniędzy niż dziś. Zdaniem wiceministra kultury pozwoliłoby to ograniczyć ich prawo do emisji reklam.

Nie jest jasne, czy na wrzucenie abonamentu radiowo-telewizyjnego do podatków pozwala konstytucja. Gdyby jednak do tego doszło, ani chybi oznaczałoby to podwyżkę podatków. Płacilibyśmy w PIT więcej niż dziś. I choć z drugiej strony nie byłoby abonamentu, to kto wie, czy w ślad za abonamentem nie pojawiłyby się przy podatkach kolejne dodatkowe opłaty. A przecież system podatkowy miał być prostszy, bardziej przejrzysty.

Szukam plusów podatku na radio i telewizję. Z punktu widzenia nadawców publicznych byłyby to oczywiście wyższe, stabilne wpływy. Korzyść dla Polaków, którzy dziś abonament płacą - nie musieliby już o tym pamiętać, stać w kolejkach na poczcie czy zlecać przelewów w bankach. No i być może opłaty byłyby o połowę niższe. Ci, którzy nie płacą, jeśli już pogodzą się z tym, że płacić będą musieli, może zaczną spać spokojniej. Kontroler nie nakryje ich "nielegalnego" radia czy telewizora (bo abonament to opłata za posiadanie odbiornika).

Minusów jest znacznie więcej. Zacznijmy od tego, że podatek dochodowy od osób fizycznych nie jest podatkiem powszechnym - nie wszyscy obywatele go płacą. Nie płacą np. rolnicy. A skoro nie płacą, to i abonament musiałby ich ominąć. Problem rolniczych podatków kolejne rządy i parlamenty wałkują od dawna - zawsze wtedy, gdy pojawia się pomysł wprowadzenia ulg na dzieci. O wpisaniu takich ulg do ustawy o PIT mówi się od lat. Za każdym razem na przeszkodzie staje jednak problem dyskryminacji rolników. Nie mogliby korzystać z takich ulg, bo skoro nie płacą podatku, to nie mieliby ich od czego odpisać. Podatek radiowo-telewizyjny to oczywiście nie ulga i rolnicy chyba nie mieliby PiS-owi za złe, gdyby ich z niego wyłączył. Protestowaliby pewnie za to zwykli podatnicy, no bo niby dlaczego rolnicy mieliby oglądać telewizję publiczną i słuchać publicznego radia na ich koszt?

Inna kwestia - wspólnie rozliczający się małżonkowie. Płaciliby wspólnie podatek radiowo-telewizyjny? Czy może każdy z nich płaciłby oddzielnie? A co, jeśli mają dwa albo trzy mieszkania? Albo tylko jedno, ale mieszka z nimi babcia lub dziadek? Ile razy wówczas płaciliby podatek?

Byłby też oczywiście dzisiejsze problemy z tymi, którzy nie mają radia i/lub telewizora. Są tacy. Ktoś musiałby sprawdzić czy rzeczywiście można żyć bez radia i telewizora, krótko mówiąc - czy istotnie nie mają odbiorników. Dalej - dziś cała rzesza obywateli, emerytów jest zwolniona z opłacania abonamentu. Trzeba by wprowadzić dla nich zwolnienie podatkowe. A przecież system podatkowy ma być czyszczony ze zwolnień, wyłączeń, ulg. Ulga od podatku radiowo-telewizyjnego tylko by go zaśmieciła.

W sumie problemów byłoby więcej niż dziś. I tylko ściągalność by się z pewnością poprawiła, bo w przypadku podatków przekracza ona 95 proc.

Obarczanie systemu podatkowego doraźnymi zadaniami stwarza jednak z czasem problemy. Zazwyczaj prowadzi do mniej lub bardziej zakamuflowanej podwyżki podatków. Weźmy składki na ubezpieczenie zdrowotne. Zgodnie z ustawą o PIT podatek wyliczony na podstawie skali ze stawkami 19, 30 i 40 proc. "w pierwszej kolejności ulega obniżeniu o kwotę składki na powszechne ubezpieczenie zdrowotne". Prawo do odliczenia przysługuje wszystkim podatnikom, którzy zapłacili składkę, zarówno tym, którzy sami ją opłacali, jak i tym, za których robił to zakład pracy czy ZUS. Początkowo odliczeniu podlegała pełna składka (7,75 proc. podstawy jej wymiaru). Potem jednak składka zaczęła rosnąć, a odliczenie pozostało na niezmienionym poziomie. Efekt jest taki, że co roku do ubezpieczenia zdrowotnego dokładamy dodatkowo z własnej kieszeni coraz więcej pieniędzy.

Teraz pojawia się sprawa abonamentu jako kolejnego dodatku do podatku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.