Zdjęcia robimy już tylko cyfrowo

W Polsce aparaty cyfrowe biją swoich poprzedników na głowę - sprzedaje się ich już ponad czterokrotnie więcej niż analogowych. W tym roku sprzedaż cyfrówek - po raz pierwszy w historii - przekroczy milion sztuk. I na tym się nie zatrzyma

- Ta decyzja w żaden sposób nie dotyczy Polski. U nas rynek tradycyjnych aparatów wciąż rośnie, w ubiegłym roku zwiększył się o blisko 3 proc. - tak dwa lata temu mówili przedstawiciele polskiego oddziału Kodaka, gdy koncern zdecydował, że nie będzie sprzedawać analogowych aparatów fotograficznych w USA i Europie Zachodniej. Ale były to ostatnie podrygi tradycyjnej fotografii w Polsce.

Cyfra bije analogi

Rok 2003 r. Polacy kupują 540 tys. analogowych aparatów. Ich cyfrowe odpowiedniki to wciąż jeszcze nowinka. Ale rok później sytuacja diametralnie się zmienia. Analogowych aparatów sprzedaje się 400 tys., cyfrowych - ponad pół miliona. W zeszłym roku technologia postawiła przysłowiową "kropkę nad i" - nowe aparaty znalazły ponad 900 tys. kupców, analogowe tylko 210 tys. (sprzedaż analogowych aparatów - dane Gfk Polonia; cyfrowych - IDC Polska).

Na czym polega przełom? Podstawową różnicą jest to, że obraz nie jest rejestrowany na światłoczułej błonie, ale dzięki specjalnej matrycy jest zapisywany w formie cyfrowej - tak jak każdy plik w komputerze (np. dokument tekstowy w Wordzie czy piosenka Boba Dylana w formacie MP3). Innymi słowy - zdjęcie naszego psiaka to nic innego jak ciąg zer i jedynek.

Ta pozornie drobna zmiana odbiła się czkawką fotograficznym gigantom.

Niemiecki AgfaPhoto, niegdyś największy w Europie producentów filmów do aparatów, jest w stanie upadłości. Konica Minolta, której korzenie sięgają XIX w., ogłosiła niedawno wycofanie się z produkcji aparatów analogowych i filmów, zaś dział cyfrówek odsprzedała Sony. W ciągu roku spółka ma zwolnić prawie 4 tys. osób, czyli co dziesiątego pracownika! Zamiast aparatów skoncentruje się m.in. na kolorowych kserokopiarkach do biur. W odstawkę poszła też większość tradycyjnych modeli innego potentata - Nikona. Kodak, który zbyt późno wskoczył do cyfrowego pociągu, boryka się z poważnymi kłopotami finansowymi.

Co z tą cyfrą

Los tradycyjnych aparatów jest przesądzony. W Polsce nie sprzedaje ich ani Kodak, ani Sony. W Olympusie stanowią zaledwie 1,5 proc. sprzedaży.

- Będą marginesem - mówi Marek Rokita z polskiej filii Sony. - A zainteresowani kupnem tego typu aparatów będą artyści i młodzi ludzie poszukujący innych form fotografii oraz osoby o bardzo niskich budżetach - dodaje.

A cyfrówki? Wręcz przeciwnie. Dziś polski rynek aparatów cyfrowych jest wart ponad 800 mln zł. Jak szacuje IDC, w tym roku może się sprzedać się prawie 1,25 mln cyfrówek, za dwa lata - nawet 1,5 mln. Perspektywy są obiecujące, bo pod względem liczby sprzedanych aparatów w Europie Środkowo-Wschodniej polski rynek ustępuje jedynie Rosji. A rynek nie jest jeszcze nasycony - zaledwie ok. 15 proc. gospodarstw domowych ma aparat.

Do cyfrówek przyciąga m.in. wygoda fotografowania - na wyświetlaczu możemy podpatrzeć, czy ujęcie trzeba powtórzyć, czy nie. W analogowym aparacie o tym, czy zdjęcie się udało, przekonamy się dopiero po wywołaniu kliszy.

Co ciekawe, nie potwierdza się przekonanie, że Polacy polują tylko na cenowe okazje. Jak ocenia Rokita, ceny spadły o 25-30 proc.

- Ale średnia kwota przeznaczana na zakup aparatu cyfrowego właściwie się nie zmieniła - mówi Joanna Pupkowska, analityk IDC. Z raportu IDC wynika, że tak rok, jak i dwa lata temu, najczęściej kupowaliśmy aparaty za 500-800 zł. Tyle że już z większą matrycą i bardziej zaawansowanymi funkcjami. I tak jak w 2004 r. królowały modele o rozdzielczości 3 megapikseli (ponad 40 proc. całej sprzedaży), to rok później co trzeci kupiony w Polsce aparat miał 4 megapiksele.

Wśród rodaków wciąż najpopularniejsze są tzw. kompakty, czyli aparaty mieszczące się w kieszeni, z zamontowanym na stałe obiektywem. Ale producenci już szykują się na wojnę o segment cyfrowych lustrzanek, czyli aparatów z wyższej półki. Podczas gdy w kompaktach ceny już się niemal ustabilizowały, ceny lustrzanek ostro pikują w dół. Jak mówi Barbara Lizończyk z Olympusa, np. aparat Olympus E-1 w grudniu 2004 r. kosztował 5999 zł (cena brutto), dziś - 3699 zł.

Pierwsze starcie już niedługo - wielkimi krokami zbliżają się wakacje, a to tradycyjnie najlepszy okres dla sprzedaży (letnie wojaże trzeba przecież uwiecznić). Druga taka okazja trafi się dopiero przed świętami Bożego Narodzenia, gdy cyfrówki będą kupowane jako prezenty pod choinkę.

Co warto wiedzieć

Matryca aparatu składa się z milionów miniaturowych elementów, tzw. pikseli. Kiedy światło pada na matrycę, każdy taki piksel mierzy jego natężenie i wytwarza odpowiedni sygnał elektryczny. Ten zostaje zamieniony na sygnał cyfrowy i zapisany na karcie pamięci aparatu. Piksele zebrane do kupy dają obraz, jaki uwieczniliśmy.

Teoretycznie im więcej pikseli, tym lepsza jakość zdjęć - to ważne przy ich drukowaniu lub powiększaniu. Teoretycznie, bo o jakości zdjęcia decyduje też fizyczna wielkość matrycy w aparacie - zwłaszcza w niektórych modelach kompaktowych są one niewielkie. Może się więc zdarzyć, że lepsze zdjęcie wyjdzie nam z 4 niż 5 megapikseli.

Jednak przeciętnemu użytkownikowi aparat o rozdzielczości 4 megapikseli powinien wystarczyć do wykonywania zdjęć w formacie A4. Do standardowego formatu 10 x 15 cm wystarczą 3 megapiksele.

Przy wyborze aparatu nie patrzmy na zoom cyfrowy, który pozwala on na powiększenie obrazu na wyświetlaczu. Obraz wydaje się większy, ale powiększenie odbywa się sztucznie przez "rozciągnięcie" pikseli, na czym traci jakość zdjęcia.

Zdjęcia robię techniką:
Copyright © Agora SA