Polacy mają pieniądze i kupują coraz więcej

Zarabiamy coraz więcej i wydajemy coraz więcej. Restauracje, spożywczaki, sklepy z odzieżą, butami czy biżuterią notują niespotykane od lat tłumy klientów.

100 mld zł wydaliśmy w ubiegłym roku na zakupy w sklepach. Zarabiamy coraz więcej i wydajemy coraz więcej. Restauracje, spożywczaki, sklepy z odzieżą, butami czy biżuterią notują niespotykane od lat tłumy klientów.

Aż 1850 zł - tyle kosztuje najdroższa nominalnie akcja na warszawskiej giełdzie. Jej emitentem jest gdański LPP, właściciel kilku marek odzieżowych (m.in. Reserved, Cropp). Jeszcze rok temu papiery LPP kosztowały nawet niecałe 500 zł. Skąd taki wzrost? W kwietniu ponad 250 sklepów LPP sprzedało ubrania za blisko 370 mln zł - aż o 73 proc. więcej niż przed rokiem.

To nie wyjątek. W błyskawicznym tempie sprzedaż zwiększają inne firmy odzieżowe oraz m.in. producenci butów, sprzętu AGD, biżuterii, a nawet restauratorzy. Według Supermarket News sprzedaż największych 50 sieci handlowych wzrosła w ub.r. o 20 mld zł i doszła prawie do 100 mld. Numer jeden na naszym rynku niemiecki koncern Metro (hipermarkety Real, sklepy z elektroniką Media Markt i Saturn) sprzedał towaru za 13,6 mld zł, blisko 2 mld zł więcej niż w 2005 r.

Ten konsumpcyjny amok nasila się. Sprzedaż detaliczna, która jest miarą tego, ile Polacy kupują, z każdym miesiącem bije rekordy: w styczniu wzrosła o 16,5 proc. w skali roku, w lutym o 17,5 proc. Najnowsze, marcowe dane pokazały aż 19,2 proc. wzrostu. To dużo więcej, niż spodziewali się analitycy.

Puchną portfele...

- Gospodarka pędzi do przodu - mówią radośnie szefowie firm giełdowych i chwalą się świetnymi (na ogół) wynikami za I kwartał roku.

- Znakomicie zamknęliśmy pierwszy kwartał: skonsolidowane przychody wyniosły 41,32 mln zł, co oznacza wzrost sprzedaży o ponad 30 proc. w porównaniu z tym samym okresem rok wcześniej - mówi Witold Andrzej Zabłocki, wiceprezes zarządu Sfinks Polska.

- Wzrasta zainteresowanie produktami luksusowymi: droższą biżuterią ze złota, z diamentami i innymi kamieniami szlachetnymi, oraz ekskluzywnymi zegarkami, których ceny zaczynają się od kilku tysięcy złotych - ocenia Helena Palej z sieci sklepów jubilerskich Apart. - Ostatnio w centrum handlowym sprzedaliśmy kolię z perłami za 30 tys. zł, dawniej takich transakcji było mało, a teraz są na porządku dziennym.

W podobnym tonie wypowiada się Ivo Makówka z sieci delikatesów Alma Market: - Ludzie do koszyków zaczęli wkładać droższe wina, whisky, cygara, kawior. Mocno rośnie popyt na owoce morza, które nasze delikatesy sprowadzają na indywidualne zamówienie: piotrosze, turboty, diabły morskie, ośmiornice.

Skąd taki pęd zakupów? Polacy nie boją się już utraty pracy. Mało tego. To ich szukają dziś pracodawcy. W szybkim tempie rosną wynagrodzenia - w marcu były o prawie jedną dziesiątą wyższe niż rok wcześniej. Swoje pięć groszy dorzucają Polacy zatrudnieni za granicą. Szacuje się, że w poszukiwaniu pracy wyjechało ok. 2 mln Polaków. Znaczna ich część krąży teraz między Polską a np. Wielką Brytanią. Co miesiąc przekazują pieniądze rodzinom do kraju.

Polska gospodarka ostatni raz taki boom konsumpcyjny przeżywała tuż przed naszym wejściem do Unii Europejskiej. Wtedy jednak Polacy rzucili się do sklepów nie dlatego, że mieli coraz więcej pieniędzy, ale ze strachu, że po wejściu do UE wzrosną ceny niektórych towarów, m.in. przez wyższy VAT. Z półek znikały wtedy armatura i kafelki, materiały budowlane i cukier. Zakupy Polaków napędzały gospodarkę, która w I i II kw. 2004 r. rozwijała się w tempie 6-7 proc.

...rośnie i giełda

Według ekonomistów BRE Banku konsumpcja będzie teraz napędzać wzrost gospodarczy bardziej niż eksport i inwestycje. A to przekłada się na lepsze wyniki przedsiębiorstw i ich notowania na giełdzie. - To błędne koło. W tym przypadku pozytywne - uważa Adam Ruciński, doradca inwestycyjny z kancelarii Ruciński i Wspólnicy.

Tylko w ciągu roku notowania giełdowe W.Kruka, jednego z największych sprzedawców biżuterii, wzrosły czterokrotnie. Na akcjach Artmana czy Sphinksa (właściciel restauracji Sfinks i Chłopskie Jadło) można było zarobić przez rok ponad 100 proc., na Vistuli & Wólczance - prawie 200 proc.

A to nie koniec. Już od kilku miesięcy analitycy i doradcy inwestycyjni z krajowych instytucji finansowych mówią, że inwestorzy, którzy do niedawna skupiali się tylko na branży budowlanej, teraz łapczywie patrzą na spółki zajmujące się handlem i usługami.

- Jakiś czas temu Amerykanie przestali inwestować i oszczędzali na wydatkach. Powodem były duże spadki na giełdzie. Ludzie poczuli się ubożsi i spadła skłonność do wydawania pieniędzy. W jakimś stopniu taka zależność występuje też w Polsce - mówi Ruciński. Jak długo to potrwa? - Najbliższe pięć lat to okres, w którym możemy czuć się bezpiecznie - dodaje.

- To dopiero początek. Nie widać na razie żadnego osłabienia na rynku pracy, a wręcz przeciwnie. To gwarantuje dobrą koniunkturę w gospodarce i bardzo długi wzrost konsumpcji - przewiduje główny ekonomista Noble Banku Alfred Adamiec. - Rozpędzoną koniunkturę w Polsce podtrzyma organizacja tak dużej imprezy jak Euro 2012. Wzrosną inwestycje, ale to też okazja do zwiększonej konsumpcji.

Część ekonomistów obawia się jednak, że zbyt duża konsumpcja może doprowadzić w końcu do wzrostu inflacji. Podobnie było właśnie w 2004, kiedy inflacja wzrosła do ponad 4 proc. Zakupową gorączkę musiała wtedy studzić Rada Polityki Pieniężnej, podwyższając stopy procentowe. Pod koniec kwietnia tego roku RPP podniosła stopy o 0,25 pkt proc. Pierwszy raz od prawie trzech lat.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.