Ostatni bój o dyrektywę usługową

Po wielogodzinnej dyskusji unijne rządy uzgodniły w poniedziałek wieczorem ostateczny kształt dyrektywy usługowej. Polsce i innym krajom udało się wprowadzić kilka ważnych poprawek

Ostatni bój o dyrektywę usługową

Po wielogodzinnej dyskusji unijne rządy uzgodniły w poniedziałek wieczorem ostateczny kształt dyrektywy usługowej. Polsce i innym krajom udało się wprowadzić kilka ważnych poprawek

Sprawująca przewodnictwo w UE Austria bardzo chciała, by w poniedziałek dyrektywa usługowa została ostatecznie zaakceptowana przez przedstawicieli 25 unijnych rządów co praktycznie zakończyłoby długą i głośną batalię.

Znalezienie kompromisu okazało się jednak trudne. Unijni ministrowie gospodarki, w tym minister Piotr Woźniak, do późnych godzin wieczornych spierali się o ostateczny kształt nowego unijnego prawa dotyczącego świadczenia usług. Bo chociaż od dawna było wiadomo, że dyrektywa nie będzie miała tak liberalnych przepisów, jak mogłyby sobie życzyć niektóre państwa (także Polska), to rządy do ostatniej chwili walczyły o wprowadzenie choćby kosmetycznych poprawek. Dyskusja trwała w sumie ponad osiem godzin. Emocje związane z dyrektywą usługową łatwo wytłumaczyć. Usługi to najważniejsza gałąź unijnej gospodarki zatrudniająca ponad 115 mln obywateli UE (dane z 2005 r.) i generująca grubo ponad połowę unijnego PKB.

Najważniejsze postanowienia dyrektywy pozostaną takie same, jak chciał Parlament Europejski. Zamiast "zasady kraju pochodzenia", która pozwalałaby usługodawcom działać w innym kraju UE według macierzystych reguł, w dyrektywie pozostanie zasada "swobody świadczenia usług". W praktyce oznacza to, że usługi muszą być świadczone przy poszanowaniu lokalnych przepisów, ale przy jednoczesnym zagwarantowaniu, że nie będą dyskryminować zagranicznych usługodawców.

Także inny, kluczowy zapis pozostanie taki, jak chciał europarlament - spod zakresu stosowania dyrektywy będą wyłączone wybrane usługi, jak np. opieka zdrowotna, transport publiczny, agencje pośrednictwa pracy, agencje ochrony itp. Nie było szans, by polski rząd mógł doprowadzić do zmiany tych dwóch kluczowych zapisów.

Polscy dyplomaci zapewniali jednak, że udało się przekonać pozostałe państwa do innej zmiany - wprowadzenia monitoringu. W dyrektywie pojawi się bowiem zapis, który zobowiąże poszczególne państwa UE do regularnego raportowania, czy np. wydawane decyzje administracyjne dotyczące usługodawców nie mają dyskryminującego charakteru. Nad przestrzeganiem tego zapisu ma czuwać Komisja Europejska. - Jestem zadowolony, otwiera się przed nami ogromny rynek - powiedział PAP minister gospodarki Piotr Woźniak.

Zadowolona była również Komisja Europejska. - Ktoś, kto chciałby się o to zakładać, stwierdziłby, że są bardzo niewielkie szanse, że to się kiedykolwiek stanie - żartował Charlie McCreevy, unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego, komentując decyzję ministrów.

Zaakceptowany przez unijne rządy tekst dyrektywy trafi teraz do drugiego czytania w Parlamencie Europejskim. Ponieważ większość unijnych rządów zgodziła się z jego wcześniejszymi korektami, to powinno być już tylko formalnością.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.