Jak za unijne euro zwalczać bezrobocie

W siedem lat na reformę rynku pracy wydamy prawie 10 mld euro. Najwięcej na wspieranie zatrudnienia: staże, szkolenia, dopłaty dla małych i średnich przesdiębiorców, którzy decydują się zatrudniać

Gazeta" dotarła do pierwszych projektów wykorzystania pieniędzy z budżetu UE na lata 2007-13. Powstały w resorcie rozwoju przy współpracy ekspertów z innych ministerstw. Wczoraj opisaliśmy, jak rząd chce inwestować w infrastrukturę i środowisko; dziś - o rynku pracy.

Podstawowy cel to obniżenie bezrobocia. Z dzisiejszych 18 proc. mogłoby spaść nawet do 13,4 proc. (to prognoza resortu gospodarki, może się zmienić na lepsze). Polska chce też uaktywnić osoby dziś zmarginalizowane - niepełnosprawnych (aż 5,5 mln osób), długotrwale bezrobotnych (połowa nie ma pracy ponad rok).

Jeżeli plan się powiedzie, z dziesięciu Polaków zdolnych do pracy siedmiu mogłoby mieć zajęcie. Takie są cele strategii lizbońskiej, która ma zmienić Unię w konkurencyjną gospodarkę. Dziś w Polsce wskaźnik zatrudnienia - jeden z najniższych w UE - sięga zaledwie 50 proc.

Na to wszystko jest ponad 9,5 mld euro (z naszym wkładem własnym) - ponad 38 mld zł. 70 proc. dostaną samorządy i inne podmioty regionalne.

Program definiuje na razie tylko cele. Dokładne projekty, jak wydać pieniądze, leżą w szufladach firm, samorządów i organizacji pozarządowych. Konkursy mają wyłonić najlepsze z nich.

Większość dla ludzi

Magdalena Tarczewska-Szymańska, dyrektor departamentu wdrażania EFS w Ministerstwie Pracy: - Zasadą naczelną przy tworzeniu programu było to, żeby jak najwięcej pieniędzy na walkę z bezrobociem trafiało bezpośrednio do ludzi, a nie do instytucji. Walka z bezrobociem w ten sposób daje najlepsze efekty.

Najwięcej pieniędzy - 4,1 mld euro - ma iść na wspieranie zatrudnienia: staże, szkolenia, dopłaty dla małych i średnich firm, które będą chciały przyjmować do pracy, pomoc w przekwalifikowaniu się po utracie pracy, a także na kształcenie ustawiczne i nowe programy edukacyjne.

Te pieniądze popłyną za pośrednictwem m.in. organizacji szkoleniowych i samorządów do ludzi, którzy nie mają pracy. Jak wynika z dotychczasowych doświadczeń, pieniądze z UE skutecznie wyciągają Polaków z bezrobocia. Dotychczas z unijnych szkoleń skorzystało u nas ponad 420 tys. osób, ponad połowa z nich znalazła potem pracę.

Część firm szkoleniowych i ekspertów wytyka, że w programie jest niewiele pieniędzy przeznaczonych wyłącznie na szkolenia dla kadr nowoczesnej gospodarki: nauki ścisłe, informatyków. - Ależ my chcemy dać jak najwięcej pieniędzy na szkolenia informatyków i wszystkich specjalistów, którzy pracują w innowacyjnych polskich firmach - zapewnia wiceminister w resorcie rozwoju regionalnego Jerzy Kwieciński. Jak jednak wyjaśnia, jest jednak jeszcze za wcześnie, aby sztywno określać wydatki na szkolenia. - Priorytetem rządu jest jak największa pomoc szkoleniowa dla firm usługowych, które są konkurencyjne na europejskim i światowym rynku. Ci przedsiębiorcy będą mieli szanse na bardzo duże pieniądze - mówi.

Miliard euro eksperci rządowi chcieliby przeznaczyć na inwestycje w edukację - stypendia dla najzdolniejszych w ubogich regionach, tak by sytuacja ekonomiczna nie blokowała dostępu do wykształcenia.

Istotną częścią programu będą pieniądze dla osób powyżej 50. roku życia, by mogły podnosić swoje kwalifikacje i dłużej pozostawać na rynku pracy. To konieczność wobec starzenia się polskiego społeczeństwa.

Duży nacisk ma być położony na wyposażanie absolwentów w odpowiednie umiejętności. Z badań popytu na pracę GUS wynika, że w 20 proc. przedsiębiorstw w Polsce zgłaszany jest brak kandydatów o odpowiednich kwalifikacjach. Dlatego ponad pół miliarda euro pójdzie na nowoczesne szkolenia dla firm, m.in. e-learning.

Więcej inżynierów, informatyków

- Musimy inwestować nie tylko w twardą infrastrukturę, ale przede wszystkim w zasoby ludzkie. Gospodarka coraz mocniej oparta jest na wiedzy - mówi Jerzy Kwieciński. Dlatego zespół rządowy zaproponował m.in. znacznie więcej pieniędzy na kształcenie polskich studentów w dziedzinie nauk ścisłyuch.

30 proc. pieniędzy pójdzie na wsparcie dla instytucji, które zajmują się m.in. edukacją i aktywizacją bezrobotnych. Głównie na doskonalenie programów nauczania i wsparcie dla kierunków takich jak fizyka, studia inżynierskie, mechaniczne, biotechnologiczne, informatyczne.

Autorzy programu podkreślają, że kierunki ekonomiczne i administracyjne są dziś w Polsce nadreprezentowane. W roku akademickim 2004/05 ponad jedna trzecia absolwentów pochodziła stamtąd. Kierunki pedagogiczne skończyło ponad 15 proc. osób, a inżynieryjno-techniczne tylko 5,7 proc. Informatyczne - jedynie 34 z każdego tysiąca studentów! A humaniści są dziś znacznie bardziej zagrożeni bezrobociem. Stąd bodźce do zachęcenia studentów do wybierania innych studiów. Na ten cel - razem z pieniędzmi na podnoszenie kwalifikacji nauczycieli - pójdzie 959 mln euro z Europejskiego Funduszu Społecznego i 169 mln euro z naszego wkładu własnego.

Kto jeszcze może liczyć na pieniądze? Niepełnosprawni, uchodźcy, Romowie, bezdomni - oni mają duże kłopoty z wejściem na rynek pracy. Będą także fundusze (319 mln euro) na szkolenia dla administracji publicznej (m.in. na wdrożenie systemów pomagających oceniać pracę urzędów i kontrolować jakość ich usług). 90 mln euro zarezerwowano dla lekarzy, pielęgniarek i farmaceutów na podnoszenie kwalifikacji.

Nad Programem Operacyjnym "Kapitał Ludzki" na razie debatują ministrowie: zdrowia, pracy, administracji, oświaty, a także samorządy województw. Po tym, jak zostanie ustalona ostateczna wersja, projekt trafi do konsultacji społecznych, a prawdopodobnie pod koniec września - do Komisji Europejskiej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.