Nowy sposób na piracki handel w internecie

Polscy komputerowcy wpadli na prosty i genialny pomysł na nielegalny handel filmami i muzyką. A przy tym zawiązali policji ręce, bo żaden z nas nie nadstawi głowy, by naruszyć tajemnicę korespondencji - alarmują funkcjonariusze walczący z przestępstwami informatycznymi

Do tej pory handlowanie plikami muzycznymi i filmowymi było łatwe do wykrycia. Kupujący wchodził na portal internetowy pirata, płacił np. ustaloną kwotę na jego konto i ściągał upatrzone pozycje. Policjanci nie mieli problemu z ustaleniem właściciela witryny i kupującego. Dysponując nowoczesnym sprzętem, namierzali obu komputerowców, zatrzymywali i stawiali przed sądem. Bo za piractwo w Polsce w celach zarobkowych prawo przewiduje do pięciu lat więzienia.

- Ale teraz polscy piraci wpadli na unikatowy w skali światowej pomysł. Postanowili handlować muzyką i filmami, wykorzystując pocztę elektroniczną. I chowając się za prawem do tajemnicy korespondencji - alarmuje pragnący zachować anonimowość funkcjonariusz zwalczający przestępczość elektroniczną.

Opowiada, że piraci zakładają w internecie skrzynki e-mailowe. Tam jako załączniki podczepiają pirackie utwory. Jeśli ktoś chce je ściągnąć, płaci np. SMS-em za udostępnienie jednorazowego loginu i hasła. Otwiera skrzynkę pocztową i ściąga, co chce. - Zwykle taka skrzynka działa do 30 dni. Potem znika. Piraci zakładają następne i proceder kwitnie. Informacjami o lokalizacji skrzynek, zawartości i sposobach płacenia wymieniają się na czatach - opowiadają policjanci.

Funkcjonariusze śledzą nowe zjawisko w sieci, ale przyznają, że nie wiedzą, jak z nim walczyć. - Przecież nikt z nas nie nadstawi głowy, by otworzyć taką skrzynkę. To może skończyć się dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy i sprawą w sądzie. Komputerowcy o tym wiedzą i działają w poczuciu całkowitej bezkarności - denerwują się.

Hubert Basiński z poznańskiej kancelarii adwokackiej dr Marcin Wojcieszak przyznaje, że samowolne otwarcie skrzynki przez policjanta może narazić go na zarzut naruszenia dóbr osobistych, w tym prawa do prywatności oraz tajemnicy korespondencji. A za to oprócz usunięcia z pracy grozi nawet do dwóch lat więzienia.

Policjanci teoretycznie mogą wejść legalnie do cudzej skrzynki e-mailowej, bo procedury prawne dają taką możliwość. Ale wcześniej muszą przejść długą drogę służbową. Najpierw przekonać szefa, że są pewni co do przestępstwa popełnianego w danej skrzynce. Ten musi się zwrócić do prokuratora, a on z kolei wszcząć postępowanie przygotowawcze i zwrócić się do sądu rejonowego o zgodę na inwigilację.

- To prawda, że szybka interwencja policjantów w takiej sytuacji jest trudna. Bo cała procedura może trwać do 30 dni. A do tego jest dużo papierów do wypełnienia - przyznaje komisarz Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.

Funkcjonariusze twierdzą, że mają też kłopot z "uprawdopodobnieniem" przestępstwa. Bo przed otwarciem skrzynki dysponują jedynie spisaną wymianą zdań z internetowego czatu. A to jest mało przekonującym dowodem. - Potrzebne są nam uprawnienia, jakie ma FBI w Stanach Zjednoczonych. Oni w takich sytuacjach mogą bardzo szybko reagować - podpowiadają policjanci.

Komisarz Urbański: - To prawda, że w USA obowiązują uproszczone procedury przy jednoczesnej kontroli sądowej, czy nie dochodzi do nadużyć. Ale i my możemy w uzasadnionych przypadkach występować bezpośrednio do sądów. To może trwać od jednego dnia do dwóch tygodni. W specyficznych sprawach już z tej procedury korzystamy i w przypadkach piractwa e-mailowego też będziemy to robić - mówi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.