Czy grozi nam epidemia ptasiej grypy?

Prawdopodobnie w tym roku ptasia grypa dopadnie polskie stada drobiu. Jednak eksperci zapewniają, że wirus nie ma szans przenieść się na ludzi

Na razie jest spokój. W zimie nie przelatują nad Polską wędrowne ptaki, a to one mogą zarazić stada drobiu. Ale już za kilka tygodni przeloty się zaczną.

- Prawdopodobieństwo zarażenia drobiu w tym roku ptasią grypą oceniamy na 40 proc. - mówi dr Tadeusz Witaszka z Instytutu Weterynarii w Puławach, który monitoruje choroby zakaźne u zwierząt.

Wystarczy jedno ognisko choroby, by nasze granice zostały zamknięte dla eksportu mięsa - i białego, i czerwonego (zgodnie z prawem unijnym). Dla hodowców drobiu to będzie klęska, za granicę sprzedają ponad 40 proc. produkcji. Zakaz eksportu sprawi, że góra drobiowego mięsa zaleje nasz rynek, konsumenci ze strachu nie będą go chcieli kupować nawet po niskich cenach. Wielu hodowców może zbankrutować. Przedsmak mieli już w zeszłym roku. - Do sierpnia było świetnie, produkcja rosła i nie mogliśmy nadążyć za popytem krajowym - opowiada prezes Krajowej Rady Drobiarskiej (KRD) Rajmund Paczkowski. - Ale jak we wrześniu ptasia grypa zaczęła się do nas zbliżać, pojawiła się w Rosji, potem na Ukrainie, w Rumunii, to Polacy zaczęli się bać i popyt się załamał.

Według wyliczeń KRD ceny mięsa drobiowego w kraju spadły od września o 10-20 proc., a spożycie nawet o 30 proc. Ale sytuację ratował eksport do Unii i krajów arabskich.

Zdaniem prof. Lidii Brydak z Krajowego Ośrodka ds. Grypy lęk Polaków przed mięsem kurczaków, gęsi i kaczek jest nieuzasadniony. Na półki sklepowe trafia mięso drobiowe kilkakrotnie badane. Do tego Polacy nie jadają surowego mięsa drobiowego, a wirus ginie w temperaturze 70 stopni. Źródłem zakażenia może być jedynie chory drób kupiony poza sklepem - na targu lub bazarze. Dlatego eksperci apelują, by na wszelki wypadek nie kupować mięsa niewiadomego pochodzenia.

Granice Rosja zamknęła 10 listopada z powodu notorycznego, jak podano, fałszowania przez polskich eksporterów świadectw weterynaryjnych. Fałszowano najczęściej nazwę zakładu mięsnego (te, które nie miały uprawnień eksportowych, podszywały się pod te z uprawnieniami) lub rodzaj towaru (sprzedawno dobre mięso, a na fakturach wpisywano podroby, od których jest niższe cło). Takich fałszywych świadectw wykryto 37 na ponad 20 tys. wydanych. Od 10 listopada do Rosji nie jest wpuszczane mięso białe i czerwone z Polski, zaś kilka dni później granice zamknięto z podobnych powodów dla produktów roślinnych.

W przeszłości, kiedy Rosja zamykała granice przed jakimiś produktami, zwykle mijały przynajmniej trzy miesiące, zanim je otworzyła. Minęły już dwa miesiące, dlatego minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel wyraził niedawno nadzieję, że wkrótce blokada się skończy. Zachmatow też wyraził nadzieję, ale już znacznie bardziej ostrożnie. Według niego jeszcze w tym tygodniu rosyjski minister rolnictwa "zapozna się z aktualną sytuacją". Jednak Rosja potrzebuje "gwarancji biznesowych, że nie będzie już łamania prawa". - Chodzi o gwarancje kupieckie, jakaś struktura biznesowa musi wziąć na siebie odpowiedzialność za polskich eksporterów i zagwarantować, że takie przypadki się nie powtórzą - wyjaśniał Zachmatow na wczorajszej konferencji prasowej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.