Kto naprawdę zyskuje na wspólnym rolnictwie?

190 tys. euro rocznie - tyle zarabia holenderski minister rolnictwa, właściciel dwóch gospodarstw, na samych tylko dopłatach bezpośrednich z unijnej kasy. Irracjonalność Wspólnej Polityki Rolnej doprowadza do pogłębienia się różnic między poszczególnymi regionami UE

Wielu Holendrów zapewne zaszokowała informacja, jaką w piątek podał dziennik "International Herald Triubune". Ich minister rolnictwa Cees Veerman, posiadacz dwóch farm - jednej w Holandii, drugiej we Francji - dostał w ub.r. 190 tys. euro dopłat bezpośrednich.

Ujawnienie w piątek w "IHT" dochodów ministra Veermana to element kampanii zwolenników reformy Wspólnej Polityki Rolnej. Już od dłuższego czasu starają się oni udowodnić, że WPR w swojej obecnej postaci jest korzystna przede wszystkim dla wielkich posiadaczy ziemskich. Przykładowo, niektórzy arystokraci w Wielkiej Brytanii - właściciele wielkich posiadłości ziemskich, z których część jest uprawiana - dostają ponad 500 tys. euro dopłat rocznie. A w Danii jednym z największych beneficjentów jest książe Joachim, syn królowej Danii Małgorzaty II, właściciel wielkich połaci ziemi w Jutlandii.

Te nieproporcjonalnie duże zyski w porównaniu ze zwykłymi rolnikami to jednak nie najcięższy grzech WPR. Także w piątek opublikowany został raport trzech brytyjskich naukowców, którzy dowodzą, że Wspólna Polityka Rolna prowadzi do pogłębiania się szkodliwych różnic gospodarczych między europejskimi regionami.

Aż 80 proc. całego budżetu rolnego Unii (rocznie ponad 90 mld euro) trafia do farmerów z Europy Północnej stanowiących raptem 20 proc. wszystkich rolników Unii - dowodzi prof. Mark Shucksmith z Uniwersytetu w Newcastle, współautor cytowanego przez "FT" raportu. W tych regionach od lat utrzymuje się koncentracja dużych farm. I farmy te stają się coraz większe, akumulując pieniądze, które nie mogą popłynąć na Południe lub na Wschód. - WPR działa w ten sposób, że wspiera produkcję: im więcej się produkuje, tym większe otrzymuje się subsydia - przypomina Shucksmith.

Za radykalną i szybką (jeszcze przed 2013 r.) reformą polityki unijnej opowiada się brytyjski rząd. Sprzeciwia się temu m.in. Francja, której politycy uważają, że o ewentualnych zmianach można rozmawiać dopiero w 2014 r. Fundamentalny spór premiera Tony Blaira i prezydenta Jacques'a Chiraca w sprawie reformy rolnictwa doprowadził do fiaska czerwcowego szczytu Unii Europejskiej.

Konflikt o przyszłość w WPR rozgrywa się głównie między Londynem i Paryżem. Inne państwa (w tym Polska i Hiszpania) zajmują dożo bardziej ostrożne stanowiska. Ciekawostką jest to, że o ile premier Holandii Jan Peter Balkenende chciał poprzeć Brytyjczyków, o tyle jego zarabiający 190 tys. euro minister zdecydowanie opowiedział się za Chirakiem. I zagroził dymisją, gdyby Holandia miała oficjalnie poprzeć szybką rewizję WPR.

Copyright © Agora SA