Zwolnienia w największych przedsiębiorstwach

Największe państwowe firmy zabrały się właśnie do głębokiej restrukturyzacji. Ma przynieść oszczędności. Ceną są tysiące zwalnianych pracowników.

Obecne redukcje zatrudnienia to już trzecia fala zwolnień. - Pierwsza była w pierwszej połowie lat 90. Firmy zauważyły, że zbyt liczne załogi są jedną z przyczyn gorszych wyników finansowych, i starały się zlikwidować niepotrzebne etaty - mówi prof. Witold Orłowski, doradca ekonomiczny prezydenta. To wtedy o ponad 200 tys. zmniejszyła się liczba zatrudnionych w górnictwie.

Drugą falę wywołał kryzys gospodarczy w Rosji w 1998 r. Spółki zmniejszały produkcję i cięły koszty. Skalę zwolnień zwiększyła pogarszająca się sytuacja gospodarcza w kraju.

- Firmy, chcąc przetrwać trudny okres, zmuszone były do zmniejszania liczby pracowników - mówi Orłowski. Elementem tej fali były zwolnienia w spółkach, które przejęli zagraniczni inwestorzy. W bankach pracę straciło około 40 tys. osób. To tak jakby zniknął jako pracodawca cały PKO BP.

Na korytarzach aż huczy

Trzecia fala zwolnień właśnie się rozpoczęła. Przyznają to ekonomiści. - W najbliższych miesiącach duże redukcje planuje wiele firm, to efekt dostosowywania się do coraz bardziej konkurencyjnej gospodarki - mówi Orłowski.

Zwalniać pracowników zamierzają najwięksi. Nic dziwnego, że nastroje w spółkach są minorowe. "W PKO BP jestem od niedawna. Obserwuję pracowników, zwłaszcza tych starszych. O niczym innym nie mówią, tylko czy i kiedy zostaną zwolnieni. Ja na szczęście już się uodporniłem. Wcześniej pracowałem w banku BPH, w którym restrukturyzację i zwolnienia przeprowadził kilka lat wcześniej inwestor strategiczny - niemiecki HypoVereinsbank" - napisał internauta na forum "Gazety".

Zwolnienia to główny temat "cichych" rozmów w PZU, największej krajowej firmie ubezpieczeniowej. Przeciwko redukcji załogi protestują związkowcy z PKN, grożą nawet strajkiem. Dziwią się, że spółka zwalnia, gdy notuje rekordowe zyski.

Powody mają różne

- Dlaczego akurat teraz? Wreszcie mamy stabilne władze w PZU. Prezesem od maja 2003 roku jest Cezary Stypułkowski, który wcześniej przeprowadził restrukturyzację w Banku Handlowym - usłyszeliśmy w PZU. - Szerokich zmian w spółce nie sposób przeprowadzić w sytuacji, gdy dochodzi do częstych zmian kierownictwa. Zatrudniające 16,5 tys. osób PZU od ubiegłego roku zmienia strukturę organizacyjną, integruje systemy informatyczne. - Budujemy także wspólną bazę informacyjną o klientach spółek, tak by lepiej ich obsługiwać - mówi Tomasz Fill, rzecznik PZU. Ile osób będzie zmuszonych odejść? Rzecznik nie chce o tym mówić.

PKN chce zlikwidować niepotrzebny szczebel organizacyjny - Regionalne Jednostki Organizacyjne. - Poprzedni zarząd nie miał tak silnego wsparcia w radzie nadzorczej jak obecny. Teraz kierownictwo wie, że zwolnienia nie staną się przyczyną politycznych rozgrywek w radzie, i nie boi się podjąć tak niepopularnych decyzji - mówi wysokiej rangi przedstawiciel PKN. Restrukturyzacja jest także konieczna, bo konkurencja ostro naciska. Orlen traci rynek detaliczny, a bez niego spadnie do drugiej albo trzeciej ligi w regionie.

Pracę może stracić do 300 z ponad 10 tys. pracowników PKN. Ale to może być dopiero zapowiedź wielkich zmian w firmie. Przedstawiciele spółki nieoficjalnie przyznają, że w niektórych działach spółki pracuje nawet o 30-40 proc. osób więcej niż u konkurencji. Efekt jest taki, że firma ma gorsze wskaźniki na zatrudnionego.

Największy w kraju producent energii, holding BOT (tworzą go trzy elektrownie i dwie kopalnie), też wypada blado na tle zagranicznych konkurentów. Ma niższą rentowność niż np. czeski koncern energetyczny EEZ. W BOT wyprodukowanie tej samej ilości energii co w niemieckich koncernach E.ON czy RWE wymaga pracy prawie dwukrotnie większej liczby osób.

- By być konkurencyjni, musimy zmniejszyć zatrudnienie. W innym przypadku nawet to, że bazujemy w znacznej części na tanim nośniku energii, jakim jest węgiel brunatny, nam nie pomoże - uważa prezes holdingu Zbigniew Bicki. Jeszcze w tym roku spółka chciałaby zwolnić 3-4 tys. spośród 23 tys. pracowników.

PKO BP pomimo zakończonej w ubiegłym roku restrukturyzacji także w tym roku będzie zwalniał. Zatrudnienie spadnie o kolejne 1,2-1,5 osób. A warto dodać, że od początku 2000 roku z banku odszedł co dziesiąty pracownik. Teraz jest ich nieco ponad 35 tys.

- Wszystko odbywa się w porozumieniu ze związkami zawodowymi. Bank dokłada wszelkich starań, aby proces zwolnień przebiegał w sposób jak najmniej dotkliwy dla pracowników - mówi rzecznik banku Marek Kłuciński. Bank nie zdradza wysokości odpraw.

Dlaczego teraz?

- Łatwiej jest zwalniać pracowników, gdy firmy są w dobrej sytuacji ekonomicznej, bo stać je np. na odprawy - uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku. - A prawie wszystkie spółki wolą zapłacić swoim pracownikom, byleby redukcje odbywały się w warunkach spokoju społecznego - dodaje ekonomista.

Restrukturyzacja w wielu firmach to także efekt stabilizacji politycznej. Wcześniejsze częste zmiany na stanowisku szefa Ministerstwa Skarbu powodowały dużą rotację wśród prezesów, a to nie sprzyjało gruntownym zmianom. Szefowie państwowych spółek zamiast je reformować, starali się przeczekać.

Restrukturyzację firm popiera skarb państwa.

Kuszenie odprawami

Spółki zachęcają pracowników do odchodzenia rekordowymi odprawami sięgającymi nawet 100 tys. zł. - Ten wydatek zaowocuje w przyszłości zmniejszeniem kosztów - mówią w BOT. Odchodzący może otrzymać tam nawet 150 tys. zł.

Prawie 100 tys. daje średnio PKN Orlen. Niektórzy otrzymają propozycję przejścia do innych spółek grupy, np. Rafinerii Trzebinia. Chętni będą mogli także wydzierżawić należące do Orlenu stacje benzynowe.

O wysokości odpraw nie chcą mówić w PZU i PKO BP.

Zdaniem prof. Marka S. Szczepańskiego, socjologa z Uniwersytetu Śląskiego, odprawy to nie jest jednak najlepszy sposób na rozwiązanie problemu nadzatrudnienia. - Firmy decydują się na takie rozwiązanie, bo jest najłatwiejsze. Ale wcale nie oznacza, że najlepsze. Pół biedy, jeśli zwolnienia mają miejsce w dużych miastach. Tam zwykle ofert pracy jest więcej. Często jednak zwalniające ludzi zakłady są jedynym pracodawcą na danym terenie - mówi. Wynikiem dużych zwolnień może być jego zdaniem np. wzrost przestępczości. - Efekt jest taki, że biorący odprawy wracają na państwowy garnuszek. Lepiej stałoby się, aby firmy zamiast dawać pieniądze, proponowały nowe stanowiska pracy - mówi socjolog.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.