Bunt "mrówek" na polsko-rosyjskiej granicy

Plan powstał, kiedy kolejną noc oczekiwali na odprawę do Polski. Przy kilku butelkach wódki Jelcyn ustalili: zablokujemy granicę. Kto? Przemytnicy detaliści

Z przejścia granicznego z obwodem kaliningradzkim w Gronowie-Momonowie żyje około 300 polskich "mrówek". To drobni przemytnicy znajdujący się na samym dole granicznej drabiny. Jeżdżą samochodami wartymi nie więcej niż 1,5 tys. zł - od malucha do poloneza, same "trupy". Jak mają szczęście, za jeden wypad zarobią kilkaset złotych, jak pecha, to tracą towar i dostają 100-złotowy mandat. Od święta zdarzają się pokazówki, wtedy celnicy robią sprawę karną, a "mrówka" traci cały towar i ma jeszcze wyrok w zawieszeniu.

Oczywiście, bez problemu można przewieźć legalnie litr wódki, 200 papierosów i pełen bak benzyny. Tylko że od pewnego czasu oczekiwanie na odprawę celną z Rosji do Polski trwa trzy-cztery dni i zarobek jest wtedy żaden.

Celnicy, choć niechętnie, ale przyznają, że chodzi o uniemożliwienie "mrówkom" codziennego przekraczania granicy. - To, co oni robią, ze względu na częstotliwość, to przecież przemyt - tłumaczą celnicy. - Odkąd jesteśmy granicą UE, to nie przejedzie. Nie robimy nic, co jest niezgodne z przepisami. Po prostu skrupulatnie wykonujemy swoje zadania.

- Przed wejściem Polski do Unii dawało się obrócić z Rosji w ciągu doby. Zadowalałem się wtedy wwiezieniem dozwolonego litra wódki i dziesięciu paczek papierosów. Teraz trzeba przemycać, inaczej nie da się zarobić - denerwuje się Mariusz Cysarz, bezrobotny stolarz z Elbląga.

Samoobrona i "mrówki"

17 maja "mrówki" się zbuntowały i rano na kilka minut zablokowały granicę. Wezwano policję, ale oddział interwencyjny straży granicznej przegonił protestujących, zanim dojechali policjanci. Potem doszło do rozmów "mrówek" z wiceszefem Izby Celnej w Olsztynie Robertem Torencem. Protestujący nie usłyszeli żadnych konkretów, ale i tak są zadowoleni, bo zostali zauważeni, a na dodatek mają poparcie posła - Adama Ołdakowskiego z Samoobrony.

Po negocjacjach poseł wygłosił nawet krótkie przemówienie: - Obiecali nam, że będą załatwiać was szybciej. Umówiliśmy się na kolejne negocjacje 1 czerwca o 11. Jak się nie da z nimi pokojowo, to trzeba będzie dalej blokować - zapowiedział. Potem wsiadł w samochód i pognał do Warszawy. Pożegnały go oklaski.

- Dzwoniliśmy do wszystkich posłów, ale tylko ten jeden się nami zainteresował. Gdyby nie on, to by z nami w ogóle rozmawiać nie chcieli - mówi Elwira (lat 32, samotna matka z Elbląga, bezrobotna, dostaje 209 zł rodzinnego miesięcznie). Jej zdaniem to celnicy robią z niej przemytnika. - Gdybyśmy mogli spokojnie obrócić w jeden dzień, nikt by nie ryzykował i nie przekraczał limitu - wyjaśnia.

Zarobię albo stracę, wrócę we wtorek albo w piątek

"Postulaty dotyczące protestu na przejściu granicznym Gronowo-Mamonowo" spisała Elwira. Wyszło ich aż dziesięć. Najważniejsze dwa mówią: "Domagamy się odprawy celnej przez osoby kompetentne" i "Prosimy o wyjaśnienie, dlaczego odprawa celna uległa zmianie na naszą niekorzyść po wejściu RP do Unii".

- To przejście to jak prywatny folwark, a celnicy zachowują się jak panowie i władcy. Jak podjeżdżamy, to prawie w oczy boimy się im patrzeć. My do nich mówimy na "Pan", a oni nas tykają: "Wyjmij to, odkręć tamto, poczekaj tu". Łażą z takimi długimi śrubokrętami, niszczą nimi samochody, brudzą tapicerkę i jeszcze na koniec mówią: "Żebym cię na mojej zmianie już więcej nie widział". Co to - jego prywatna granica? Niech się cieszy, że ma stałą pracę, ja też bym tak chciał, wtedy nie musiałbym się tu poniżać - opowiada Ryszard (lat 46, kiedyś był konserwatorem w szpitalu, po redukcji jest bez pracy, czwórka dzieci, żona nie pracuje, mieszka pod Malborkiem). Teraz został takim "granicznym Wałęsą", bo stoi na czele protestujących.

- Rocznie robię 120 kursów. Każdy wyjazd to jak totolotek. Zarobię albo stracę, wrócę we wtorek albo w piątek - mówi.

Kolejny postulat: "Wnosimy sprzeciw przeciwko publicznemu dokonywania kontroli osobistej (obmacywania na pasie)". - Jedna z kobiet to celniczce w mordę dała, jak ta zaczęła ją macać po intymnych częściach ciała - opowiada Elwira. - No bo jak tak można na drodze takie przedstawienie urządzać? Co ja godności swojej nie mam?

Buntem zdumione są nawet "mrówki". - Gorzej już nie będzie, a może 1 czerwca się poprawi - zastanawia się Mariusz.

Rzecznik Izby Celnej w Olsztynie Ryszard Chudy nie komentuje zdarzenia. Oświadczył jednak: - Nam też zależy na zwiększeniu obsady tego przejścia. O proteście i postulatach poinformowaliśmy ministra finansów, bo tylko on może podjąć decyzję w tej sprawie.

Towar "mrówek" trafia do ich znajomych, sąsiadów i na bazary. Legalnie można przewieźć 10 paczek "Koziołków" (kupują za 7,50, sprzedają za 22 zł), litr wódki Jelcyn (kupują za 14, sprzedają za 25 zł), pełny bak paliwa i 10-litrowy kanister (kupują za 1,80, sprzedają za 3 zł). W zależności od wielkości baku można na benzynie zarobić od 70 do 120 zł na jednym wyjeździe.

- Jeszcze nie widziałem, żeby któryś z nich miał tylko tyle, ile można - śmieje się jeden z celników. - Wystarczy trochę pogrzebać i u każdego znajdzie się kilka butelek wódki więcej. Niektórzy to upchną tyle, że aż trudno uwierzyć, w zakola, pod siedzenia, nawet w reflektory malucha potrafią jeszcze coś wcisnąć.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.