Perły chińskiego biznesu

Li, Jing i Yu to opaleni, żylaści Chińczycy, którzy jak miliony robotników w Shenzhen ciężko pracują i zarabiają równowartość niecałych 600 zł miesięcznie. Od kolegów z fabryk zabawek, zegarków czy butów różni ich jedno: mieszkają na pięciu milionach dolarów, pracują w najbardziej ekskluzywnym biznesie w całej delcie Rzeki Perłowej

Delta Rzeki Perłowej kojarzy się z setkami tysięcy fabryk, tanią produkcją, wielomilionowymi miastami, kontenerami ładowanymi na statki do Europy, USA, Azji. Ale najszybciej rozwijający się obszar w Chinach to nie najtańsze na świecie buty, koszule i elektronika.

- Jedne z pierwszych fabryk w delcie zajmowały się właśnie perłami. My jesteśmy tutaj od 50 lat, byliśmy zanim stanęły dźwigi i 50-piętrowe wieżowce, zanim inwestorzy zbudowali sto tysięcy fabryk i Shenzhen. Oni mogą rozwinąć się albo odejść, a nasz biznes będzie kwitł. Bo kobiety kochają perły - mówi Chang Nian, menedżer Shenzhen Dong San Pearl Island Factory, państwowego zakładu przetwórstwa pereł, i uśmiecha się szeroko.

Jego firma sama hoduje, przetwarza i sprzedaje cenne "łzy morza". To jeden z najmniejszych (zatrudnia tylko kilkadziesiąt osób), ale najbardziej dochodowych biznesów w całej delcie Rzeki Perłowej.

Są tajfuny, nie ma telewizji

Li, Jing i Yu pracują na maleńkiej drewnianej platformie, która na tratwie z beczek dryfuje po Morzu Południowochińskim niecały kilometr od brzegu. Trzej hodowcy pereł mieszkają w chatce na platformie, cały dzień doglądając perłopławów. Chatka to właściwie zbity z desek pokój z aneksem kuchennym; wszystko razem ma nie więcej niż 15 m kw.

- Czyścimy muszle, usuwamy grzyby, dbamy o hodowlę. Wtedy perły są piękniejsze - mówi Jing, szef domku na morzu. - Na wodzie śpimy, pracujemy, tylko na posiłki czasem płyniemy na ląd. Tu jest inaczej niż w fabryce. W lecie jest skwar. W zimie deszcz. Cztery razy w roku przychodzi tajfun. No i nie ma telewizji. Ale nie trzeba skręcać zegarków. Całe życie jestem na platformie i całkiem mi się to podoba - tłumaczy ogorzały 40-letni Jing. Zaciąga się mocnym chińskim papierosem i idzie wyciągać z wody saki z muszlami.

Muszle perłopławów przechowuje się w siatkach zanurzonych w morskiej wodzie. Tam dojrzewają. Siatki zwieszają się z bambusowych żerdzi rozciągniętych na konstrukcji między beczkami. Naokoło chatki na morzu - prawdziwe perłowe pole. Siatek jest ponad tysiąc, w każdej można znaleźć blisko 500 muszli. Shenzhen Dong San Pearl Island Factory ma dziesięć takich platform unoszących się na wodzie, na każdej pracują dwie lub trzy osoby.

- Średnio 13-14 muszli na sto zawiera perłę i to nie najwyższego gatunku. Takie trafiają się rzadziej. W październiku, kiedy przychodzi czas żniw, okazuje się, czy dobrze się nimi opiekowaliśmy. Ale nie wystarczy starać się krótko, nasze perły dojrzewają trzy lata - opowiada Jing i pokazuje dorodną muszlę. - Ta będzie dobra już w tym roku - mówi skupiony, z miną znawcy.

W październiku między lądem i chatką na wodzie kursują łodzie wypełnione muszlami. W fabryce muszle są otwierane i robotnice wyciągają z nich dojrzałe perły. W sklepie fabrycznym w hurcie zwykła perła kosztuje średnio ok. 100 juanów (w zależności od rozmiaru, koloru, powierzchni). Nawet jeśli przyjąć, że tylko 10 proc. z każdej muszli spod chatki Li, Jing i Yu będzie zawierało perłę, to i tak trzech Chińczyków mieszka na wodzie na ponad 5 mln dolarów.

Podobnych platform jest dziesięć. To znaczy, że w morzu naokoło Shenzhen spokojnie dynda sobie przyczepione do bambusowych żerdzi przynajmniej 50 mln dolarów.

Zarobić na morzu

Perły to lukratywny biznes. Na świecie co roku sprzedaje się ich za blisko 1,8 mld dolarów. Chiny powoli stają się jedną z potęg również w perłowym biznesie. Według szacunków ONZ w roku 2003 (danych za ubiegły rok jeszcze nie ma) Państwo Środka wyeksportowało za granicę nieobsadzone perły za 130 mln dolarów - naturalne i z hodowli. To o prawie jedną czwartą więcej niż w 1999 r. Ale te dane nie pokazują całej produkcji: nie wiadomo, ile pereł trafiło na rynek chiński, który jest coraz bardziej chłonny, a ile zostało przetworzone i sprzedane za granicę.

Popyt jest coraz większy - Europa dwukrotnie zwiększyła swoje zapotrzebowanie na perły w okresie od 1995 do 2000 r., Amerykanie w tym czasie kupili ich aż cztery razy więcej. Od 2000 r. do dziś popyt rośnie. Robotnicy na platformach nie próżnują: według ONZ Chiny produkują 1,5 tys. ton pereł rocznie. Na razie nie mogą się mierzyć z takimi potentatami jak Japonia, która dostarcza na rynek co roku ok. 30 ton pereł (stamtąd pochodzą słynne perły Akoya - jedne z najdroższych na świecie), czy Australia, Indonezja i Tahiti.

Trudno oszacować wartość produkcji Państwa Środka, bo jest - co dla Chin niezwykłe - niestandardowa. Poza tym znaczna część pereł z Chin trafia do Hongkongu, jednego z centrów handlu tym surowcem.

- Funt pereł, surowych i nieobrobionych, może kosztować od 10 do 300 tys. juanów (1,2-36 tys. dol.), wszystko zależy od tego, jakiej są jakości. My jesteśmy jedyną fabryką w Chinach, która stawia na naturalne kolory, nie barwi pereł. Mamy przede wszystkim białe perły. Mamy też czarne, w ciemniejszych muszlach, droższe, jakie chcecie - mówi Chang Nian, jeden z menedżerów fabryki na brzegu.

Nie może powiedzieć dokładnie, ile pieniędzy zarabia jego firma, ale daje do zrozumienia, że sporo. To jasne: robotnicy w fabryczce i na platformach zarabiają nie więcej niż 200 dol. miesięcznie (to i tak dużo jak na Chiny), cała pozostała praca też wykonywana jest ręcznie: otwieranie muszli, obróbka pereł (czyszczenie i polerowanie) i w końcu układanie.

Perły układa się według rozmiaru i barwy. To robią kobiety: z małymi drewnianymi szczypczykami ślęczą przed specjalnymi pudłami, w których w równe rządki układają podobne perły. Kiedy już je ułożą, specjalną maszyną robią w nich otwory i nanizują je na żyłkę. Tak rodzą się perłowe naszyjniki.

Zyski są duże. Jak bardzo, najlepiej widać w przyfabrycznym sklepie. Tam na poduszkach i w pudełkach leżą naszyjniki i kolczyki, sznury pereł pysznią się w gablotach. Ceny - jak dla przeciętnych Chińczyków - zawrotne. Zwykły sznur z 60 pereł może kosztować nawet 50 tys. juanów, czyli ponad 6 tys. dolarów. Są też czarne perły: opalizują w świetle lamp w specjalnym puzderku wyłożonym aksamitem. Cena: 2 tys. juanów za sztukę (blisko 250 dolarów).

Oprócz fabryk i hodowli pereł w prowincji Guangdong w Chinach najbardziej znane hodowle są w He Pu w prowincji Guangxi. Najpiękniejsze perły świata, zdaniem znawców, są hodowane u wybrzeży Japonii.

Diamenty są zimne

W przemyśle jubilerskim ozdoby z perłami to od 5 do 15 proc. wartości całego rynku. Niewiele, w porównaniu z diamentami.

- Perły są za to piękne, naturalne, błyszczą swoim własnym kolorem - mówi Jing, który właśnie skończył czyszczenie muszli na dzisiaj. - Ja nie wiem nawet, ile te perły kosztują, ja tu tylko czyszczę. Czasami kupuję w sklepie coś małego dla żony, ale to bardzo drogie. Poza tym większość czasu jestem na wodzie, na lądzie - tylko osiem dni w miesiącu. Ale czasami, jak widzę kogoś w telewizji w naszyjniku z pereł, myślę sobie: może to moje? I wtedy czuję się dumny, że to ja je czyściłem, tutaj, na tej tratwie, razem z Li i Yu.

Copyright © Agora SA