Następcy lodówki marki Mińsk w Polsce?

Niegdyś sprzedali Polakom 3 mln lodówek, ale potem zupełnie wypadli z rynku. Teraz próbują nań wrócić, choć przyznają, że nie będzie to proste

Popularna w czasach PRL lodówka Mińsk przypominała czołg T-34. Była ciężka, masywna, ale i niezawodna. Buczała też zupełnie jak czołg, co było źródłem nieustannej frustracji osób mających lekki sen.

- Do początku lat 90. sprzedaliśmy w Polsce 3 mln mińsków - wspomina Aleksiej Andriejewicz Poljanski, przedstawiciel handlowy firmy Atlant. Firma dawniej nazywała się Mińska Fabryka Lodówek i to właśnie ona była twórcą sprzętu, który u starszych Polaków przywołuje sympatyczne wspomnienia. Dziś można go kupić m.in. na Allegro.

- Szkoda, że kupujący nie odpisał na moje maile z pytaniem, jak w nowym miejscu czuje się stara lodówka Mińsk 5, bo jestem tego bardzo ciekawy - napisał użytkownik Allegro, który najwyraźniej polubił swój "chołodzilnik".

Dawna fabryka to obecnie spółka akcyjna Atlant, w połowie należąca do państwa, w połowie do pracowników. - Musieliśmy zrezygnować nawet z marki Mińsk, bo władze miejskie domagały się opłat licencyjnych - uśmiecha się Poljanski.

Atlant to jedna z kilkudziesięciu firm, które w ubiegłym tygodniu przyjechały do Polski na trzydniową Białoruską Wystawę Narodową. Ale lodówki, które oglądaliśmy na jej stoisku, nijak nie przypominają poczciwych mińsków. - Atlant to nowoczesna fabryka, produkujemy nawet na Zachód pod markami różnych renomowanych firm zachodnich - tłumaczy Poljanski. Jakich? - Nie powiem, to tajemnica.

Czy uda się wrócić na polski rynek? - Będzie trudno, bo konkurencja jest ogromna, na razie szukamy hurtowników - mówi przedstawiciel Atlanta.

Oprócz lodówek na wystawę przyjechały jeszcze białoruskie traktory, zegarki, meble i nakrycia głowy. To ostatnie stoisko jest chyba najciekawsze - mogliśmy podziwiać np. wspaniałą czapkę budionnowkę z ogromną czerwoną gwiazdą. Jej cena jest jednak iście bolszewicka - budionnowka kosztuje 20 dolarów.

Indagowani przez nas na stoiskach przedstawiciele firm przyznają, że do Polski nic na razie nie eksportują, ale bardzo by chcieli.

Kandydatów na kontrahentów zauważyliśmy jedynie przy stoisku z mocnymi trunkami. Na razie nasi rodacy wlewają w siebie tańszą białoruską wódkę przemycaną przez granicę. Być może już niedługo będzie można ją kupić zupełnie legalnie w sklepach.

- Wprawdzie wódki w Polsce nie można reklamować, ale są sposoby - tłumaczył polski biznesmen swym białoruskim kolegom i opowiedział im o reklamie "Łódki Bols". Białorusinom historia wyraźnie przypadła do gustu.

Na wystawie gospodarka miesza się z polityką. Niedaleko nowocześnie wyglądających telewizorów Horyzont i Witiaź stoi ogromne zdjęcie prezydenta Aleksandra Łukaszenki w otoczeniu weteranów. Czyżby organizatorzy chcieli zasugerować, że prezydent to najlepszy białoruski towar eksportowy?

W rozdawanym na wystawie, pisanym kulawą polszczyzną wydawnictwie możemy przeczytać, że "fenomen władzy ludowej na Białorusi prawdopodobnie kiedyś stanie się przedmiotem badań politologów. Jest to na pewno zjawisko nadzwyczajne nie tylko na przestrzeni postradzieckiej, ale również we współczesnej historii". Autorzy oddają za to hołd działalności handlowej Polaków pod koniec lat 80. "Można powiedzieć, że to właśnie oni po raz pierwszy zapoznali na dużą skalę przeciętnych Białorusinów z atrybutami wątpliwego fetyszu zachodniego (gumą do żucia, dżinsami), i to będzie prawidłowo pod względem historycznym".

Nie jesteśmy w stanie ocenić jakości lodówek Atlant, ale nad językiem reklamy swego kraju Białorusini muszą jeszcze dużo popracować.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.