Znów blokujemy patenty

Polski rząd spróbuje ponownie zablokować w UE dyrektywę patentową niekorzystną dla małych i średnich firm informatycznych - dowiedziała się ?Gazeta?. Po warunkiem że uda się zrealizować misterną dyplomatyczną zagrywkę

Dyrektywa patentowa jest niezwykle kontrowersyjną propozycją zmiany unijnego prawa. Komisja Europejska - jej autor - proponuje, by firmy informatyczne, technologiczne itp. mogły patentować w Unii także fragmenty programów komputerowych (algorytmy).

Za takim rozwiązaniem gorąco opowiadają się potężne koncerny takie jak Nokia czy Microsoft, które komputerowe wynalazki od dawna patentują w USA. Jednak dyrektywie patentowej sprzeciwiają się niezależni informatycy oraz małe i średnie firmy informatyczne, które wiedzą, jak kosztowne jest poruszanie się w prawie patentowym, o kosztach ewentualnych procesów o naruszenie patentu już nawet nie wspominając. Wśród przeciwników dyrektywy są też polscy informatycy.

- Ta dyrektywa nie jest dla Polski korzystna - mówi "Gazecie" wiceminister ds. europejskich Tomasz Nowakowski. Przedstawiciele rządu chcą, żeby umarła cichą śmiercią. W piątek Komitet Europejski Rady Ministrów zadecydował o strategii, która ma do tego doprowadzić.

Decyzja rządu nastąpiła po piątkowej publikacji"Gazety", w której ostrzegliśmy, że władze w Warszawie wahają się, co robić. Rząd miał poważny dylemat. Wziął się on z tego, że Polska już raz omyłkowo poparła dyrektywę patentową w kształcie korzystnym dla wielkich koncernów - w maju 2004 r. Potem chciała się z tego błędu wycofać.

W grudniu ub.r., gdy po pierwszym czytaniu w Parlamencie Europejskim dyrektywa miała zostać przyjęta przez unijną Radę Ministrów, rząd przekonał pozostałe 24 państwa UE, by się wstrzymały.

Jak się jednak dowiedzieliśmy, Luksemburg - który obecnie przewodniczy Unii - postanowił powrócić do tematu i umieścić dyrektywę w porządku obrad najbliższej, poniedziałkowej Rady Ministrów. I to w tzw. punkcie A, niepodlegającym dyskusji. Oznaczałoby to, że po zamknięciu posiedzenia projekt zostałby automatycznie przyjęty. Gdyby dyrektywa w ten sposób przeszła, byłoby po wszystkim, bo w drugim czytaniu Parlamentu Europejskiego ciężko o jakiekolwiek poprawki.

- Nasza ambasada w Brukseli ma zrobić wszystko, żeby ten punkt w ogóle nie stanął na posiedzeniu Rady - ani pierwszego, ani drugiego dnia. Poinformujemy, że o tej dyrektywie nie chcemy po prostu dyskutować - mówi Nowakowski.

Gdyby jednak Luksemburg mimo naszego sprzeciwu umieścił dyrektywę w liście punktów A, w Brukseli pojawi się wiceminister nauki Włodzimierz Marciński. Oficjalnie zapyta, czy na sali jest większość potrzebna do przyjęcia dyrektywy, a bez Polski tej większości prawie na pewno nie uda się znaleźć.

Rząd, decydując się na ponowne blokowanie dyrektywy, idzie na pewne ryzyko. Polska może zostać uznana za państwo łamiące zasady, bo przecież już raz dyrektywę poparła. - Ta sprawa jest jednak zbyt ważna, żebyśmy mogli przejść obok niej obojętnie - mówi Nowakowski.

Copyright © Agora SA