Walka o prawa do znaku Heritage Films

Czy spółka Heritage Films będzie musiała zmienić nazwę? Po wielu latach walki warszawski artysta, który ma na pieńku z tym producentem filmów, odniósł sukces w sądzie. Ostateczne zwycięstwo nie jest jednak przesądzone

Zbigniew Piotrowski, artysta "sztuk pięknych" - jak sam siebie nazywa - domaga się zakazania spółce Heritage Films należącej do Lwa Rywina używania słowa "heritage" (ang. dziedzictwo) w nazwie.

Piotrowski jest autorem znaku słowno-graficznego składającego się właśnie ze słowa "heritage" i charakterystycznego rysunku ganku z kolumnami, który kiedyś był w logo producenta filmów. Po naciskach Piotrowskiego firma wycofała się z używania logo, ale została przy słowie poprzedzającym wyraz "Films". Artysta wniósł sprawę do sądu. Zrobiło się o niej głośno, gdy niemal w przeddzień premiery "Pana Tadeusza" sąd tymczasowo zakazał spółce Heritage Films używania pełnej nazwy. Postanowienie to uchylił jednak sąd apelacyjny. Pozew Piotrowskiego został oddalony, gdyż sąd uznał, że słowo "heritage" nie jest utworem, do którego artysta ma prawa autorskie. Zygmunt Piotrowski odwołał się do sądu drugiej instancji. W czwartek warszawski sąd apelacyjny uchylił wyrok sądu okręgowego, kierując sprawę do ponownego rozpatrzenia. Sędzia Krystyna Bilewicz, uzasadniając wyrok, powiedziała, że nawet jeżeli słowo "heritage" nie jest utworem w rozumieniu prawa autorskiego, to bez wątpienia Zygmunt Piotrowski posiada prawa autorskie do znaku słowno-graficznego "Heritage". Należy więc rozważyć, czy słowo "heritage" w nazwie Heritage Films nie pochodzi właśnie od tego znaku, czy nie jest częścią autorskiej kompozycji Zygmunta Piotrowskiego. Jeżeli tak, to roszczenia artysty mogłyby być uzasadnione. - Sąd mógł rozstrzygnąć ten problem. Niepotrzebnie przedłużył sprawę - powiedział po ogłoszeniu wyroku artysta.

Spór Zygmunta Piotrowskiego (który oprócz dokonań czysto artystycznych ma na koncie kilkadziesiąt międzynarodowych patentów, np. na tekturowe wielopaki) z firmą Lwa Rywina sięga początku lat 90. Wtedy artysta opracował dla Elżbiety Pendereckiej, żony kompozytora Krzysztofa Pendereckiego, znak przedstawiający ganek ich dworku z podpisem "Heritage". Logo używała spółka Heritage Promotion of Music and Art założona m.in. przez Janusza Pietkiewicza, późniejszego dyrektora Teatru Narodowego, oraz Elżbietę Penderecką. Ta wycofała się z firmy, gdyż działania spółki odbiegały od jej koncepcji promocji sztuki.

Tymczasem nazwa "heritage" wraz z gankiem pojawiła się przy spółce Heritage Films założonej w 1991 r. przez Pietkiewicza i Lwa Rywina.

W obawie przed utratą praw do opracowanego przez siebie znaku Piotrowski zarejestrował go w Urzędzie Patentowym. Producent filmowy przekonał jednak urząd, że spółka Heritage Films wykorzystywała go przed tą rejestracją. Urząd unieważnił więc wpis przyznany wcześniej Piotrowskiemu. Sprawa rejestracji dwa razy trafiała do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ostatecznie artysta ją przegrał. Ma jednak nadzieję, że wygrana sporu, który teraz wróci do sądu okręgowego, pozwoli podjąć na nowo sprawę o rejestrację.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.