Jakub Bierzyński, jeden z autorów projektu: Zaczęliśmy na początku marca. Paweł Dobrowolski, który dla PO koordynuje prace ekspertów wolontariuszy nad koncepcjami deregulacji różnych sektorów gospodarki, przyszedł do mnie, bo przeczytał mój tekst o KRRiT w "Rzeczpospolitej". Rozmawialiśmy długo o tym, jak państwo interweniuje na rynku mediów, jak wygląda konkurencja itp. Doszliśmy do wniosku, że możemy opracować własne propozycje.
- Pracujemy w czynie społecznym pod patronatem Jana Marii Rokity.
- To pytanie do polityków. Rokita powiedział nam, że mamy zaproponować koncepcję spójną, realistyczną i wolnorynkową. Mieliśmy się nie martwić tym, że nasze pomysły mogą być odebrane jako kontrowersyjne i politycznie nie do przeprowadzenia. Chodziło nam nie o naprawę istniejącej sytuacji, lecz o zdefiniowanie rynku od nowa.
- Bo to nie nasze zadanie, lecz polityków. To oni powinni zdecydować, czy misją są skoki Adama Małysza, programy o edukacji seksualnej czy msze na żywo. My proponujemy jedynie mechanizm.
- Normalnie, w debacie. Tak jak decydują o budżecie, mówiąc, że część pieniędzy ma być przeznaczona na szpitale, a część, np. na uczelnie. Oczywiście politycy nie będą mogli powiedzieć, które dokładnie programy mają być wyświetlane, ale będą mogli określić ich gatunki.
- Tak. Być może nawet co roku, bo państwo może mieć różne priorytety. Widzowie również będą głosować na swój sposób - oglądając te programy albo nie.
- No to będzie duża afera w parlamencie, bo pieniądze zostały źle zainwestowane. Bo widz chce oglądać co innego. Programy misyjne, których nikt nie ogląda, to pieniądze wyrzucone w błoto.
- Czy my naprawdę musimy wychowywać obywatela? W dyskusji politycznej na temat mediów publicznych pojawia się jeszcze jeden argument - nieopłacalność misji. Otóż twierdzę, że treści misyjne są dobrym interesem, czego przykładem jest TVN 24, rentowny już w trzecim roku działalności, czy "Gazeta Wyborcza". Dzięki takim programom jak "Europa da się lubić" TVP zbudowała swoją pozycję na rynku, przyciągnęła wartościowego widza. Jako szef domu mediowego mogę powiedzieć, że jeśli szukamy dla naszych klientów odbiorców wykształconych i lepiej sytuowanych, to w TVP znajdujemy ich najwięcej.
- A kto tak powiedział? Proponujemy inny kształt mediów publicznych, gdzie misję mogą realizować różne stacje, a nie koniecznie jedna. Jeśli jakiś inny nadawca będzie chciał zrobić program misyjny, to będzie mógł wystąpić do państwa o jego dofinansowanie. Dlaczego to obywatele mają płacić na media? Może wypadałoby ich zapytać, czy chcą płacić abonament?
- Ludzie nie chcą płacić abonamentu, bo uważają, że nadawcy publiczni źle wykonują swoje obowiązki. Ludzie nawet nie wiedzą, co się z ich pieniędzmi dzieje, bo TVP nawet nie raczy umieszczać plansz z napisem "ten program został wyprodukowany z abonamentu".
Co do podatków, to powiem tak: obywatele wcale nie są tak prymitywni, jak się wydaje niektórym naszym politykom. Unia Polityki Realnej, która postulowała zniesienie podatków, nigdy nie cieszyła się większym powodzeniem.