Trudne lato piwowarów

Zimny i deszczowy początek lata popsuł szyki piwowarom, właścicielom pubów i restauracji. Ale ciepły sierpień i wrzesień dają nadzieję, że w tym roku sprzedaż piwa nie spadnie. Ostatni raz branża była na minusie 11 lat temu

Najważniejsze, aby było ciepło od połowy czerwca i w lipcu. Wtedy wszystko jest OK. W sierpniu sprzedaż piwa spada, a we wrześniu jest już symboliczna, bo ludzie mają inne wydatki na głowie - mówi Jerzy Pazdan, współwłaściciel kilku lokali gastronomicznych w Nowym Sączu. Tego lata nie może zaliczyć do udanych. - Było poniżej oczekiwań. Gdy nie ma pogody, to nic nie pomoże piwu, nawet najlepsza promocja - dodaje.

Powiało chłodem

O tym, czy cały rok jest udany, decydują cztery miesiące - od czerwca do września. Wtedy browary sprzedają z grubsza połowę rocznej produkcji. Do sezonu przygotowują się już wczesną wiosną, bo muszą mieć zapasy na upalne miesiące, gdy często sprzedają więcej niż są w stanie nawarzyć. Ostatni maj meteorologowie uznali za najzimniejszy od 38 lat, a czerwiec i lipiec były niewiele lepsze. Słońce mocniej przygrzało dopiero w sierpniu.

Spadek sprzedaży w II kwartale o 2,7 proc. był szokiem, bo coś takiego nie zdarzyło się od wielu lat. Dane Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego (ZPPP), zrzeszającego browary kontrolujące ok. 95 proc. rynku, postawiły pod znakiem zapytania tegoroczną szansę na wzrost rynku. W sumie po półroczu sprzedaż branży wzrosła jedynie o 0,6 proc.

- Nie ma takiej możliwości, by wspaniały sierpień pozwolił nadrobić wszystko, co straciliśmy w zimnych miesiącach. W tym roku nie będzie wyniku ujemnego, ale o wzroście 4-6 proc. można raczej zapomnieć - mówi Danuta Gut, dyrektor biura zarządu ZPPP.

W zeszłym roku rynek zyskał 4,6 proc., a od 1993 r. rósł średnio 6-12 proc. rocznie. Ostatnim tak słabym rokiem był 2001 (wzrost 0,4 proc.), wtedy obniżono akcyzę na wódkę i piwo straciło na atrakcyjności cenowej.

"Mrówki" wolą papierosy

Po wejściu do Unii nasz kraj miało zalać tanie piwo z prywatnego importu, co szczególnie miało dotknąć małe i średnie browary zlokalizowane przy zachodniej i południowej granicy. W Niemczech czy Czechach piwo jest tańsze, bo mają niższą stawkę akcyzy.

- Żadnych negatywnych czynników poza pogodą nie widzę - powiedział "Gazecie" Andrzej Olkowski, prezes Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polskich. Jego zdaniem obawy związane z prywatnym importem piwa nie potwierdziły się zupełnie. Z jego obserwacji ruchu granicznego można wyciągnąć wniosek, że "mrówki" na zachodniej granicy są tak pochłonięte przerzucaniem papierosów, że nie zawracają sobie głowy piwem.

- Trzeci kwartał zadecyduje o całym roku. Gdyby dobra pogoda się utrzymała, to może udałoby się odrobić straty. Jeśli zakończymy rok na poziomie zeszłorocznym, to będzie bardzo dobry wynik - mówi Olkowski.

Sierpień uratuje rok?

Ciepły sierpień dał nadzieję browarom, że cały rok nie skończy się na minusie, co ostatni raz zdarzyło się w 1993 r. - To najlepszy miesiąc w tym roku pod względem przyrostu sprzedaży - powiedziała nam Melania Popiel, rzecznik Grupy Carlsberg Okocim, trzeciego co do wielkości producenta.

Spółka nie chce podać, ile piwa sprzedała do końca sierpnia, ale planuje zwiększyć sprzedaż o 4 proc. Jeśli tak, to powinna przyśpieszyć, bo po półroczu była na plusie tylko 1,5 proc., a w samym drugim kwartale sprzedała o 2,7 proc. piwa mniej niż przed rokiem.

Kompania Piwowarska, producent Lecha i Tyskiego, numer dwa na rynku, ma jeszcze lepsze wieści. - Nie mieliśmy w tym roku żadnego miesiąca spadku sprzedaży. Jeżeli z czegoś nie byliśmy zadowoleni, to ze skali wzrostu. Lato oceniamy dobrze - mówi rzecznik KP Paweł Kwiatkowski. Podkreśla, że marki miały silne wsparcie promocyjne (np. sponsoring wydarzeń olimpijskich).

Optymistyczne przewidywania ma też numer jeden na rynku - Grupa Żywiec. - Na pewno rok zakończymy na plusie nie mniejszym, niż szacujemy dla całego rynku, czyli 2-3 proc. - uważa Krzysztof Rut, dyrektor ds. korporacyjnych Grupy Żywiec.

Turyści pomogą

Mimo że w tym roku piwowarzy nie będą zachwyceni koniunkturą, to nadal z optymizmem patrzą w przyszłość. W latach 90. przewidywano, że spożycie na głowę w Polsce będzie rosło do 80 litrów na głowę (obecnie wynosi 73 litry). Teraz w branży przeważają opinie, że rynek nasyci się dopiero, gdy będziemy wypijać 90-100 litrów na głowę. Jest też nowy element, który powinien napędzać koniunkturę w branży - turystyka.

- Odczuwamy ożywienie w turystyce. Dzięki turystom rośnie u nas konsumpcja piwa. To jest optymistyczny akcent na przyszły rok - powiedział nam Jacek Łodziński, znany krakowski restaurator.

O tym, że gusta turystów mogą odgrywać dla browarów istotną rolę, przekonuje przykład Hiszpanii, gdzie spożycie na głowę wynosi 75 litrów. Analitycy sądzą, że aż 25 litrów to zasługa tłumnie odwiedzających ten kraj turystów, głównie Niemców, którzy chcą na wakacjach pić to, co u siebie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.