Przekręty agentów Generali u prokuratora

Po artykule ?Gazety? prokuratura wyjaśnia, czy agenci ubezpieczeniowej firmy Generali łamali prawo, pomagając swym klientom zaniżać składki na ZUS. Zarząd Generali wszczął kontrolę i twierdzi, że nie wiedział o wątpliwej działalności swoich pracowników

Wymyślony przez agentów Generali patent opisaliśmy w "Gazecie" w połowie września. Dzięki niemu klienci ubezpieczeniowej firmy z Włoch (ale tylko ci samodzielnie prowadzący działalność gospodarczą) mogą płacić nawet o 600 zł niższe składki na ZUS. W "rewanżu" przynajmniej za część zaoszczędzonej kwoty muszą wykupić w firmie polisę na życie.

Interes działa tylko w kilku oddziałach Generali, ale według jednego z byłych pracowników tej firmy może generować nawet jedną czwartą przychodów ubezpieczeniowego potentata ze sprzedaży polis życiowych.

Na czym polega cudowny "wehikuł"? Przedsiębiorca, który normalnie płaci 762 zł miesięcznej składki ZUS, podpisuje umowę z firmą "zaprzyjaźnioną" z agentem Generali. Umowa zobowiązuje przedsiębiorcę do wykonywania pracy nakładczej. Ta odprowadza za niego 6 zł składki na ZUS (bo przedsiębiorca wykonuje znacznie mniej pracy, niż wynika z umowy). W ramach drugiej umowy, o "doradztwo finansowe", część zysków wraca do nakładcy lub firmy jego żony, ale przedsiębiorca i tak jest 300 zł miesięcznie na plusie. Tymi pieniędzmi dzieli się z Generali, wykupując polisę.

Agent ubezpieczeniowej firmy przekonywał dziennikarzy "Gazety" występujących w roli potencjalnych klientów, że taka inwestycja jest znacznie bardziej przyszłościowa niż płacenie pełnej składki ZUS. Jego zdaniem mechanizm jest legalny, choć nie ukrywał, że umowy o pracę nakładczą i o doradztwo są fikcyjne. A zawieranie fikcyjnych umów jest przestępstwem karnoskarbowym. Po naszym artykule sprawą zainteresowała się warszawska prokuratura okręgowa. Trwa postępowanie wyjaśniające, przesłuchano już pierwszych świadków.

Zarząd Generali twierdzi, że o niczym nie wiedział. List do "Gazety" napisał prezes firmy Erich Fischer. "Jeśli opisywane praktyki niektórych agentów Generali rzeczywiście mają miejsce, to stanowią rażące naruszenie zawartych z nimi umów agencyjnych. (...) Podjęliśmy działania w celu wyjaśnienia tej sytuacji i zapobieżenia podobnym zdarzeniom w przyszłości" - czytamy w liście prezesa.

Tymczasem do "Gazety" zgłosiło się kilku pracowników Generali, którzy twierdzą, że proceder mógł istnieć tylko dzięki milczącemu przyzwoleniu szefów firmy. - Na szczeblu dyrektorów o tym wiedziano, choć nie znajdzie pan żadnych dokumentów czy e-maili, które by to potwierdzały - mówi "Gazecie" menedżer wysokiego szczebla, który nie chciał angażować się w zawieranie fikcyjnych umów. Jego słowa potwierdza agent Generali z północnej Polski. - Między agentami krążyły opowieści o tej metodzie, oddziały warszawski i katowicki, które ją stosowały, stawiano za wzór.

Z danych, do których dotarliśmy, wynika, że oddział Katowice II, którego agenci stosowali metodę obniżania składek ZUS, od stycznia do sierpnia osiągnął roczny przypis składki z polis na życie w wysokości 2,4 mln zł. Średnia w pozostałych oddziałach wynosi 500-600 tys. zł.

O skomentowanie tych danych poprosiliśmy rzeczniczkę Generali Agnieszkę Szafran. - Katowice to pod względem potencjału biznesowego jeden z najważniejszych regionów Polski, w tym oddziale zatrudniona jest największa liczba agentów. Efektywność pod względem sprzedaży na jednego agenta w oddziale katowickim jest porównywalna do średniej krajowej - odpowiedziała.

Szafran zaprzeczyła, jakoby mechanizm obniżania składek na ZUS wymyślił któryś z departamentów Generali. - Nie sankcjonujemy i nie akceptujemy takich praktyk - oświadczyła.

Niektórzy nasi informatorzy twierdzą, że po publikacji "Gazety" w firmie zaczęto szukać osób, na które można by zrzucić odpowiedzialność. - Pracownicy jednego z oddziałów musieli podpisać oświadczenie, że uczestniczyli w szkoleniu poświęconym tej metodzie, które zorganizowała osoba wytypowana na "kozła ofiarnego" - mówi jeden z menedżerów w Generali.

Od innego poznaliśmy nazwy firm, które współpracowały z Generali przy umowach o pracę nakładczą. Jedna z nich nazywa się Ecoclean. To ona inkasowała od klientów 300 zł miesięcznie za doradztwo finansowe. Mąż właścicielki Ecoclean, który prowadzi własną firmę, zatrudniał klientów Generali w ramach umów o pracę nakładczą. Zgodził się porozmawiać z "Gazetą", pod warunkiem że jego nazwisko nie pojawi się w tekście.

- Umowy z moją firmą wcale nie są fikcyjne. Miałem już kontrole z urzędu skarbowego i ZUS i niczego nie znaleziono - tłumaczy. - Czy są pisemne dowody na to, że usługi doradcze są faktycznie świadczone? - pytamy. - Nie, bo porady odbywają się przez telefon - odpowiada nasz rozmówca. Ile firm jest gotowych płacić 300 zł miesięcznie za doradztwo przez telefon? - Mam kilkudziesięciu klientów, tylko dwóch pozyskanych za pośrednictwem Generali - dodaje.

Skąd jednak ci klienci wiedzą o istnieniu firmy doradczej o niekojarzącej się z doradztwem nazwie Ecoclean, która choć istnieje od 2004 r., nie ma nawet strony internetowej? Na to pytanie nie potrafił racjonalnie odpowiedzieć.

Copyright © Agora SA