Tramwaj groźniejszy od internetu

Opinie, że internet to największa wylęgarnia przestępstw związanych z tzw. kradzieżą tożsamości, są mocno przesadzone. Sieć i elektronika odpowiadają zaledwie za co dziesiąty tego rodzaju przypadek - wynika z najnowszych amerykańskich badań

Chodzi o rozmaite przestępstwa wiążące się z kradzieżą poufnych danych osobistych (np. numerów kart kredytowych, haseł), a następnie podszywaniem się pod kogoś innego w celu okradzenia go (np. ogołocenia konta bankowego), dokonania wyłudzeń, defraudacji itp.

W powszechnej świadomości z tego typu zagrożeniami coraz częściej utożsamia się nadużycia w internecie i niebezpieczeństwa stojące przed użytkownikami sieci.

- Nasze dane wskazują, że obawy o kradzież tożsamości poprzez internet są nieproporcjonalne do rzeczywistego ryzyka - mówi jednak James Van Dyke, główny analityk amerykańskiej firmy doradczo-badawczej Javelin Strategy and Research, która wraz z organizacją Better Business Bureau opublikowała ostatnio raport na ten temat.

Okazuje się, że lwia część tego typu nadużyć to przypadki "tradycyjne" - związane ze zwykłą kradzieżą dokumentów tożsamości, kart kredytowych, czeków czy innymi sposobami dotarcia do poufnych informacji. Sytuacje, w których do zdobycia tych danych złodzieje wykorzystali techniki komputerowo-internetowe, stanowią zaledwie 11,6 proc. przypadków. W dodatku są one mniej dotkliwe finansowo dla ofiar - średnia strata poszkodowanego drogą internetową to 551 dolarów, wobec przeszło 4,5 tys. dolarów strat przy przestępstwach "tradycyjnych".

Nie znaczy to, że zagrożenia internetowe można lekceważyć. Zwłaszcza że niebezpieczeństwo grozi z różnych stron. Za oszustwa "cyfrowe" w mniej więcej co drugim wypadku odpowiedzialny był spyware, czyli oprogramowanie szpiegowskie, które instaluje się na komputerze nieświadomego tego internauty i wysyła w sieć informacje na jego temat.

Rzadziej kradzieże online wiązały się z transakcjami internetowymi, atakami hakerów i tzw. phishingiem, czyli sprowadzaniem (poprzez fałszywe e-maile) ofiary na stronę internetową imitującą witrynę jej banku. Tam żąda się od użytkownika podania poufnych danych o rachunku, kartach i hasłach, które w ten sposób wpadają w ręce złodziei (w minionym roku takie zdarzenia miały miejsce także w Polsce).

- Klienci mogą się bronić, używając aktualnego oprogramowania zabezpieczającego komputer przed programami szpiegowskimi i wirusami oraz uważając na e-maile, które próbują ich skłonić do podania poufnych danych - radzą autorzy raportu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.