Media o debiucie Google'a

Debiut giełdowy Google miał rozwiać niepokój tych, którzy sparzyli się na krachu dotcomów. Spółka wzięła parkiet szturmem i wygrała wojnę wypowiedzianą bankom inwestycyjnym

Google weszło na nowojorski Nasdaq w czwartek. Jeszcze kilka godzin przed debiutem trudno było podejrzewać, że będzie on udany. Po drodze pojawiło się kilka poważnyuch przeszkód. Co gorsza, o niektóre z nich zarząd spółki mógł mieć pretensje wyłącznie do siebie. Chodzi głównie o (wypuszczenie ponad 29 mln akcji i opcji na akcje bez informowania nadzoru giełdowego, publikację wywiadu w "Playboyu" w czasie ciszy przedemisyjnej i nietypowy sposób zapisów na akcje. Zamiast 135 dol. za akcję spółka dostała 85 dol. i miast spodziewanych 3,5 mld dol. emisja publiczna przyniosła "tylko" 1,6 mld dol. Jednak już w poniedziałek kurs akcji Google'a sięgnął ponad 110 dol, o 30 proc. więcej niż w czwartek.

Czemu Google zarobiło na emisji mniej niż oczekiwano? Firma poszła na konfrontację z branżą finansową - uważa większość analityków i amerykańskich gazet. Wszystko przez nietypową aukcję holenderską przez internet. W ten sposób zminimalizowano koszty emisji i odebrano doradcom finansowym sute prowizje. "Cytowani w prasie analitycy odmalowali debiut Google'a w czarnych barwach. Zrobili to, bo holenderska aukcja narusza zasady istniejące na Wall Street" - pisze w komentarzu dla CNetu Esther Dyson - inwestor z branży internetowej i technologicznej oraz była analityczka z Wall Street. "Niemal natychmiast na Wall Street zaczęto szeptać o niepowodzeniu oferty Google'a" - pisze "The Washington Post". - "Od razu poczułem smród. To była zorganizowana kampania banków, które nie chciały, aby emisja się powiodła" - powiedział dziennikowi Patrick Byrne, prezes Overstock.com . Jego zdaniem banki inwestycyjne zaczęły rozpuszczać pogłoski o problemach Google'a ze sprzedażą akcji, by odstraszyć inwestorów. "Gdyby Google musiało wycofać się z emisji przez aukcję to czy jakakolwiek inna firma mogłaby liczyć na wejście na giełdę w ten sposób?" - pyta "The Wall Street Journal".

Ale Google wyszło ze starcia obronną ręką. Obniżyła cenę i zredukowała liczbę oferowanych akcji. Na kilka godzin przed debiutem ze sprzedaży blisko połowy akcji zrezygnowali m.in. założyciele Larry Page i Siergiej Brin. "Jeśli coś jest racjonowane, postrzegana wartość tej rzeczy idzie w górę" - tłumaczą na łamach "The Wall Street Journal" Ian Ayres i Barry Nablebuff. I tak się stało w przypadku Google.

Zdaniem analityków cena akcji Google wciąż będzie rosła. Spółka wzięła jednak na barki nową rolę. "Google musi znaleźć sposób na rozwój, działając na zupełnie nowym dla siebie poziomie przejrzystości, jaki wiąże się ze statusem spółki publicznej" - pisze Jonathan Krim w "The Washington Post". Bez względu na to, czy Google sprosta wyzwaniu "będzie zapamiętane jako emitent, który przełamał monopol banków inwestycyjnych z Wall Street" - podsumowuje Jerry Knight w tym samym dzienniku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.