Można zmusić polskie portale do walki z podróbkami

Nadszedł czas, by na nowo określić odpowiedzialność serwisów internetowych za treści umieszczane tam przez użytkowników. Niewykluczone, że przełomowym momentem okaże się proces Tiffany przeciw eBay.com - mówi mec. Xawery Konarski, specjalista od prawa internetu z kancelarii Traple Konarski Podrecki, której klientem jest m.in. Stowarzyszenie Filmowców Polskich

Zbigniew Domaszewicz, Tomasz Grynkiewicz: Kończy się proces, który firma Tiffany wytoczyła serwisowi eBay.com za to, że 95 proc. biżuterii Tiffany na aukcjach było podróbkami. Jakie znaczenie może mieć ten wyrok dla branży aukcji internetowych?

Mec. Xawery Konarski: Ogromne i to nie tylko dla branży aukcyjnej, ale też dla bardzo wielu innych serwisów, w tym tych spod znaku Web 2.0, opartych na treściach, jakie umieszczają na nich sami użytkownicy, czyli serwisów działających nieco podobnie jak eBay, gdzie też użytkownicy sami wystawiają na aukcję towary - w tym, niestety, również np. podróbki. Wyrok korzystny dla Tiffany'ego może przyczynić się do zmiany modelu odpowiedzialności tych serwisów za to, co się znajduje na ich witrynach.

Dlaczego?

- Obecnie niemal na całym świecie obowiązuje zasada, że operatorzy, administratorzy serwisów nie odpowiadają za to, co umieszczają na ich witrynach internauci. Pod jednym warunkiem - gdy zostaną zawiadomieni o tym, że jakieś treści łamią prawo - np., że na aukcji jest podróbka naruszająca czyjś znak towarowy - muszą niezwłocznie zablokować dostęp do tych treści. Jeśli tego nie zrobią, mogą być uznani za pomocników w naruszeniu prawa. Ale jeśli je zablokują, to z prawnego punktu widzenia są w porządku. Nie mają obowiązku aktywnego zapobiegania naruszeniom prawa. Odpowiedzialny jest jedynie użytkownik, który te bezprawne treści tam zamieścił.

Orzeczenie nowojorskiego sądu w sprawie eBaya może sprawić, że spojrzymy na to inaczej.

eBay usuwał aukcje kwestionowane przez prawników Tiffany'ego.

- Właśnie. Nawet robił więcej - zaoferował specjalny program, dzięki któremu firmy mogą wykrywać i sprawnie zgłaszać aukcje z podróbkami swych towarów. Ale to wszystko zawsze dotyczy tylko aukcji już wystawionych. Dlatego wychodzi z tego zabawa w kotka i myszkę, na miejsce usuniętych ofert natychmiast pojawiają się nowe podróbki czasem oferowane przez te same osoby.

Efekt znamy - prawie cała biżuteria Tiffany'ego na eBay.com i tak była podrobiona. A to znaczy, że coś w tym systemie nie gra, że procedura powiadomień o naruszeniach i blokowania aukcji nie stanowi jednak dostatecznego instrumentu ochrony.

Tiffany uważa, że w takim razie należy nakazać, by eBay.com stosował prewencję, filtrował aukcje przed ich pokazaniem. Skoro prawo tego nie nakazuje, to Tiffany próbuje osiągnąć to za pomocą nakazu sądu w swoim konkretnym przypadku.

To nierealne, by tej wielkości serwis aukcyjny śledził każdą aukcję przed jej wstawieniem na witrynę. Mówimy przecież o setkach milionów aukcji. Taki biznes przestałby się opłacać.

- Tego rodzaju orzeczenie zapadło już w drobniejszej sprawie pomiędzy firmą Rolex a serwisem aukcyjnym Ricardo. Niemiecki sąd najwyższy nałożył na właściciela Ricardo obowiązek monitorowania wszystkich aukcji i wychwytywania naruszeń dotyczących znaku towarowego Roleksa, w szczególności stosowania oprogramowania filtrującego wykrywającego podejrzane aukcje, np. te ze szczególnie niską ceną oferowanego towaru albo wręcz z informacją, że sprzedaje się podróbkę.

Ważna rzecz - nigdy serwis aukcyjny nie będzie odpowiadał za każdą podróbkę, którą ktoś tam wstawi. Może odpowiadać tylko za te naruszenia, które powstały w wyniku jego winy. Jeśli dobre oprogramowanie filtrujące nie mogło zidentyfikować naruszenia prawa - bo np. podróbka była sprzedawana z realistycznie wysoką ceną - serwis jest niewinny.

Moim zdaniem to właściwa droga dla właścicieli praw do znaków towarowych. Powinni dążyć do sądowego nakładania na administratorów serwisów obowiązku podejmowania aktywnych działań zapobiegających naruszeniom prawa do znaku towarowego.

Czy jest to możliwe także w Polsce?

- Moim zdaniem tak. Również na gruncie prawa polskiego można zobowiązać sądownie administratorów serwisów aukcyjnych - np. Allegro.pl - do podjęcia takich działań. Podstawą nałożenia takiego obowiązku mógłby być art.439 kc [patrz niżej]

Sądzi pan, że Tiffany znajdzie naśladowców, jeśli wygra?

- Z całą pewnością. W Polsce też. Uważam, że jesteśmy w przełomowym momencie, bo rzecz dotyczy nie tylko serwisów aukcyjnych, ale też np. wszystkich bardzo popularnych serwisów wideo, takich jak YouTube, na których użytkownicy sami umieszczają pliki filmowe. Tu działa - czy raczej nie działa - dokładnie ten sam mechanizm odpowiedzialności i jest ten sam problem. W tych serwisach można obejrzeć bardzo wiele profesjonalnych materiałów, których rozpowszechnianie w ten sposób oznacza złamanie praw autorskich, bo zostały tam zamieszczone bez zgody właścicieli tych praw.

Tej sprawy dotyczy z kolei drugi bardzo głośny na świecie proces, który firma medialna Viacom wytoczyła serwisowi YouTube i jego właścicielowi - firmie Google. Ten wyrok też będzie miał ogromne konsekwencje dla internetu.

Obowiązkowa prewencja może zniszczyć wiele serwisów, zaszkodzić otwartości internetu.

- Trzeba znaleźć jakiś złoty środek. Rzecz w tym, że dzisiejszy system odpowiedzialności w internecie wykrystalizował się około dziesięciu lat temu. Wtedy internet był zupełnie inny. Dostawcy usług internetowych przede wszystkim oferowali na serwerach miejsce na cudze witryny, serwisy swych klientów. W takiej sytuacji jest oczywiste, że jeśli klient zamieści na swojej witrynie jakieś bezprawne treści, to dostawca usług internetowych nie może za to odpowiadać, dopóki nie zostanie o tym powiadomiony.

Ale realia się zmieniły. Firmy Web 2.0, które dają internautom możliwość umieszczania na swych portalach różnych treści - np. filmów czy zdjęć - to nowa jakość. Te treści są już nie na cudzych, ale na ich własnych witrynach, którymi te firmy same zarządzają. Wydaje się więc logiczne, że zakres ich odpowiedzialności powinien być większy. O tym zaczyna się toczyć wielka dyskusja.

Rozmawiali: Zbigniew Domaszewicz, Tomasz Grynkiewicz

Art. 439 kc

Ten, komu wskutek zachowania się innej osoby, w szczególności wskutek braku należytego nadzoru nad ruchem kierowanego przez nią przedsiębiorstwa lub zakładu albo nad stanem posiadanego przez nią budynku lub innego urządzenia, zagraża bezpośrednio szkoda, może żądać, ażeby osoba ta przedsięwzięła środki niezbędne do odwrócenia grożącego niebezpieczeństwa, a w razie potrzeby także, by dała odpowiednie zabezpieczenie.

Copyright © Agora SA