Tajemnicze ograniczenia gazu do Polski

Już od tygodnia Polsce brakuje jednej trzeciej gazu z importu. Dostawy nagle wstrzymało RosUkrEnergo, szwajcarska spółka Gazpromu - twierdzi Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo.

- Teraz dzienny import to 21 mln m sześc., a RosUkrEnergo (RUE) dostarczało 6,3 mln m sześc. - stwierdził rzecznik PGNiG Tomasz Fill, potwierdzając, że w trakcie weekendu dostawy od RUE zostały całkowicie wstrzymane. Dlaczego? Polska firma nie wie. Według nieoficjalnych informacji zakłócenia w dostawach z RUE zaczęły się w poprzedni poniedziałek. Szwajcarska spółka zaspokaja w sumie aż jedną piątą zapotrzebowania Polski na gaz z importu. PGNiG powinno bardzo szybko odczuć tak duże niedobory.

Sprawą już zajmuje się specjalny zespół powołany przez Ministerstwo Gospodarki. Szef tego resortu Piotr Woźniak stwierdził, że doszło do spadku ciśnienia gazu dostarczanego przez Ukrainę do punktu granicznego w Drozdowiczach. Jednak Woźniak uspokajał wczoraj, że "zmniejszenie ciśnienia nie spowodowało żadnych skutków dla odbiorców, przed wszystkim dlatego, że Polska ma pełne magazyny gazu, a poza tym jest ciepło." Teoretycznie gazu w magazynach powinno nam starczyć na 40 dni. Czy PGNiG sięgnął już po te zapasy, aby uzupełnić bieżące niedobory? - Nie - odpowiada Tomasz Fill.

Katastroficznych doniesień PGNiG nie potwierdzała inna państwowa spółka Gaz-System, która zajmuje się transportem gazu i jest właścicielem przejścia w Drozdowiczach. - Płynie tamtędy tyle gazu, ile zostało zamówione przez PGNiG - powiedziała nam rzecznik Gaz-System Aneta Marzec. Tomasz Fill: - Zmniejszyliśmy zlecenie, kiedy dowiedzieliśmy się, że nie dostaniemy gazu od RUE.

Fill nie chciał ujawnić, skąd PGNiG dostało taką informację.

Gaz RUE do Polski transportuje ukraiński koncern Naftohaz. Jego biuro prasowe nie odpowiedziało nam, czy dostało zlecenie wstrzymania transportu do Polski.

Tymczasem RUE zwala winę właśnie na Ukrainę. - Dostarczamy pełne ilości gazu dla Polski na granicę rosyjsko-ukraińską, ale potem faktycznie jest jakiś techniczny problem z dostawą do Polski. Dopiero sprawdzamy, o co chodzi - powiedział "Gazecie" Andriej Knutow, rzecznik RUE w Moskwie. Ta szwajcarska firma jest ściśle związana z Gazpromem. Ten koncern jest największym akcjonariuszem RUE (resztę udziałów mają dwaj tajemniczy przedsiębiorcy z Ukrainy - Dmytro Firtasza i Iwana Fursina), a Konstantin Czujczenko z zarządu Gazpromu jest dyrektorem zarządzającym szwajcarskiej spółki.

Zaskakujące, że postanowiła ona zakręcić kurek z gazem dla Polski w przeddzień wizyty w Warszawie szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa, która nie przebiegała w atmosferze konfrontacji. Ławrow przyleciał do Warszawy w środę wieczorem. Czy polska minister spraw zagranicznych Anna Fotyga została uprzedzona przez ministra gospodarki Woźniaka o kryzysie dostaw i w czwartek rozmawiała o tym z Ławrowem? Rzecznik MSZ nie odpowiedział na pytania w tej sprawie. Także biuro prasowe Ministerstwa Gospodarki nie ujawniło, czy przed wizytą Ławrowa interweniowało w MSZ.

Czy RUE mogło celowo wstrzymać dostawy do Polski? Wśród gazowników krąży pogłoska, że mógł to być odwet na rządzie PiS. W tym roku o wejście na polski rynek zabiegała węgierska firma Emfesz, która jest ściśle powiązana ze szwajcarskim pośrednikiem (właścicielem Emfesz poprzez spółkę na Cyprze jest wspólnik RUE Dmytro Firtasz). Zabiegi węgierskiej firmy zablokował polski rząd. Według przeforsowanych przez polskie władze nowych przepisów od września firmy importujące gaz muszą przechowywać w polskich magazynach 3 proc. rocznych dostaw. Magazyny gazu w Polsce ma tylko PGNiG i nie dopuszcza do nich konkurencji.

Według drugiej hipotezy wstrzymanie dostaw to sposób wywarcia presji na polską firmę w trakcie negocjacji. Obecny kontrakt RUE z PGNiG wygasa z końcem roku. Nowy jest jeszcze omawiany. Szwajcarski pośrednik dostarczał nam do tej pory gaz z Azji, nieco tańszy od rosyjskiego. Jednak w czasie spotkania w Moskwie pod koniec września RUE zażądało, aby z umowy usunąć zapis o pochodzeniu gazu. Po co? W ten sposób firma mogłaby nam dostarczać gaz z Rosji, który byłby droższy. Szwajcarska firma handluje bowiem nie tylko gazem z Azji, ale także z Rosji. Do tej pory RUE taką "mieszankę" sprzedawała Ukrainie, gdzie jest jedynym importerem gazu. Jednak teraz rząd Wiktora Janukowycza zapowiada, że będzie kupować surowiec tylko z Azji. W ten sposób Ukraina uniknie wielkich podwyżek. Tyle że wtedy RUE musi komuś innemu sprzedać droższy rosyjski gaz, aby zapewnić zyski Gazpromowi. Do takiej roli najlepiej nadaje się Polska, bo nikt poza RUE nie sprzeda tyle gazu, ile potrzebuje PGNiG. Alternatywą byłyby niedobory surowca w środku zimy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.