Gazprom chce zaniżyć opłaty za tranzyt gazu przez Polskę

Dlaczego Gazprom grozi Polsce podwyżką cen gazu? Według rosyjskiej prasy to rewanż na polskich władzach, które nie zgadzają się na zaniżenie opłat za tranzyt rosyjskiego gazu do Niemiec.

Na początku listopada Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo poinformowało, że dostało prośbę Gazpromu o negocjacje na temat podwyżki cen rosyjskiego gazu dostarczanego do Polski. Ten wniosek Rosjanie tłumaczyli dość dziwnymi powodami, m.in. wzrostem cen paliw na świecie po zniszczeniu przez huragany rafinerii nad Zatoką Meksykańską.

Być może dopiero w tym tygodniu moskiewski dziennik "Wiedomosti" ujawnił., dlaczego naprawdę Gazprom grozi nam podwyżką cen. "Wiedomosti" stwierdziły, że to odwet na władzach Polski, które nie godzą się na zaniżenie opłat za transport rosyjskiego gazu do Niemiec przez polsko-rosyjską spółkę EuRoPol Gaz. Powołując się na anonimowe źródło "zbliżone do polskich akcjonariuszy EuRoPol Gaz" rosyjski dziennik twierdzi, że Urząd Regulacji Energetyki (URE) zażądał od EuRoPol Gaz, aby przy określaniu wysokości opłat za transport rosyjskiego gazu doliczyć 9,24 proc. zwrotu z zainwestowanego kapitału. W rezultacie opłata za przesył 1000 m sześc. gazu w przyszłym roku wyniosłaby 7,2 zł. Według Rosjan to równowartość 2,1 dolara, podczas gdy ich zdaniem opłata powinna spaść do 1,55 dolara. Ze swoim żądaniem URE miało się zgłosić w październiku, czyli zanim Gazprom zażądał rozmów o podwyżce cen gazu dla Polski.

URE przyznaje, że znowelizowane w tym roku prawo energetyczne faktycznie zobowiązuje do uwzględniania w taryfach za przesył gazu zwrotu z majątku zaangażowanego w działalność firmy. - Także wcześniej było to brane pod uwagę, choć ten przepis nie był jasno sformułowany - powiedział nam Tomasz Kowalak, dyrektor departamentu taryf URE. Zdecydowanie wyklucza, by uściślenie polskich przepisów w jakikolwiek sposób było wymierzone w Gazprom. - Opłaty, jakie pobiera EuRoPol Gaz za transport gazu muszą być takiej wysokości, aby spółka mogła bez problemów spłacać kredyty i pożyczki zaciągnięte na budowę gazociągu - tłumaczy Kowalak. Jest on zaskoczony pretensjami w rosyjskiej prasie. - Przecież opłat za tranzyt gazu nie pobiera Polska, lecz spółka EuRoPol Gaz, a Gazprom jest jednym z jej głównych akcjonariuszy.

Rosyjski koncern oraz Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo mają po 48 proc. akcji EuRoPol Gaz. Pozostałe 4 proc. akcji tej spółki należy do firmy Gas-Trading, w której Gazprom i PGNiG także mają znaczące udziały.

Zaniżenie opłat za transport gazu mogłoby doprowadzić EuRoPol Gaz do problemów ze spłatą zadłużenia. Takie ryzyko zawisło nad spółką w 2001 r., kiedy pobierała za niskie opłaty za tranzyt rosyjskiego gazu do Niemiec.

Dyrektor Kowalak nie rozumie też, dlaczego zdaniem rosyjskiej strony opłaty za tranzyt gazu przez Polskę miałyby spaść do 1,55 dolara. - Taka wartość była zapisana w porozumieniu polsko-rosyjskim porozumieniu międzyrządowym z 2003 r. Jednak w tym dokumencie zapisano również, ze to orientacyjna wartość, a faktyczna wysokość opłat będzie ustalana zgodnie z polskim prawem, w złotych, a nie w dolarach - przypomina szef departamentu taryf URE.

Być może pretensje Gazpromu mają zatuszować problemy rosyjskiego koncernu. W grudniu zakończy się budowa pierwszej nitki gazociągu jamalskiego przez Polskę i w przyszłym roku Gazprom powinien tą rurą przesłać do Niemiec 28,8 mld m sześc. gazu. Nie wiadomo, czy plan ten zostanie zrealizowany. bo Gazprom ma opóźnienia w ukończeniu gazociągu jamalskiego na Białorusi.

"Wiedomosti" twierdzą też, że Gazprom liczy tylko 120-130 dolarów za 1000 m sześc. gazu dla Polski. Tymczasem według przedstawicieli polskiej branży gazowniczej już teraz rosyjski gaz dla Polski kosztuje ponad 200 dolarów i jego cena nie różni się zasadniczo od cen dla Niemiec czy Francji. PGNiG już na początku listopada ogłosiło, że nie widzi uzasadnienia dla podwyżki cen rosyjskiego gazu. Jeśli PGNiG nie zgodzi się na podwyżki, to Rosjanie będą się mogli zwrócić ze swoimi pretensjami wobec Polski do sądu arbitrażowego w Sztokholmie. Jednak z reguły państwowe rosyjskie firmy unikają międzynarodowego arbitrażu jak diabeł święconej wody.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.