Europejskie winnice mają kłopoty

Nadprodukcja i słabsza jakość wina - europejskie winnice mają kłopoty. Bruksela proponuje radykalną reformę sektora

Na papierze Europa wciąż pozostaje winiarską potęgą. Nawet mimo ubiegłorocznej suszy łączna produkcja wina w Unii powinna w sezonie 2005-06 przekroczyć 172 mln hektolitrów (60 proc. światowej produkcji). Dla porównania, jeden z głównych producentów wina z Nowego Świata - Australia - w ostatnim sezonie sprzedała łącznie raptem 11,5 mln hektolitrów (a kolejne 8 mln hektolitrów niesprzedanego wina zatrzymała w magazynach).

Liczby jednak nie mówią wszystkiego. Mimo że Europa pozostaje największym producentem wina, to ma coraz większe problemy z jego sprzedażą. Z roku na rok europejscy producenci (głównie francuscy, a w mniejszym stopniu włoscy i hiszpańscy) tracą udziały w światowym rynku na rzecz konkurentów ze wspomnianej Australii oraz z Argentyny, RPA i Chile.

Oczywiście żadnych kłopotów ze sprzedażą swojego wina nie mają słynne winnice, takie jak Chateau Pétrus, Cote Blonde - Cote Rotie czy Chateau Lafite-Rotschild. Ale słynne winnice to tylko ułamek produkcji całego sektora. "Zwykli" producenci wina, które można nazwać stołowym, od lat narzekają na spadającą sprzedaż. I są wspomagani z kasy Unii Europejskiej, która przeznacza kilkaset milionów euro rocznie na to, żeby niesprzedane wino przerabiać na alkohol przemysłowy lub biopaliwo (poprzez destylację). To nie ma sensu - uznała w końcu unijna komisarz ds. rolnictwa Marianne Fischer-Boel. I przygotowała plan głębokiej reformy sektora winiarskiego w UE. Projekt zmian, który ma zostać oficjalnie ogłoszony 22 czerwca, koncentruje się na dwóch pomysłach. Po pierwsze, Komisja Europejska zamiast subsydiować destylację niesprzedanego wina chce dawać rolnikom pieniądze na to, żeby porzucali jego produkcję. Docelowo aż 400 tys. hektarów winnic w całej UE ma zostać zaoranych. Za każdy zaorany hektar właściciel dostawałby dopłatę tak jak za pole pszenicy. Po drugie, zwiększyć ma się "rynkowa atrakcyjność" europejskich win. Na przeszkodzie stoją temu niektóre przestarzałe regulacje dotyczące wina w Europie. Przykład: przepisy dotyczące etykiet. Na etykiecie wina pochodzącego z regionu Bordeaux jest aż sześć różnych informacji! Dla przeciętnego konsumenta to za dużo i dlatego wybiera on czytelniej oznaczone wina amerykańskie.

Bruksela chce też, by europejscy producenci wina częściej korzystali z nowych technologii produkcyjnych z powodzeniem stosowanych w USA. Jedną z nich jest np. dodawanie do wina dębowych wiórków, które mają podobny efekt do "starzenia" wina w dębowych beczkach - ale znacznie mniej kosztują.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.