Ceny drobiu lecą w dół w całej Europie

Ceny drobiu już gwałtownie spadają. Polskie zakłady przetwórcze mięsa drobiowego chcą od rządu rekompensat finansowych, jeśli zaatakuje nas ptasia grypa. Rząd przewiduje odszkodowania tylko dla hodowców drobiu.

Mamy pierwsze oznaki paniki wśród kupujących mięso z drobiu. Według danych Krajowej Rady Drobiarstwa spożycie mięsa drobiowego spadło w ostatnich dwóch tygodniach o blisko 15 proc. To jeszcze nie dramat, jednak wszyscy obawiają się, że jest on już za progiem.

Hipermarket w Zabrzu. Przed ladą chłodniczą niewielki ruch. Klientki długo przebierają w towarze. Zgodnie deklarują, że jeżeli ptasia grypa dotrze do Polski, to z zakupów drobiu zrezygnują.

Nie jesteśmy wyjątkiem. Widmo ptasiej grypy i strach przed zarażeniem krążą po Europie. We Francji po pojawieniu się choroby spożycie mięsa drobiowego spadło aż o 30 proc. - Czeka nas to samo, jeśli pojawi się chociaż jedno ognisko choroby - przyznają hodowcy.

Niższa konsumpcja już wywołała spadek cen. Jeszcze przed dwoma tygodniami kilogram kurczaka w warszawskich hipermarketach kosztował przeciętnie 5 zł. Teraz jest tańszy o 60 gr. - Klienci dłużej zastanawiają się nad kupnem, przebierają. Interesują się, skąd mięso pochodzi - przyznaje pracownica jednego z warszawskich sklepów sieci Géant.

Na razie na spadku cen tracą duże zakłady przetwórcze, które mają zawarte umowy kontraktacyjne z rolnikami. Sam biorą na siebie spadek cen detalicznych i nie obniżają cen skupu. Ale to nie potrwa wiecznie. - Jeśli jednak ceny w sklepach jeszcze bardziej polecą w dół, to obniżymy ceny skupu, z obecnych 2,4-2,5 zł za kg nawet do 2,3 zł - uprzedza Rajmund Paczkowski, prezes Krajowej Rady Drobiarskiej.

Na razie najwięcej na strachu związanym z ptasią grypą tracą rolnicy, którzy nie mieli podpisanych kontraktów. Zakłady oferują za kilogram żywca zaledwie 2,1 zł. Oznacza to, że rolnicy do hodowli drobiu dopłacają.

Od tygodnia zakłady przetwórcze próbują policzyć swoje ewentualne straty, jeśli ptasia grypa pojawi się w jakimś regionie kraju. Szacunki mówią, ze może chodzić nawet o milion złotych. Wiadomo, że w promieniu trzech kilometrów od ogniska choroby cały drób zostanie wybity. Rolnicy mają gwarancje rządowe zwrotu kosztów produkcji. Za każdy kilogram drobiu, jaki zostanie wybity, dostaną średnią cenę skupu, jaka na tym terenie była przez ostatnie trzy lata.

Jednak z odszkodowań rząd wykluczył zakłady przetwórcze. Nie dostaną ich nawet te zakłady, które oprócz przetwórstwa zajmują się też hodowlą drobiu.

- Uznaliśmy, że to bardzo niesprawiedliwe. Przecież jak padną w okolicy kurczaki, to zakład praktycznie stanie. A będziemy musieli płacić załodze pensję, ogrzewać zakład, o utraconych zyskach już nie wspomnę - mówi Paczkowski. Dlatego KRD wystąpiła do premiera Kazimierza Marcinkiewicza o "rozważenie rekompensat" dla zakładów przetwórczych. Na razie rząd się zastanawia, jednak drobiarze są przekonani, że ich wniosek zostanie załatwiony pozytywnie.

Panika ogarnia cały świat. Wstrzymanie importu ptasiego mięsa z krajów, w których stwierdzono ogniska choroby, rozważają kraje arabskie. Najbardziej uderzyłoby to we Francję (wirus H5N1 został wykryty na fermie indyków na wschodzie kraju), największego europejskiego producenta drobiu - 2,2 mln ton mięsa rocznie. Paryż eksportuje na Bliski Wschód drób i jego przetwory za prawie pół miliarda euro. Obroty całego sektora sięgają ponad 6 mld euro. Same tylko pasztety ze stłuszczonej wątroby kaczek i gęsi dostarczają Francji 12 mln euro rocznie. Importu drobiowego mięsa z Francji zaprzestały Japonia i Hongkong.

By uspokoić importerów i zapobiec epidemii, Francja już rozpoczęła szczepienia na ptasią grypę ponad 300 tys. gęsi i kaczek w południowo-zachodniej części kraju, czyli tam, gdzie ze względu na mnogość dzikiego ptactwa prawdopodobieństwo zakażenia jest największe. Zgodę na szczepienia wyraziła Komisja Europejska. Decyzję Paryża ostro skrytykowali brytyjscy specjaliści. Uważają oni, że użycie szczepionki u drobiu może zamaskować objawy choroby i utrudnić walkę z jej szerzeniem się. Anglicy twierdzą, że skuteczniejszą metodą walki z wirusem byłby całkowity zakaz wypuszczania drobiu z zabudowań w państwach, gdzie stwierdzono ogniska epidemii, i sumienne przestrzeganie tego zakazu. Podają przykład swojego kraju, gdzie sprzedaż drobiowego mięsa pomimo groźby wirusa nie spadła, a przyczyniło się do tego zamknięcie drobiu w zabudowaniach.

Rosnące straty sprawiły, że Francja i Włochy już złożyły wniosek o odszkodowanie dla przetwórców do Brukseli. Rzym oszacował swoje dotychczasowe straty na 0,5 mln euro. Pracę straciło około 30 proc. zatrudnionych w branży.

Polska jest piątym w Unii producentem drobiu, a jego spożycie na głowę mieszkańca, około 23 kg, stawia nas w ścisłej unijnej czołówce. W Polsce rocznie ubija się ponad 500 mln sztuk drobiu, to jest ponad milion ton mięsa, cała roczna produkcja stanowi więc około 2,7 mld zł. Z tego 190 tys. ton, czyli jakieś 17 proc., eksportujemy.

W przemyśle drobiarskim w Polsce pracuje około 40 tys. ludzi, a blisko 10 tys. rolników dostarcza drób do zakładów. - Skóra mi cierpnie - mówi Rajmund Paczkowski - jak pomyślę, że mój zakład znajdzie się w ognisku choroby i nie będzie mógł pracować, a kontrahentów mam oddalonych nawet o 40 km i będę zobowiązany kupić od nich kurczaki.

Producenci wierzą, że ptasia grypa nie zaatakuje masowo drobiu. Najbardziej obawiają się paniki konsumentów. - Ja się nie boję ptasiej grypy, bo to choroba ptasia. Boję się paniki, jaką wśród konsumentów rozpętują media, bo to grozi spadkiem popytu i cen - mówi szef szczecińskiego Drobeksu Bodo Engling. Jego zdaniem brak odszkodowań dla zakładów przetwórczych uderzy przede wszystkim w słabe firmy, dla których nawet krótki przestój może okazać się zabójczy.

Innego zdania jest Włodzimierz Bartkowski z Cedrobu. - Każdy przestój to dla zakładu dramat. Im zakład większy, im przestój dłuższy, tym dramat będzie większy - mówi. Nie chce oceniać, jak długo jego firma wytrzyma bez rekompensat z budżetu. - Jeśli rząd nie da nam odszkodowania, to zobaczymy, ile zakładów drobiarskich zostanie w kraju po przejściu ptasiej grypy - dodaje.

Hodowcy są przekonani, że ich kurniki są zabezpieczone przed kontaktem z wirusem. Drób jest cały czas w zamknięciu, a samochody i ludzie z zewnątrz nie są dopuszczani teraz na teren zakładu. Jednak ostatnie wydarzenia we Francji pokazują, że nawet to nie daje gwarancji ochrony przed wirusem. Ognisko choroby stwierdzono na fermie hodowlanej indyków, prawdopodobnie dostało się do pomieszczeń wraz ze słomą, w której musiały znaleźć się odchody dzikich ptaków zakażonych śmiertelnym wirusem.

Czy z obawy o ptasią grypę boisz się jeść drób?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.