Żniwa pod znakiem niskich cen

Skup tegorocznych plonów na razie przebiega spokojnie, ale ceny zbóż są znacznie niższe niż przewidywano

- Żniwa zaczęły się ospale, jakby rolnikom nie spieszyło się do zbiorów - ocenia szef Krajowych Izb Rolniczych Jan Krzysztof Ardanowski. - I nic dziwnego, bo ceny skupu są fatalne, a plony jeszcze bardziej.

Według Ardanowskiego tegoroczne zbiory będą o 30-50 proc. mniejsze niż przed rokiem. - Niektóre kłosy są tak zaschnięte, że kombajny starego typu w ogóle nie mogą wytrząsnąć ziarna - opowiada Ardanowski.

Na razie na drogach i przed punktami skupu jest spokojnie. Żniwa na całego ruszą dopiero za 7-10 dni. Pierwsze punkty skupu działają już na południu kraju, w Małopolsce i na Opolszczyźnie, bo tam zawsze zboża dojrzewają najszybciej. Skupiono pierwsze 3,5 tys. t pszenicy (na ok. 9,4 mln t spodziewanych).

- Zaczynamy jutro. Dziś tylko przeprowadziliśmy próby, czy da się kosić - mówi Czesław Janicki z Chodowa w Poznańskiem. - Do tej pory gnębiła nas susza, teraz za to mocno popadało i ziarno zawilgotniało. Musieliśmy zaczekać, by ziemia odparowała.

Janicki przyznaje, że boi się tegorocznych żniw. To, że plony będą znacznie niższe niż w zeszłym roku, wie od dawna, teraz boi się, że będą one niższe niż przeciętne w ostatnich kilku latach.

Pierwsze ceny nie są zachęcające - rolnicy za tonę pszenicy paszowej dostają 310-320 zł, a konsumpcyjnej 330-380 zł, czyli ok. 80 euro. Ale 380 zł młynarze płacą za pszenicę najwyższej jakości i tylko tam, gdzie w okolicy jest jej mało, np. w Szymanowie. Minister rolnictwa Józef Pilarczyk uważał, że cena w czasie żniw nie powinna spaść poniżej 90 euro za tonę pszenicy.

Rolnicy liczą jeszcze na pomoc Ministerstwa Rolnictwa, które w ubiegłym tygodniu zwróciło się do Komisji Europejskiej o zmianę przepisów dotyczących skupu. Polska chce, by skup interwencyjny zaczął się już od 1 września, a nie od 1 listopada jak przewiduje Komisja. Cena skupu na ten rok została ustalona na 101,46 euro za tonę. Gdyby KE zgodziła się go przyspieszyć, to z pewnością ceny już teraz by wzrosły, zbliżając się do cen interwencyjnych. Polska chce też zmniejszenia minimalnej partii zbóż, jaka może podlegać skupowi interwencyjnemu - z 80 do 40 t. To dlatego, że nasze rolnictwo jest rozdrobnione i wielu rolników zbiera mniej niż 80 t ziarna. Obniżenie limitów automatycznie zwiększyłoby zakres interwencji w Polsce i wywarło presję na wzrost cen.

Jednak szansa na uzyskanie zgody KE nie jest duża. Unia wydzieliła trzy strefy geograficzne, a Polska należy do tej, w której skup zaczyna się 1 listopada i nie zdarzyło się jeszcze, by Unia zmieniła te rozporządzenia. To samo dotyczy wielkości partii zbóż podlegających skupowi interwencyjnemu. - Unia określa minimum na 80 ton, a niektóre kraje jak Francja i Niemcy jeszcze je podnieśli. Tam rolnicy do skupu interwencyjnego muszą dostarczyć nie mniej niż po 500 t - tłumaczy Wiesław Zapędowski, wiceminister rolnictwa. - Dlatego nasze postulaty raczej nie znajdują zrozumienia.

- Rozporządzenia można zmieniać - uważa Ardanowski. - W zeszłym roku ministrowi Wojciechowi Olejniczakowi udało się namówić Unię do przyspieszenia wypłacania pierwszych dopłat obszarowych o dwa miesiące. Uważam, że obecny minister też może zawalczyć o przyspieszenie wypłat w tym roku, bo sytuacja ekonomiczna rolników jest fatalna.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.