Koniec nieszczęść spółdzielczości?

Czy zbuntowanym delegatom na kongres spółdzielczości uda się odsunąć od władzy i pieniędzy spółdzielców starych SLD-owskich działaczy? Zdaniem niektórych od tego właśnie musi się zacząć uzdrawianie ruchu spółdzielczego w Polsce.

W piątek na dwudniowe obrady kongresu polskiej spółdzielczości do Pałacu Kultury w Warszawie zjedzie ponad 500 osób z całej Polski, by wybrać stuosobowe Zgromadzenie Ogólne Krajowej Rady Spółdzielczej (KRS).

KRS to najwyższy organ spółdzielczego samorządu, jego władza pomiędzy kongresami. Do samorządu musi należeć każda spośród 13 tys. polskich spółdzielni zrzeszających 8 mln osób.

Po co Rada spółdzielcom? Według obecnego prezesa Jerzego Jankowskiego jeśli jakaś spółdzielnia kiepsko przędzie, to jej prezes może przyjechać do Warszawy i poprosić Radę o pomoc.

- To fikcja - mówi Stefan Bratkowski, wielki orędownik ruchu spółdzielczego. - Rada do niczego nie jest potrzebna. W Polsce nie ma spółdzielczości, tylko jeszcze jeden partyjny układ zdominowany przez SLD.

KRS to starzy prezesi spółdzielni w 80 proc. należący do Sojuszu. Jankowski (poseł Sojuszu z listy krajowej do 2002 r.) został wybrany na szefa Rady w 1990 r. i jest prezesem do dziś. Kiedy w 1999 roku oddało na niego głos 100 proc. członków nowo wybranej Rady, "Gazeta" napisała że "beton został zalany cementem".

W listopadzie 2003 r. miał się odbyć kolejny kongres, ale Rada samowolnie, wbrew statutowi, przesunęła go na listopad 2004 roku. - Przesunęli datę kongresu, bo bali się, że mogą nie zostać wybrani ponownie, nastroje w terenie trochę się radykalizują - uważa jeden ze spółdzielców.

Jak mówi Tadeusz Balcerowski, prezes spółdzielni mleczarskiej Rolmlecz z Radomia, na kongresie chodzi o to, by "kierownictwo zajmowało się problemami spółdzielców, a nie trzymaniem się stołków". Jeszcze dalej idzie prof. Zofia Chyra-Rolicz z Akademii Podlaskiej, według której prezes Jerzy Jankowski, szef polskiej spółdzielczości, to prawdziwe nieszczęście ruchu spółdzielczego. Mimo "licznych skandali" (zarzucano mu m.in., że popełnił plagiat, pisząc pracę doktorską) ciągle jest prezesem, a "uzależniona od niego komisja rewizyjna odrzuca zgłaszane przez spółdzielców zarzuty".

Dlaczego KRS cały czas popiera Jankowskiego? Dieta za posiedzenie wynosi 600 zł na rękę. Do tego każdy członek Rady należy jeszcze do trzech-czterech komisji i za każde posiedzenie dostaje pieniądze. W sumie raz na kwartał biorą po 3 tys zł. Do tego rozliczają koszty za delegacje. Prezes spółdzielni w terenie zarabia 1,5 do 2 tys. miesięcznie, więc 1000 zł diety za udział w zgromadzeniu jest magnesem - tłumaczy pracownik Krajowej Rady.

Sam Jankowski dostaje miesięcznie równowartość siedmiu średnich krajowych pensji.

Skąd Rada ma na to pieniądze? KRS utrzymuje się ze składek od spółdzielni (maksymalna to 360 zł, prezes nie chce ujawnić, jaka jest minimalna), ale ma też inne dochody - na przykład z wynajmowania lokali w należącym do niej pięknym zabytkowym budynku w centrum Warszawy. Na parterze mieści się Bank Kredytowy, a w podziemiach ekskluzywny klub-restauracja. Z prezesa trudno jednak wydusić, jakie przynosi to pieniądze.

Z planu budżetu KRS na rok 2004, do którego dotarła "Gazeta", wynika, że z wynajmowania budynku różnym firmom Rada spodziewała się wpływu 3,5 mln zł, a koszty jego utrzymania szacowała na 1,6 mln zł. Powinno jej więc zostać 1,9 mln.

Tuż przed kongresem wielu spółdzielców mówiło, że jest przeciwnych utrzymywaniu stuosobowej rady, równie dobrze swoją rolę spełniłoby gremium 50-osobowe. Niektórzy spółdzielcy uważają też, że KRS powinna poddać się kontroli NIK (obecnie jako prywatna działalność tej kontroli nie podlega). Chcą też obniżyć diety za posiedzenia i przejazdy do "rozsądnych granic", by nie były poważnym źródłem dochodów dla członków Rady.

Copyright © Agora SA