Nauczyciele walczą o emerytury

Nauczycielska ?Solidarność? napisała wczoraj list do prezydenta i ministra pracy z żądaniem utrzymania wcześniejszych emerytur.

"Nauczanie w szkole to jeden z najcięższych zawodów. Na stan zdrowia nauczycieli ma wpływ permanentny stres, któremu poddawani są codziennie podczas kontaktów z dziećmi i młodzieżą. Praca z uczniami jest coraz bardziej trudna i niebezpieczna" - czytamy w liście Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność".

Wczoraj list trafił na biurka prezydenta Lecha Kaczyńskiego i minister pracy Anny Kalaty.

"Gazeta" napisała wczoraj, że rząd szykuje tzw. ustawę pomostową, która pozbawia przywilejów emerytalnych ponad 50 zawodów - m.in. dziennikarzy, aktorów i nauczycieli.

Wiceminister pracy Romuald Poliński tak tłumaczył odebranie praw tym ostatnim: - Utrzymanie dla nich wcześniejszych emerytur jest nieracjonalne. Jeśli mają problemy z głosem, niech idą na rentę. Poza tym nauczyciel nie musi do emerytury być nauczycielem, może się przekwalifikować.

Przeciwko planom ministerstwa protestuje też Związek Nauczycielstwa Polskiego. Jego szef Sławomir Broniarz jutro spotka się z minister Anną Kalatą.

- Będziemy przekonywać panią minister, że nauczyciele, jeśli chcą dobrze uczyć, nie mogą pracować do 60 (kobiety) i 65 lat (mężczyźni) - mówi Broniarz.

Wygaśnięcie przywilejów emerytalnych założyła już reforma emerytalna z 1999 r. Jej autorzy tłumaczyli to koniecznością oszczędności w budżecie państwa.

Ile zyska budżet na pomyśle resoru pracy? Nie wiadomo.

Minister Poliński tłumaczy, że "nie ma jeszcze takich wyliczeń".

Jednak wstępne szacunki przygotowała Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Wynika z nich, że obecnie państwo co roku wydaje na wcześniejsze emerytury 15 mld zł. Zakładając, że resort chce utrzymać przywileje dla 50 stanowisk pracy i specjalne prawa dla górników (koszt 3 mld zł rocznie), w 2008 r. oszczędność wyniesie kilkadziesiąt milionów złotych, a za dziesięć lat już nawet 5 mld zł.

Copyright © Agora SA