W połowie roku kaspijski gaz dotrze do Europy?

Chociaż już w drugiej połowie roku pierwsza partia gazu z Azerbejdżanu może dopłynąć do Grecji, to jeszcze przez wiele lat Europa nie ma co liczyć na większe dostawy kaspijskiego surowca.

Dostawy gazu mają być jednym z ważniejszych tematów rozmów rządów Grecji i Azerbejdżanu, które zaplanowano na połowę marca. Grecja chce kupować surowiec z wielkich złóż Shah Deniz na Morzu Kaspijskim, a w przyszłości transportować go również do Włoch. Dostaw nie można zacząć, bo opóźnia się budowa podmorskiego gazociągu z Turcji do Grecji. Rura o długości 285 km miała być gotowa jesienią zeszłego roku, ale Turcja przesunęła termin oddania gazociągu do eksploatacji. Na Kaukazie nie sprawiło to wielkich problemów.

Konsorcjum koncernów BP i Statoil, które w tym roku z pól Shah Deniz miało wydobyć 2,8 mld m sześc. gazu, boryka się z problemami. W tym roku planowano wydobycie z czterech złóż na Morzu Kaspijskim. Eksploatacja pierwszego zaczęła się na początku grudnia zeszłego roku i już po dwóch tygodniach została wstrzymana z powodu problemów technicznych. Eksploatację wznowiono po miesiącu, a już tydzień później trzeba ją było ponownie wstrzymać. Dopiero kilka dni temu znowu popłynął gaz z Shah Deniz, tyle że z drugiego złoża. Przerwy w eksploatacji wywoływały nerwową atmosferę w Gruzji i Azerbejdżanie, które kaspijskim gazem chciały zastąpić kosztowny import surowca z Rosji. W tym roku Gruzja płaci 235 dolarów za 1000 m sześc. rosyjskiego gazu, ponad dwa razy więcej niż w zeszłym roku i cztery razy drożej niż dwa lata temu. Na dodatek od kwietnia Gruzja nie ma zagwarantowany dostaw na pełne pokrycie zapotrzebowania, bo Tbilisi liczyło na kaspijski surowiec.

Azerbejdżan w ogóle zrezygnował w tym roku z importu rosyjskiego surowca, bo uznał, że jest za drogi.

Na liczące się dostawy kaspijskiego gazu Europa i tak nie ma co liczyć wcześniej niż po 2012 r., bo dopiero wtedy zacznie się eksploatacja pól Shah Deniz na większą skalę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.