Przez pierwszy rok rządów PiS wstrzymywał się z wymianą zarządu w koncernie zbrojeniowym Bumar. Ale miesiąc temu zmiany w Bumarze ruszyły galopem. Najpierw rada nadzorcza tej państwowej spółki odwołała za jednym zamachem jej trzech wiceprezesów, jednocześnie rozwiązując z nimi umowę o pracę. Powodu tak nagłych zmian nie wyjaśnił nam kierujący radą Bumaru Tomasz Szatkowski, szef sekretariatu ministra Przemysława Gosiewskiego, a także członek komisji weryfikacyjnej WSI.
Trudniej poszło z dotychczasowym prezesem Bumaru Romanem Baczyńskim. Według statutu Bumaru o jego odwołaniu mogło zdecydować dopiero walne zgromadzenie wspólników spółki. Zdecydowało w ostatni piątek.
Przy okazji akcjonariusze powołali do rady Bumaru Tomasza Dembskiego, odwołując go jednocześnie z rady nadzorczej PLL LOT. Dembski od połowy listopada zeszłego roku pełnił też obowiązki prezesa LOT i był faworytem wiceministra skarbu Ireneusza Dąbrowskiego (nadzorującego także Bumar) w konkursie na nowego prezesa LOT. Wcześniej Dembski, prawnik i absolwent filologii angielskiej, był szefem działu kontraktów w warszawskim przedstawicielstwie Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, a w latach 1997-2003 zajmował się marketingiem i zakupami w firmie Akzo Nobel Decorative Coatings handlującej m.in. tuszami do drukarek komputerowych.
Do rady Bumaru powołano też Bogdana Borkowskiego, warszawskiego adwokata, i Dariusza Lasockiego, o którym Ministerstwo Skarbu enigmatycznie poinformowało, że jest prawnikiem i "posiada doświadczenie zawodowe w zakresie prawa korporacyjnego, prawa kontraktów i prawa pracy". Odwołano zaś Jarosław Żołędowskiego, który w radzie Bumaru był od września zeszłego roku. Po tych roszadach rada Bumaru zwiększyła się z pięciu do siedmiu osób.
Zmiany w zarządzie Bumaru wprowadzano w tak gwałtownym tempie, że omal nie sparaliżowały zbrojeniówki. Po styczniowym odwołaniu wiceprezesów Bumaru Ministerstwo Skarbu ogłosiło, że natychmiast powołano ich następców. Potem okazało się jednak, że dwóch nominatów - członków zarządów innych znaczących firm zbrojeniowych - musiało zrezygnować z nominacji, bo groziło im naruszenie przepisów. A wtedy nie tylko Bumar, ale także dwie kolejne firmy mogłyby się pogrążyć w nagłym kryzysie zarządzania. Ministerstwo Skarbu najpierw ogłosiło więc nowe nominacje do zarządu Bumaru, a dopiero potem konkursy... na te same stanowiska.
Bumar to holding, któremu podlega 17 spółek. Wiele z nich obrastają kolejne spółki. Rząd nie przewiduje rewolucyjnych zmian w firmie. W połowie lutego premier Jarosław Kaczyński zapowiedział, że do 2009 r. - a więc do końca kadencji obecnego parlamentu - planowana jest konsolidacja Bumaru. - To wszystko będzie oczywiście powoli, spokojnie, w ramach kodeksu handlowego, integrowane - mówił premier. Dodał, że w 2010 r., a więc w przyszłej kadencji parlamentu, może dojść do prywatyzacji w Bumarze, "jeżeli z różnych względów zostanie to uznane za możliwe".