Zgodnie z nowelizacją ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych dodatkowe pieniądze dostaną osoby, których świadczenia nie przekraczają 1200 zł brutto miesięcznie.
Najwięcej 420 zł netto dostaną renciści i emeryci, których dochód nie przekracza 600 zł brutto. Jeśli ktoś pobiera 600-800 zł brutto, otrzyma 310 zł netto, a jeśli 801-1000 zł brutto, będzie miał 180 zł brutto. Najmniejszą zapomogę - 140 zł netto - ZUS prześle osobom z dochodem 1001-1200 zł brutto.
Zanim przegłosowano zapomogi, w Sejmie doszło do gorącej dyskusji.
Część posłów, głównie SLD, chciała zamiast zapomóg (zgłoszonych przez rząd) waloryzacji rent i emerytur o inflację i 5-procentowy wzrost płac.
- Emerytom i rencistom powinny być wypłacane dodatki, ale nie koszem waloryzacji - tłumaczył lider SLD Wojciech Olejniczak.
- Przez 18 miesięcy obiecywaliście waloryzację. Pytam pana premiera, co się stało, że zmieniliście zdanie. Dlaczego zwodziliście ludzi - mówiła podniesionym głosem Izabela Jaruga-Nowacka (SLD). Mimo próśb marszałka Marka Jurka długo nie chciała zejść z sejmowej mównicy.
Tadeusz Cymański (PiS) przekonywał, że projekt co prawda nie jest idealny, ale to krok w dobrą stronę. - Przy proponowanej przez SLD waloryzacji osoby, które mają 800 zł, dostaliby po 7, 8 zł miesięcznie. W naszej wersji dostaną po 20 zł miesięcznie.
Kiedy opozycja protestowała, Cymański zaś walił pięścią w pulpit i krzyczał: - Koniec z hausnerowszczyzną!
Zapomogi mają być wypłacane jednorazowo, tylko w tym roku. Pochłoną 1,7 mld zł.
Emeryt i rencista nie będą musieli składać żadnego wniosku do ZUS, dodatkowe pieniądze będą wypłacone automatycznie wraz z kwietniowym świadczeniem.
- Waloryzację, taką porządną nawet z 20-proc. wzrostem płac będziemy chcieli zrobić w kolejnych latach - zapewnia Rajmund Morica (Samoobrona), na którego wniosek słowo "dodatek" zamieniono na "zapomogę"..