W siedzibach Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych strzelają korki od szampanów. W styczniu łączna wartość naszych oszczędności zgromadzonych w funduszach przekroczyła magiczną barierę 100 mld zł. To wciąż ponad dwa razy mniej, niż trzymamy na lokatach bankowych, ale prawie trzy razy więcej, niż trzymaliśmy w funduszach np. na początku 2005 r.
Wstępne szacunki funduszy nie pozostawiają wątpliwości - z początkiem roku Polacy gromadnie rzucili się do punktów sprzedaży. - Nasi klienci wpłacili ponad półtora miliarda złotych! - chwali się prezes PKO TFI Tomasz Bogutyn. Majątek zarządzany przez TFI ING przyrósł prawie o miliard złotych, zaś aktywa TFI BZ WBK - do którego należą najszerzej reklamowane ostatnio fundusze Arka - wzrosły w styczniu aż o 1,8 mld zł!
Fundusze przeżywają największy najazd klientów w swej historii. Do tej pory rekordowym miesiącem był listopad 2006 r., gdy majątek funduszy wzrósł ok. 6 mld zł. Tymczasem w styczniu tylko trzy grupy funduszy, kontrolujące w sumie 30 proc. rynku, napęczniały prawie o 4,5 mld zł. Danych o wzroście całego rynku jeszcze nie ma.
Eksperci nie mają wątpliwości - klientów funduszom napędza giełdowa hossa. W ubiegłym roku fundusze akcji dały zarobek średnio 40-50 proc., a stosunkowo bezpieczne fundusze stabilne - od kilkunastu do ponad 20 proc. Dla posiadaczy lokat oprocentowanych na 2-2,5 proc. to bardzo kusząca perspektywa. Swoje robią też kampanie reklamowe funduszy epatujące wysokimi zyskami osiągniętymi w przeszłości.
Coraz bardziej atrakcyjna jest też sama oferta funduszy. Pojawiają się fundusze parasolowe (bardziej "przyjazne" podatkowo od zwykłych), takie, które specjalizują się w lokowaniu w małe i średnie spółki, te inwestujące za granicą (np. na rynkach azjatyckich) oraz branżowe (np. fundusze nieruchomości).
Czy styczniowe eldorado przeniesie się na kolejne miesiące? - Fundusze będą łatwo ściągać pieniądze tak długo, jak będą utrzymywały się niskie stopy procentowe, które uderzają w odsetki lokat. A więc przynajmniej przez rok lub dwa. Sądzę, że w tym roku do funduszy może trafić 15-20 mld zł nowych wpłat - mówi Emil Szweda, główny ekonomista Open Finance.
Jeszcze większym optymistą jest Tomasz Bar z portalu Finanseosobiste.pl. - Na koniec 2007 r. aktywa funduszy mogą sięgnąć nawet 130 mld zł, o ile utrzymamy obecny wzrost gospodarczy, a stopy procentowe nie zostaną podwyższone o więcej niż pół punktu procentowego.
Marek Przybylski, prezes CU TFI, studzi nieco nastroje i zastanawia się, czy część klientów, widząc trwającą już cztery lata hossę giełdową, nie traktuje funduszy jako maszynki do zarabiania pieniędzy. - Prawdziwym testem dla funduszy i ich klientów będzie bessa, która prędzej czy później przyjdzie - mówi Przybylski.
Do funduszowego boomu przyczyniają się wielkie banki detaliczne. Jeden po drugim zaczynają one zauważać, że przeniesienie do "zaprzyjaźnionych" funduszy części pieniędzy z lokat terminowych może przynieść dodatkowe zyski (np. z prowizji za "podsyłanie" klientów do funduszy). Pierwszy był bank Pekao (dzięki temu jego fundusze pod marką TFI Pioneer stały się największymi na rynku), potem posiadaczy swoich lokat wzięły pod lupę BZ WBK (fundusze Arka) oraz ING.
Ten rok może należeć do największego "uśpionego tygrysa", banku PKO BP. Jego klienci na nisko oprocentowanych lokatach trzymają ponad 70 mld zł! Gdyby choć część przenieśli do funduszy TFI PKO, towarzystwo z miejsca zostałoby rynkowym gigantem. A PKO BP już zaczął ofensywę. Wprowadza lokaty powiązane z funduszami, w oddziałach można też kupić stosunkowo bezpieczne fundusze z ochroną kapitału (np. Bezpieczna Lokata).
Tomasz Publicewicz z firmy badawczej Analizy Online wyliczył, że majątek zarządzany przez polskie fundusze stanowi ok. 10 proc. PKB naszego kraju. W krajach UE średnio jest to blisko 20 proc. PKB. Do funduszy w dłuższej perspektywie powinno więc przepłynąć jeszcze kilkadziesiąt miliardów złotych.
Marek Przybylski z CU TFI nie do końca w to wierzy. Z badań, które ostatnio zlecił, wynika, że osoby, które do tej pory nie inwestowały w fundusze, z reguły uważają je za ryzykowną, niewygodną formę oszczędzania, wymagającą w dodatku specjalistycznej wiedzy i dużych pieniędzy. - Po wykorzystaniu przez banki rezerwuaru najbardziej otwartych na nowości klientów pozyskiwanie nowych będzie już dużo trudniejsze - mówi.