Prąd: Kolejna porażka akcyzowa Polski?

Po klęsce w sprawie akcyzy na samochody Polsce grozi kolejna - tym razem chodzi o akcyzę na prąd. Rząd co roku przekonuje Komisję Europejską, że zmieni przepisy i co roku nic z tego nie wychodzi.

Sprawa ciągnie się od 2005 r. Zgodnie z unijną dyrektywą akcyzę na prąd powinni płacić jego dystrybutorzy, czyli zakłady energetyczne. W Polsce płacą ją elektrownie, konieczne jest więc znowelizowanie ustawy o akcyzie. Rząd zobowiązał się wobec Komisji Europejskiej, że zrobi to do końca 2005 r. Nic z tego nie wyszło - w 2005 r. były wybory, potem rząd miał ważniejsze sprawy. Mijały kolejne terminy, w których - jak zapowiadało Ministerstwo Finansów - projekt ustawy miał trafić do Sejmu. Najnowszy, jak powiedział nam Jakub Lutyk z biura prasowego resortu, to połowa 2007. - Mamy nadzieję, że stanie się to wcześniej - zapewnia Lutyk. Jednak projekt ciągle tkwi w resorcie finansów i nie trafił nawet do konsultacji międzyresortowych.

Jesienią 2006 r. poirytowana naszą indolencją Komisja Europejska wszczęła przeciw Polsce postępowanie, które może się skończyć nawet przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Resort finansów próbuje przekonać Komisję, żeby zawiesiła postępowanie, bo już niedługo projekt zmian w ustawie o akcyzie trafi do Sejmu. Ale nie chodzi tylko o to. Jak przyznaje sam rząd, decyzja jest trudna. "Wprowadzenie nowych zasad może skutkować wygenerowaniem dodatkowych kosztów (np. kosztów nowych systemów billingowych), które obciążą sprzedawców energii do klientów finalnych (...). Istnieje groźba wzrostu cen energii elektrycznej w następstwie celowych działań producentów energii, którzy mogą wykorzystać zmianę systemu opodatkowania dla zwiększenia swoich zysków. Dlatego też decyzja o wprowadzeniu przedmiotowych zmian jest niezmiernie trudna ze względów ekonomiczno- społecznych"- czytamy w liście do Komisji, który resort finansów wysłał pod koniec grudnia.

Z takim stawianiem sprawy nie zgadzają się producenci energii. - Ja bym chętnie codziennie zwiększał zyski, gdybym tylko mógł - ironizuje Jerzy Chachuła, prezes elektrowni Rybnik należącej do francuskiego giganta EdF. - Ale przecież o cenach prądu sprzedawanego przez elektrownie decyduje rynek - tłumaczy. Dziś elektrownie płacą 20 zł akcyzy za megawatogodzinę. Zdaniem Chachuły połowę z tej kwoty biorą na siebie, a połowę płaci konsument.

Dystrybutorzy prądu liczą na to, że skoro po dostosowaniu prawa do wymogów unijnych ciężar płacenia podatku spadnie na nich, to elektrownie obniżą ceny prądu o całą kwotę akcyzy. Ale elektrownie nie palą się do tego. - W rozmowach w Ministerstwie Finansów ich szefowie dali do zrozumienia, że nawet jeśli to zrobią, to na pewno nie o całą kwotę podatku, lecz tylko o tę połowę, którą biorą na siebie - mówi były wiceminister finansów Mirosław Barszcz. Żeby cena prądu nie wzrosła, dystrybutorzy prądu musieliby zapłacić z własnych pieniędzy te 10 zł, które dotychczas brały na siebie elektrownie. To jednak mało prawdopodobne - ich taryfy są zatwierdzane przez Urząd Regulacji Energetyki, który dba o to, by marże dystrybutorów były niskie, ale musi uwzględnić wszystkie tzw. koszty uzasadnione. Akcyza jest takim właśnie kosztem. - Niebezpieczeństwo wzrostu cen prądu rzeczywiście więc istnieje, bo dystrybutorzy będą mogli przerzucić akcyzę w całości na konsumenta - mówi były wiceminister finansów Mirosław Barszcz. Klienci nie będą więc płacić 10 zł za megawatogodzinę - jak dzisiaj - lecz dwa razy tyle.

Resort finansów mógłby tego uniknąć w prosty sposób - razem ze zmianą sposobu płacenia akcyzy należałoby ją obniżyć. Zresztą i tak ten podatek w Polsce należy do najwyższych w UE. Minimalna stawka akcyzy na energię to w Unii 0,5 euro za megawatogodzinę dostarczaną firmom i 1 euro za megawatogodzinę dla zwykłych konsumentów. W Polsce jest jedna stawka - odpowiednio dziesięć i pięć razy wyższa.

- Wiosną 2006 powstał nawet plan obniżki - akcyza miała spaść o 10 proc. - przypomina Barszcz. O kilkaset milionów złotych spadłyby jednak dochody budżetu z tego podatku (dziś wynoszą ponad 2 mld). Ostatecznie więc z planów obniżki nic nie wyszło.

Czy Komisja Europejska zaakceptuje nasze tłumaczenie? - Komisja bada pismo polskiego rządu. Decyzji nie należy się spodziewać przed końcem marca - powiedziała nam Maria Assimakopoulou, rzeczniczka unijnego komisarza ds. podatków Laszlo Kovacsa.

Sprawa może jednak przybrać fatalny dla Polski obrót i bez udziału Komisji. Należąca do belgijskiego koncernu Electrabel elektrownia Połaniec postanowiła walczyć o swoje. Wystąpiła do urzędu celnego o wiążącą interpretację prawa, twierdząc, że skoro akcyza jest pobierana niezgodnie z unijnym prawem, to elektrownia może jej nie płacić ("Gazeta" pisała o tym w połowie grudnia). Jak było do przewidzenia, fiskus z tą interpretacją się nie zgodził - 29 grudnia Izba Celna w Kielcach odpowiedziała, że podatek trzeba płacić. Czy Połaniec odwoła się do sądu? Firma odmówiła nam komentarza, ale w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Kielcach jej skargi na razie nie ma. Jeśli sprawa jednak tam trafi, to bardzo prawdopodobny jest scenariusz znany nam z akcyzy na samochody: sąd zada pytanie prawne Europejskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości. - Jeśli wyrok ETS byłby pomyślny dla firm, to Polska stanęłaby przed koniecznością zwrotu nadpłaconej przez elektrownie akcyzy lub wypłaty znaczących odszkodowań - mówi "Gazecie" Jarosław Antosik z firmy doradczej Accreo Taxand.

Jak to się wszystko skończy? - Źle - mówi były urzędnik resortu finansów. - Boję się, że ten rząd ma za mało ikry, żeby załatwić tę sprawę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.