Marcinkiewicz bez poparcia premiera Kaczyńskiego

Rada nadzorcza rozpoczyna dziś przesłuchania kandydatów do fotela prezesa PKO BP. Politycy PiS twierdzą, że Kazimierz Marcinkiewicz przystępuje do konkursu bez poparcia premiera Kaczyńskiego

Przesłuchania dziewięciu kandydatów do fotela prezesa PKO potrwają trzy dni. Kazimierz Marcinkiewicz dziś ma się spotkać z radą. Pytany przez nas, jak długo przygotowywał się do rozmowy, odparł: - 47 lat, całe życie przygotowywałem się do tej rozmowy.

Marcinkiewicz nie chciał powiedzieć, jakich pytań się spodziewa. W ogłoszeniu o konkursie rada nadzorcza PKO BP napisała, że kandydaci powinni "dawać rękojmię ostrożnego i stabilnego zarządzania bankiem", mieć wyższe wykształcenie i odpowiednie doświadczenie zawodowe. Rada, podczas rozmów z kandydatami, ma też oceniać ich wiedzę o działalności PKO BP oraz o sektorze bankowym, zasady funkcjonowania spółek handlowych, a także znajomość zasad nadzoru, audytu, kontroli finansowej i rachunkowości zarządczej.

Kilku polityków PiS powiedziało nam, że premier, który początkowo zgodził się oddać Marcinkiewiczowi fotel szefa największego polskiego banku, z chwilą ogłoszenia konkursu postanowił nie ingerować w obsadę zarządu. - Marcinkiewicz przystępuje do konkursu bez parasola ochronnego premiera - zapewnia bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego.

Przemysław Gosiewski, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, dodaje: - Premier powiedział wyraźnie, że nie należy do jego kompetencji wpływanie na radę nadzorczą. Polecił ministrowi skarbu państwa rozpoczęcie procedury konkursowej, a od rady nadzorczej zależy, kto zostanie powołany na stanowisko prezesa - podkreśla Gosiewski.

Decyzja o wyborze nowego prezesa PKO BP jest w rękach skarbu państwa kontrolującego ponad 51 proc. akcji. W siedmioosobowej radzie nadzorczej, która przeprowadza konkurs, jest aż pięcioro nominatów Ministerstwa Skarbu (prawnicy Marek Głuchowski, Jerzy Michałowski, Tomasz Siemiątkowski, Agnieszka Winnik-Kalemba oraz ekonomista Adam Skowroński). Wszyscy trafili do rady po walnym zgromadzeniu akcjonariuszy w kwietniu 2006 r. Ze starej rady "ocalało" wówczas tylko dwoje członków - prof. Jerzy Osiatyński i Urszula Pałaszek. Przedstawiciel rady nadzorczej zapewnił nas, że nie otrzymał żadnych instrukcji z resortu skarbu co do konkursu.

Minister Gosiewski uważa, że Marcinkiewicz, który jest z wykształcenia fizykiem, a w banku pracuje zaledwie od kilku tygodni jako doradca zarządu, poradzi sobie na stanowisku prezesa. - Jako były szef komisji skarbu państwa ma ogromną wiedzę o funkcjonowaniu spółek i gospodarce. Znam kilku prezesów, którzy są filologami, jeden jest nawet etnografem.

Niezależni eksperci niezbyt wysoko oceniają szanse na wygraną Marcinkiewicza w konkursie na prezesa PKO, o ile oczywiście ów konkurs byłby przeprowadzony w sposób bezstronny. Według doradcy inwestycyjnego Adama Rucińskiego w gronie ośmiu kontrkandydatów byłego premiera na pewno znajdą się tacy, którzy mają od niego znacznie większe doświadczenie w bankowości. - To bardzo ważne kryterium. Mając do wyboru kogoś, kto choćby przez pół roku współzarządzał dużym bankiem, i Kazimierza Marcinkiewicza, rada powinna wybrać osobę bardziej doświadczoną - mówi Ruciński.

Nasi rozmówcy w PiS podkreślają, że Marcinkiewicz, jeśli wygra konkurs, może mieć problemy z zatwierdzeniem przez Komisję Nadzoru Bankowego. Komisja musi zatwierdzić prezesa banku i jednego członka zarządu. Na czele siedmioosobowej komisji stoi Stanisław Kluza, szef Komisji Nadzoru Finansowego. Jest w niej trzech przedstawicieli rządu i trzech niezależnych członków. Stanisław Kluza nie chce na razie komentować, czy zagłosowałby za kandydaturą Marcinkiewicza. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że opierałby się na opinii generalnego inspektora nadzoru bankowego, który opiniuje kandydatów.

Kazimierz Marcinkiewicz ma szansę na objęcie stanowiska prezesa PKO BP?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.