Wizja zwolnień w telewizji

Kolejny zarząd TVP planuje redukcję zatrudnienia. Czy tym razem dojdzie ona do skutku?

W telewizji publicznej pracuje dziś 4,8 tys. osób (w tym ok. 1,5 tys. w oddziałach). Według nieoficjalnych informacji zarząd chce zwolnić nawet 850 osób, czyli 18 proc. załogi spółki. To prawie dwa razy tyle, ile pracuje w całym Polsacie! Osoby do zwolnienia mają wytypować szefowie poszczególnych działów i jednostek. TVP poinformowała w komunikacie prasowym, że na pierwszy ogień pójdą pracownicy działów "administracyjnych i usługowych, a w mniejszym stopniu jednostek programowych". - Chodzi o doprowadzenie struktur firmy do takiego poziomu, żeby były bardziej efektywne - mówi Marcin Bochenek, członek zarządu TVP.

Redukcji na taką skalę nie udało się przeprowadzić żadnemu z zarządów telewizji publicznej, choć niejeden się do niej przymierzał. W TVP działa bowiem 31 związków zawodowych, które stawiają zaciekły opór zwolnieniom grupowym. Ale nie chodzi wyłącznie o związkowców. - Ta firma jest jednym z największych pracodawców na Mazowszu, więc decyzja o zwolnieniach na taką skalę jest tematem politycznym. Szczególnie przy takim rządzie - mówi nam anonimowo jeden z menedżerów średniego szczebla TVP.

Dodatkowo komplikują ją polityczne wojny o Bronisława Wildsteina, prezesa TVP (jego odwołania domaga się m.in. LPR i Samoobrona) i związany z nimi bałagan w radzie nadzorczej, która wciąż działa w niepełnym składzie (teraz brakuje w niej przedstawiciela resortu skarbu). A to właśnie rada nadzorcza ma opiniować koncepcję restrukturyzacji opracowaną przez zarząd.

- Uważam, że informacja o gigantycznych zwolnieniach nieprzypadkowo pojawia się teraz. Wytwarza ona wokół spółki złą atmosferę i destabilizuje pozycję zarządu. Potem ten temat może zniknąć, bo przyjdzie ktoś "nowy, dobry", kto zrezygnuje ze zwolnień - mówi dr hab. Tadeusz Kowalski z Instytutu Dziennikarstwa UW, były szef rady nadzorczej TVP, a obecnie członek jej rady programowej.

- Nie chcę się odnosić do relacji z radą nadzorczą. Myślę, że założenia związane z restrukturyzacją będą realizowane w tym roku - powiedział nam Marcin Bochenek z zarządu TVP.

Poprzedni zarząd telewizji zmniejszał zatrudnienie ostrożnie, po kilkadziesiąt osób rocznie. Przygotowane przez ekipę Jana Dworaka plany restrukturyzacji zajęły pięć opasłych segregatorów, ale nie obejmowały zwolnień grupowych, lecz zmianę struktury zatrudnienia. Część osób miała trafić do innych działów, inni - otrzymać szersze obowiązki. - Nie znam szczegółowego planu, ale dla mnie wcale nie jest oczywiste, że w TVP jest za dużo ludzi. Jeśli chcemy uruchamiać nowe kanały tematyczne, sprzedawać treści w nowych mediach, tworzyć telewizję internetową, przecież ktoś to ma robić. Być może trzeba utrzymać zatrudnienie na obecnym poziomie albo nawet je zwiększyć - mówi Kowalski. Dodaje on, że brytyjska BBC skupiająca pod jednym dachem publiczne radio i telewizję zatrudnia 28 tys. osób. W polskich mediach publicznych pracuje łącznie 6,3 tys. osób.

"Obecnie TVP ma zbyt wysokie koszty w porównaniu ze stacjami konkurencyjnymi - zarząd spółki jest zdecydowany to zmienić" - czytamy w komunikacie prasowym nadawcy. W minionym roku, już po fuzji z Onet.pl, grupa TVN zatrudniała 1382 osób, z kolei w grupie kapitałowej Polsatu na koniec 2006 roku pracowało 550 osób. - Porównanie do stacji komercyjnych nie do końca ma sens, bo żadna z nich nie prowadzi działalności na taką skalę jak TVP. Zresztą w tamtych stacjach zatrudnienie rośnie - zaznacza Kowalski. Zdaniem Andrzeja Szymańskiego, analityka BZ WBK, zatrudnienie w TVP jest zbyt duże w porównaniu z TVN, nawet biorąc pod uwagę skalę działalności telewizji publicznej. - Redukcje w TVP mogą poprawić wynik finansowy firmy przy utrzymaniu jakości programów na niezmienionym poziomie - uważa Szymański.

Copyright © Agora SA