Liberty GSM idzie na parkiet

Liberty, największy - obok Germanosa, mPunktu i Tella - diler telefonii komórkowej, wchodzi na giełdę - dowiedziała się ?Gazeta?. O ile operatorzy komórek nie garną się na parkiet, to miejsce to stało się modne wśród ich dystrybutorów

W rodzinnym Bytomiu właściciel Liberty Wiesław Wiśniewski uchodzi za filantropa i lokalnego patriotę, choć jego rodzice pochodzą ze Lwowa. Przed trzema laty wsławił się ofertą kupna dwóch kopalń, które miały być zamknięte. Choć górnicy przerazili się prywatnego kapitału i oferta upadła, odniosła skutek. - Przestano myśleć o likwidacji kopalń. Bo jak likwidować coś, na co jest kupiec? - wspomina Wiesław Wiśniewski. - Zrobiłbym świetny interes, bo światowe ceny węgla wkrótce skoczyły z 20 na 60 dolarów za tonę.

Na tegorocznej liście najbogatszych "Wprost" Wiśniewski uplasował się na 78. miejscu z 240 mln zł majątku. Pierwsze pieniądze zarobił w trakcie studiów, myjąc szyby. W latach 80. założył w Austrii całodobowy sklep i serwis sprzętu elektronicznego. Po powrocie do Polski w latach 90. produkował telewizory dla... Nokii. Kiedy fiński koncern przerzucił się na telefonię komórkową, Liberty zostało autoryzowanym dilerem sieci komórkowej Plus.

Naładowani dilerzy

Przeciętny klient nie zdaje sobie sprawy, że pod szyldami 3 tys. salonów Ery, Plusa czy Orange kryją się nie sami operatorzy, lecz kilkadziesiąt sieci dilerskich. Firmy te zatrudniają łącznie około 20 tys. pracowników, czyli dwa razy więcej niż sami operatorzy. Na giełdzie jest już od roku Tell, diler Orange, zaś na dniach zadebiutuje na niej Eurotel, diler Ery. Za nimi podąży Liberty, w której Wiesław Wiśniewski ma 72 proc. udziałów. Reszta należy do funduszu private equity Innova Capital. Wejście na giełdę ma być dla funduszu okazją, by wyjść z pięcioletniej inwestycji.

- Planuję debiut spółki na parkiecie na przełomie I i II kwartału przyszłego roku. Wartość oferty wyniosłaby 30-35 mln zł - powiedział nam prezes Wiśniewski, który wartość firmy ocenia na około 150 mln zł. Obecnie trwa dokładna wycena i rozmowy z firmami, które mogłyby się podjąć wprowadzenia Liberty na giełdę.

Na co poszłyby pieniądze z oferty? Głównie w rozwój sieci. - Chciałbym kupić innego dilera Plusa. Rozmowy są w toku. Docelowo zamierzamy podwoić liczbę salonów do 300 - mówi Wiśniewski.

Jego zdaniem to optymalna wielkość ze względu na koszty i elastyczność firmy. Pod względem liczby salonów Liberty zdecydowanie ustępuje już takim tuzom jak Germanos, Tell, czy mPunkt (dzięki polityce przejęć mają już po ponad 200 punktów), choć dwóm ostatnim dorównuje pod względem przychodów.

Jako diler Plusa Liberty żyje głównie z prowizji od pozyskanych dla operatora abonentów i przedłużonych umów, a także ze sprzedaży telefonów i akcesoriów. Firma umożliwia też uzupełnianie kont przez użytkowników telefonów na kartę w sieciach wszystkich operatorów. Pieniądze z giełdy chce przeznaczyć na rozwój elektronicznej formy doładowań, która wypiera popularne karty-zdrapki. O ile sprzedaż tych ostatnich poprzez Liberty zmniejszyła się ze 128 mln zł w 2005 roku do 120 mln zł w bieżącym, to wartość elektronicznych doładowań wzrosła z 16 mln zł do 50 mln. Firma chce zainstalować m.in. w sklepach kilkanaście tysięcy terminali tzw. POS-ów. W przyszłości w ten sposób można będzie na wielką skalę opłacać rachunki, czy nawet kupić bilet do kina. Wartość rynku doładowań przekracza 5 mld zł rocznie.

Wiśniewski przekonuje, że firma ma silne fundamenty z 32 mln zł kapitałów własnych. Według ubiegłorocznego branżowego "Raportu Teleinfo" Liberty zmieściło się w pierwszej dziesiątce firm telekomunikacyjnych w Polsce pod względem przychodów. Było wówczas pierwsze wśród dilerów telefonii komórkowej.

Firma planuje zwiększenie przychodów z 408 mln zł w ubiegłym roku do 450 mln zł w bieżącym. W tym czasie zyski mają wzrosnąć z 6 mln do 7-8 mln. Te ostatnie mogłyby być wyższe, gdyby nie znaczny wzrost czynszów, zwłaszcza w centrach handlowych i coraz mniej korzystne warunki współpracy z operatorami. A jednak prezes Wiśniewski przewiduje, że jeśli powiedzie się zakup konkurencyjnej sieci i debiut giełdowy, w przyszłym roku zysk powinien podskoczyć do 15 mln zł.

Wchodzące na giełdę Liberty jest częścią Liberty Group (daje jej 90 proc. przychodów), która prowadzi sieć serwisową telefonów komórkowych Sony Ericsson. Sprzedaje też... śmigłowce oraz usługi nadzoru powietrznego linii energetycznych czy gazowych. Najtańszy dwumiejscowy śmigłowiec (firma sprzedała ich trzy w ciągu dwóch lat) kosztuje 300 tys. zł. Sam Wiśniewski, zapalony pilot, lata nieco większym, czteromiejscowym schweizerem 333. - Jest wystarczająco mały, bym mógł nim wylądować w ogródku - mówi.

Kupą na giełdę

Groźny konkurent Liberty, Tell, wszedł na giełdę już przed rokiem, by pozyskać pieniądze na przejęcia. W tym czasie cena jego akcji wzrosła z niespełna 50 zł do 80 zł, co oznacza, że firma jest już warta około 100 mln zł. Ale i liczba punktów zwiększyła się ze 150 do 250. Np. przed miesiącem firma kupiła 105 punktów dilera Havo za 20 mln zł.

W końcu grudnia na parkiecie znajdzie się Eurotel, pozyskując 15-19 mln zł. Firma chce nawet czterokrotnie zwiększyć swą sieć dystrybucyjną do końca przyszłego roku. Teraz ma 50 punktów sprzedaży, głównie na północy Polski.

- Nie wykluczamy debiutu giełdowego, ale decyzje muszą podjąć udziałowcy. Technicznie jesteśmy przygotowani - mówi z kolei prezes mPunktu Dariusz Chlastawa. Udziałowcem jest fundusz private equity. Royalton Partners skupia m.in. EBOiR i fundusz emerytalny Du Ponta. Zapewne także Royalton będzie chciał wyjść z tej inwestycji przez giełdę, podobnie jak Innova Capital z Liberty.

Na parkiecie może zaryczeć Grupa Lew, potentat na rynku elektronicznych doładowań komórek. Firma potrzebuje pieniędzy na rozbudowę sieci dystrybucyjnej w sąsiednich krajach, m.in. w Czechach. Chodzi o około 15 mln zł. Chce sprzedać akcje nie wcześniej niż w końcu przyszłego roku. - Jeśli koniunktura na giełdzie się utrzyma - zastrzega prezes Grupy Lew Andrzej Basiak.

Dystrybutorzy wierzą w świetlane perspektywy rynku mimo jego coraz większego nasycenia. Zdaniem członka zarządu Eurotela Tomasza Basińskiego wciąż tylko 67 proc. proc. gospodarstw domowych ma komórkę. Dzięki rozkręcającej się koniunkturze gospodarczej biznes będzie kupował coraz więcej telefonów. Biznes pomogą nakręcić nowe produkty (np. sprzedaż odtwarzaczy MP3 czy dekoderów platform cyfrowych) oraz wchodzący na rynek nowi operatorzy.

Copyright © Agora SA