Bruksela chce uwolnić nasze listy

Komisja Europejska zaproponuje za kilka dni pełną liberalizację rynku pocztowego. Jeżeli Bruksela zdoła przeforsować swój pomysł, Poczta Polska może być w nie lada tarapatach

Projekt dyrektywy pocztowej, który komisarz ds. rynku wewnętrznego Charlie McCreevy ma przedstawić już pojutrze, to ostatni etap liberalizacji rynku pocztowego w całej Unii Europejskiej. Ta liberalizacja rozpoczęła się niemalże dekadę temu. Bruksela za zgodą państw członkowskich Unii (choć nie bez zgrzytów) otwierała kolejne segmenty rynku pocztowego. Przykładowo zezwalała prywatnym firmom przesyłkowym (jak DHL, UPC czy FedEx) na swobodną obsługę przesyłek o określanej wadze np. cięższych niż 250 g.

Narodowe poczty mogły się jednak okopać w kilku bastionach: kolejne unijne akty prawne zagwarantowały im, że będą mogły utrzymać monopol w przesyłaniu zwykłych listów osób prywatnych i tzw. korespondencji masowej - milionów listów wielkich firmy, np. telekomunikacyjnych, do swoich klientów. A także listów urzędów do obywateli.

Od 2006 r. monopol narodowych poczt został ograniczony do przesyłek o wadze poniżej 50 gram. Teraz komisarz McCreevy chce jednak, by ten ostatni bastion monopolistów zlikwidować, i to już za trzy lata.

Poczta na stacji benzynowej

Niektóre zachodnioeuropejskie firmy już przekonują, że mają pomysł na stworzenie alternatywnych sieci dystrybucji przesyłek i dostępu do swoich usług. Zamiast tworzenia wiernych kopii urzędów pocztowych listy moglibyśmy nadawać na stacjach benzynowych albo w supermarketach, z którymi nowi operatorzy podpisaliby umowy franszyzowe. Bruksela twierdzi, że wejście na rynek konkurencji spowoduje pojawienie się zupełnie nowych rodzajów usług. Takich jak np. zamiana zwykłego listu w e-mail, co mogłoby się spodobać osobom starszym. Albo powiadamianie SMS-em o rychłej wizycie listonosza.

Co ważniejsze jednak, według wyliczeń Komisji Europejskiej pełna liberalizacja rynku pocztowego mogłaby doprowadzić do obniżki cen aż o 30 proc. Bruksela nie ukrywa jednocześnie, że w niektórych częściach Europy - zwłaszcza obszarach słabo zaludnionych - ceny usług pocztowych dla klientów indywidualnych mogłyby wzrosnąć.

Unijny rynek usług pocztowych to kawałek tortu, o który warto się bić. Jak wynika z opracowania PriceWaterhoseCoopers (przygotowanego na zlecenie Komisji Europejskiej), cały europejski sektor pocztowy w 2004 r. uzyskał przychody w wysokości 90 mld euro, co równe jest około 1 proc. całego unijnego PKB. Lwią częścią tych przychodów podzieliły się trzy europejskie spółki: Deutsche Post (24 proc.), francuska La Poste (20 proc.) i brytyjska Royal Mail (19 proc.).

Poczta Polska nieprzygotowana?

Kilka krajów Unii będzie zapewne starało się zablokować pełną liberalizację rynku pocztowego. Przede wszystkim Francja. Paryż boi się, że wejście na rynek silnych konkurentów zaszkodzi kondycji finansowej La Poste. A dziesiątki tysięcy jej pracowników ma status funkcjonariuszy publicznych - co oznacza, że byłoby trudno ich zwolnić.

Protestować przeciwko reformie może także Polska. Nasza poczta nie jest przygotowana do reformy. - Efektywność pracy polskiej poczty publicznej jest niska w porównaniu do unijnej średniej. Jednak jakość usług jest dość wysoka - odnotowuje wewnętrzny dokument Komisji Europejskiej, do którego dotarła "Gazeta".

Fakty są takie: na każdego pracownika polskiej poczty przypada średnio 32 tys. doręczonych listów, podczas gdy średnia dla całej UE wynosi aż 107 tys. Ale za to 93 proc. wszystkich listów w Polsce jest doręczanych w ciągu dwóch dni od nadania, podczas gdy w całej UE - średnio 88 proc.

Dane zgromadzone przez Komisję pokazują też, że polski rynek pocztowy jest dość słabo rozwinięty. Statystyczny Polak wysyła i dostaje tylko 48 przesyłek rocznie (średnia dla całej UE: 174). Każde polskie gospodarstwo domowe wydaje rocznie na usługi pocztowe około 40 zł (średnia dla całej UE - 23,2 euro, czyli ok. 92 zł).

O tym, że proponowana przez Komisję liberalizacja zaszkodzi Polskiej Poczcie, jest przekonany Bogusław Liberadzki, eurodeputowany SLD. - W niektórych krajach niezbędna będzie redukcja zatrudnienia. Dotyczy to także Polski, gdzie udział kosztów zatrudnienia we wszystkich kosztach jest jednym z największych spośród operatorów pocztowych w UE - twierdzi Liberadzki, były minister infrastruktury. - Poczta Polska wraz z operatorami z krajów jak na przykład Francja są zdecydowanymi przeciwnikami tak szybkiej liberalizacji i proponują przesunięcie tego terminu do 2012 r. - podkreśla Liberadzki.

Komisja Europejska chce zostawić tylko jedną furtkę awaryjną dla narodowych poczt: dopuści, by dostawały one pomoc publiczną, z której finansowane byłoby utrzymywanie "usług obowiązkowych". Chodzi o to, że państwo za pośrednictwem poczty ma obowiązek zapewnić swoim obywatelom dostęp do podstawowych usług pocztowych. Także na obszarach wiejskich. Ponieważ urzędy pocztowe na wsi i w małych miasteczkach ze swej natury są skazane na bycie deficytowymi - władze będą mogły dopłacać do ich utrzymania. To jednak zapewni Poczcie Polskiej jedynie głodowe przeżycie.

Czy Poczta Polska potrzebuje konkurencji?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.