Podsiadło odszedł z PKO BP: co dalej?

Kariera Andrzeja Podsiadły, jednego z dinozaurów polskiej bankowości, znalazła się na ostrym zakręcie. Ostatnio bardziej niż sukcesy w zarządzaniu PKO BP czy PBK wypomina mu się początki kariery i obwinia o udział w bankructwie małego Gecobanku

W zeszły piątek Andrzej Podsiadło przestał szefować największemu polskiemu bankowi - PKO BP. To niespodziewana dymisja, bo według planów Podsiadło miał odejść dopiero za miesiąc. Według naszych informacji przyspieszenie spowodowało zaostrzenie konfliktu z PiS-owskimi przedstawicielami we władzach banku. Podsiadło nie chciał zgodzić się na poszerzenie zarządu PKO o dwóch nowych członków - Wojciecha Kwiatkowskiego i Jarosława Myjaka.

Gdzie znajdzie nową pracę jeden z najbardziej doświadczonych menedżerów bankowych w Polsce? Ma kilka propozycji z zagranicy (m.in. z krajów nadbałtyckich i Rosji), ale podobno nie pali się do wyjazdu. Z drugiej strony w Polsce trudno byłoby mu znaleźć bardziej eksponowaną funkcję niż prezes największego banku. Tym bardziej że Podsiadło nie ma ostatnio dobrej prasy.

Mimo niekwestionowanych sukcesów w zarządzaniu PKO, a wcześniej Powszechnym Bankiem Kredytowym (dziś jest częścią BPH), sprzyjająca PiS-owi prasa rozpisywała się ostatnio o początkach kariery Podsiadły, który na początku lat 90. zarządzał Gecobankiem. To był mały, prywatny bank, który po kilku latach uratowało przed bankructwem wchłonięcie przez Kredyt Bank.

Przypadki Gecobanku przypomniał kilka tygodni temu "Dziennik", który o jego kłopoty obwinił właśnie Podsiadłę, sugerując, że prawie wszystkie kredyty udzielone przez bank w 1992 r. - za rządów Podsiadły - zostały później uznane za stracone.

Historię Gecobanku warto przypomnieć, bo była to prawdziwa kuźnia bankowych kadr. Za kadencji Podsiadły w radzie Gecobanku zasiadał obecny prezes NBP Leszek Balcerowicz. Wcześniej rządził nim Witold Koziński (potem przesiadł się na fotel wiceprezesa NBP). W radzie Gecobanku zasiadał też Andrzej Wróblewski, były minister finansów w rządzie Mieczysława Rakowskiego.

Andrzej Podsiadło: zbawca czy hochsztapler?

Gecobank był jednym z ok. 150 prywatnych banków, które powstały w pierwszych latach kapitalizmu. Założyło go za równowartość miliona nowych złotych ponad 700 drobnych przedsiębiorców - właścicieli kramów, sklepów, warsztatów rzemieślniczych - i kilka firm.

Potem największym akcjonariuszem została Fundacja na rzecz Rozwoju Nauki Polskiej utworzona z pieniędzy przekazanych przez państwo.

Gecobankowi od samego początku brakowało kapitału. To, co włożyli na początku jego założyciele, szybko stopniało z powodu wysokiej inflacji. Koszty związane z uruchomieniem działalności były wysokie, a zarobek na kredytach niewielki, bo pierwszy zarząd Gecobanku udzielał ich bardzo ostrożnie - podpisał tylko 70 umów opiewających w sumie na 3 mln zł.

Wiosną 1992 r. do banku przyszedł Andrzej Podsiadło. Został prezesem mimo negatywnej opinii NBP (zarzucono mu brak wystarczającego doświadczenia w bankowości). Podsiadło zwiększył skalę działalności Gecobanku. W 1992 r. wartość udzielonych kredytów i innych wierzytelności wzrosła z 2,5 do ponad 20 mln dzisiejszych zł. Czy rzeczywiście okazały się później nie do odzyskania? Podsiadło zaprzecza. - Wartość nieściągalnych kredytów nie przekraczała średniej rynkowej - mówi.

Jednak "Gazeta Bankowa" w 1995 r. pisała, że bank ma trudności w odzyskaniu ponad połowy kredytów, głównie tych udzielonych w latach 1991-93. To może świadczyć, że ekipa prezesa Podsiadły rozwijała bank zbyt szybko.

W latach 1992-93, za rządów Podsiadły, Gecobank był jednak zyskowny. O ile jeszcze w 1991 r. miał stratę w wysokości 400 tys. dzisiejszych złotych, o tyle w 1992 r. wykazał 2,3 mln zł zysku brutto, zaś rok później był 2,7 mln zł na plusie.

Prof. Maciej Grabski, były prezes Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, opowiada, że w czasach prezesury Podsiadły udało się uratować Gecobank przed zakusami holdingu Solaris, który jesienią 1992 r. usiłował przejąć nad bankiem kontrolę.

Podsiadło nie dopuścił inwestorów związanych z Solarisem do zwiększenia udziałów w Gecobanku. Wykorzystał przepis, z którego wynikało, że zagraniczny inwestor musi mieć zgodę nadzoru finansowego na zakup nowych akcji polskiego banku. Solaris takiej zgody nie miał.

Od Baltic Banku do Leonarda, czyli koniec snów o potędze

Gecobank po udanej obronie przed wrogim przejęciem rozwijał się, przejmując inne banki. - W pewnym momencie myśleliśmy nawet o przejęciu Kredyt Banku - opowiada Podsiadło. W 1992 r. Gecobank kupił warszawski oddział Banku Handlowo-Kredytowego (upadł po aferze Art-B), miał też akcje Banku Wschodniego. W 1993 r. zdecydowano się na przejęcie balansującego na granicy likwidacji Baltic Banku.

Nieporozumienia pojawiły się przy próbie przejęcia kolejnego banku - Leonarda. Według Podsiadły, gdy wszystko było już uzgodnione, Fundacja w ostatniej chwili zawetowała uchwałę walnego zgromadzenia zatwierdzającą transakcję. - Po tym epizodzie odszedłem z Gecobanku. Okazało się, że Fundacja ma bardziej ostrożną niż ja wizję rozwoju banku - ucina Podsiadło. Prof. Grabski: - To była różnica biznesowa. Fundacja nie była zainteresowana łączeniem Gecobanku z innymi małymi bankami.

W tym samym czasie z rady banku odszedł Leszek Balcerowicz. Prof. Grabski twierdzi, że w czasie roszad na szczytach władzy Balcerowicz był za granicą i Fundacja po prostu nie miała możliwości uzgodnić z nim powołania do nowej rady.

Po odejściu Podsiadły Gecobank znów miał straty. W 1994 r. był 6,8 mln zł na minusie, a w następnym roku - do chwili połączenia z Kredyt Bankiem - 1,4 mln zł (według audytora nawet dwa razy więcej). W tym czasie Gecobankiem kierował już Jerzy Świątecki, wymieniany niedawno jako kandydat na prezesa banku szykowanego przez SKOK-i.

Czy bank z opóźnieniem odchorował agresywną politykę kredytową wprowadzoną przez Podsiadłę, czy to jego następcy popełnili błędy w zarządzaniu? Sam Podsiadło nie chce wypowiadać się na ten temat. - Po moim odejściu były kłopoty z określeniem nowej strategii rozwoju. Bank dryfował, rozwijał się zbyt wolno - mówi oględnie Podsiadło.

Fundacja nie miała ochoty ani na kolejne przejęcia mniejszych banków, ani na dorzucenie pieniędzy na rozwój. A te były potrzebne, m.in. na restrukturyzację Baltic Banku, który został wchłonięty z nawisem 4 mln zł strat. Poza tym w 1994 r. Gecobank miał - jak pisała "Gazeta Bankowa" - wystawić feralną gwarancję dla emisji akcji Polifarbu Cieszyn, co po krachu na giełdzie skończyło się stratą kilku milionów dzisiejszych złotych. Gecobank ulokował też 2 mln zł w Banku Posnania, który ogłosił upadłość na początku 1995 r.

Prof. Mieczysław Puławski, który przewodniczył radzie Gecobanku od 1992 do 1995 r., przypomina, że plagą całego systemu bankowego były złe kredyty. "Odsetek kredytów straconych, zagrożonych czy nieregularnych był wysoki" - napisał nam. Zarzutów wobec Podsiadły nie chciał komentować.

Gecobank ostatecznie zniknął z rynku z końcem 1995 r. Przed plajtą uratował go Kredyt Bank, który przejął jego majątek i zobowiązania wobec klientów. Ale epizod w Gecobanku nie zaszkodził karierze samego Podsiadły. Wkrótce został wiceprezesem PKO BP, rok później - prezesem PBK, a w 2002 r. wrócił do PKO - tym razem jako prezes.

Dlaczego sprawa Gecobanku wraca akurat teraz - kiedy Podsiadło po wielu latach rozstaje się z PKO BP - i to w aferalnej formie? Podsiadło nie ma wątpliwości: - Jeśli ktoś widzi w sektorze bankowym same nieprawidłowości, to logicznym jest, że najpierw atakuje prezesa banku centralnego, potem największego banku komercyjnego - mówi, nawiązując do wrogich nastrojów pomiędzy komisją śledczą a prezesem NBP Leszkiem Balcerowiczem.

Copyright © Agora SA