Polskie jedzenie w brytyjskich marketach

Trzy największe brytyjskie sieci supermarketów rozpoczynają sprzedaż polskiego jedzenia. Ptasim mleczkiem, flakami oraz pulpetami w sosie pomidorowym chcą wykarmić nawet milion emigrantów znad Wisły

Jak poinformowało w swoim serwisie internetowym BBC, jedzenie znad Wisły można już znaleźć na półkach sieci Sainsbury's. Od kilku dni w 11 supermarketach sieci można znaleźć typowe produkty naszej kuchni, m.in. pulpety w sosie pomidorowym, warzywa konserwowe czy kiszoną kapustę.

W poniedziałek sprzedaż polskiego jedzenia (np. gołąbków, flaków, gulaszu, musztardy, piwa Tyskie oraz wódki) również w 11 marketach rozpoczęło Tesco. Za miesiąc podobny ruch ma wykonać Asda, czyli brytyjska odnoga sieci Wal Mart.

Skąd to nagłe zainteresowanie Brytyjczyków etniczną kuchnią?

- Polacy to najszybciej rosnąca społeczność w Wielkiej Brytanii. Oficjalnie zarejestrowanych jest tu 380 tys. osób, ale niektóre źródła mówią, że na Wyspach żyje milion osób z Polski - mówi "Gazecie" Martin Koyce z Tesco.

Do wprowadzenia polskiego asortymentu sieć szykowała się przez sześć miesięcy. - Rozmawialiśmy z polskimi pracownikami, czego im najbardziej brakuje. Tęsknią przede wszystkim za zupami, kiszoną kapustą i ptasim mleczkiem - opowiada Koyce. - Po co mają szukać tych towarów w innych sklepach? Teraz znajdą wszystko pod jednym dachem. Jak to mawiają Polacy: "Jedzcie, pijcie i popuszczajcie pasa" bądź "Eat, drink and loosen your belt." - zachęca Brytyjczyk.

Nasze jedzenie w Wielkiej Brytanii do najtańszych nie należy. Sok kosztuje funta (5,8 zł), piwo - dwa, ptasie mleczko - ponad trzy. Wybór nie jest specjalnie imponujący. Np. w Sainsbury's można znaleźć tylko kilkadziesiąt produktów z Polski. Sieci jednak zapewniają, że to dopiero początek, a na decyzję o wprowadzeniu większej ilości produktów przyjdzie jeszcze czas.

Markety sprzedają polskie jedzenie przede wszystkim tam, gdzie mieszkają Polacy, czyli głównie w okolicach północnego Londynu i Luton. Co ciekawe, sieci amatorów na nasze jedzenie szukają również wśród Czechów, Słowaków, Węgrów i Rosjan. Powód jest bardzo prosty - nadwiślańskie produkty przypominają im rodzimą kuchnię. Dla Anglików flaki czy barszcz to jak na razie kulinarna ciekawostka.

Brytyjskie supermarkety, wprowadzając do swojego asortymentu nowe, "etniczne" potrawy (gdzie polskie gołąbki sąsiadują obok dań azjatyckich, koszernych czy śródziemnomorskich), biorą przykład z małych sklepów "na rogu" prowadzonych przez Hindusów, Turków i Greków, którzy na polskim jedzeniu zarabiają już od kilku lat. Dziś tylko w Londynie hurtowni sprzedających polskie jedzenie jest kilkadziesiąt. Powstają polskie restauracje, a Brytyjczycy zakładają nawet polskie puby.

- Obroty hurtowni wysyłających jedzenie do Anglii do mniejszych sklepów czy restauracji nagle wzrosły pięciokrotnie - opowiada Michael Dembinski z Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej. - Masowo odzywają się do nas właściciele sklepów z Wielkiej Brytanii, którzy chcą sprowadzać polską żywność. Specjalnie dla nich organizujemy za kilka tygodni spotkanie, które ma im pomóc w kontaktach z tutejszymi handlowcami.

Wraz z rosnącym zainteresowaniem Brytyjczyków lawinowo rośnie nasz eksport na Wyspy. Przez ostatnich kilka lat wahał się w okolicach 1,3 mld funtów rocznie. W 2005 r. sięgnął 2,24 mld, a w pierwszym półroczu już 1,62 mld funtów!

- Co ciekawe, to działa w obie strony. Gwałtownie rośnie również brytyjski eksport do Polski - opowiada Dembinski.

Handlujemy ze sobą głównie... samochodami i częściami do samochodów, ale polską nadwyżkę eksportową - tylko w tym roku grubo ponad 400 mln funtów - napędza teraz właśnie żywność.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.