Kolejne miliony wyparowały z BPH

Kolejne miliony wyparowały z BPH. Sąd aresztował pracownicę lubelskiego oddziału banku, która jest oskarżona o wyprowadzenie z kont klientów 2 mln zł

Trwa czarna seria kradzieży bankowych. W weekend "Gazeta" opisała perypetie dwóch klientek BPH, którym z kont zniknął w sumie milion złotych. W obu przypadkach złodzieje wypłacili pieniądze bez pomocy internetowych hakerów czy działających pod osłoną nocy włamywaczy. Wypłat dokonali w oddziale na lewy dowód osobisty oraz fałszywe pełnomocnictwo. Choć oba przestępstwa miały miejsce wiele miesięcy temu (jednego ze złodziei zarejestrowały nawet bankowe kamery), bank do tej pory nie oddał pieniędzy poszkodowanym. W jednym przypadku czeka na wyniki prac prokuratury. W drugim postanowił walczyć z klientką w sądzie, choć nawet jego pracownicy nieoficjalnie przyznają, że pełnomocnictwo, którym posłużył się złodziej, jest niekompletne. Okazuje się, że to nie koniec kłopotów BPH. W niedzielę sąd aresztował na trzy miesiące Anetę F., byłą pracownicę lubelskiego oddziału BPH, która jest podejrzana o przywłaszczenie 600 tys. euro (ok. 2 mln zł). Według lubelskiej prokuratury pracownica wyprowadziła pieniądze z kont należących do trzech bogatych klientów banku. O przestępstwie poinformował jeden z klientów, który zorientował się, że na jego koncie brakuje kilkudziesięciu tysięcy euro. Nie wiadomo, kto akceptował wypłaty (każda transakcja powinna być zatwierdzana przez przynajmniej dwóch pracowników). Prokurator wyjaśnia też, dlaczego bank sam nie zgłosił sprawy organom ścigania. Według wstępnych ustaleń policji kobieta, by ukryć wyprowadzanie pieniędzy, sporządzała dla klientów fałszywe wydruki z saldami kont. Jacek Balcer, rzecznik BPH, powiedział TVN 24, że "nie jest możliwe, by klient banku ucierpiał. Gdy zdarzy się nieuczciwy pracownik, bank zawsze wyrównuje straty". Balcer dodał, że nieuczciwą kasjerkę zdemaskowała kontrola wewnętrzna banku. Nie pracuje już w BPH. Według nieoficjalnych informacji Radia TOK FM pracę stracił też dyrektor oddziału, w którym kwitł proceder. Wypowiedź Balcera oburzyła jedną z opisywanych przez nas klientek, której bank od siedmiu miesięcy odmawia zwrotu 500 tys. zł. Jej syn przekazał nam treść listu, który wystosował w niedzielę do rzecznika banku: "Proszę nie opowiadać publicznie, że nie jest możliwe, by klient nie ucierpiał. Proszę nie mówić, że bank w takich sytuacjach natychmiast zwraca pieniądze, bo to nieprawda. (...) Mama nie tylko nie odzyskała do dzisiaj pieniędzy, ale nie wiadomo wciąż, kiedy je odzyska. Bank za wszelką cenę szuka absurdalnych pretekstów, by ich nie zwrócić" - czytamy. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że bank nie zwraca pieniędzy, ponieważ nie wyklucza, iż klientka była w zmowie ze złodziejem, który wypłacił pół miliona na fałszywy dowód. Jednak kilka tygodni temu rzecznik BPH mówił "Gazecie", że nie ma na to dowodów. Banku nie przekonuje nawet to, że aresztowano już osobę podejrzaną o kradzież, zaś analiza grafologiczna i zapis wideo potwierdziły, że pieniądze wypłaciła osoba nieuprawniona.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.