Firmy biorą euro garściami, transport kuleje

Najwięcej pieniędzy chcieli przedsiębiorcy, ale najszybciej dostają je z Brukseli rybacy. Świetnie idzie też finansowanie szkoleń na polskim rynku za pieniądze z UE. Jak wydajemy unijne euro z Brukseli? - dziś kolejny odcinek cyklu ?Polska rośnie za euro".

Korzystasz z funduszy unijnych? Masz kłopoty z ich wykorzystaniem? Opisz swoje doświadczenia i wyślij na adres fundusze_europejskie@gazeta.pl . Najciekawsze listy opublikujemy!

Kupno maszyn, budowa nowego magazynu dla firmy, złomowanie kutrów rybackich, szkolenia, zakup alkomatów dla policji. To tylko niektóre z tysięcy projektów realizowanych w Polsce za unijne pieniądze. W sektorowych programach operacyjnych (czyli na określone cele) było do wzięcia ponad 8,5 mld euro.

Jak wynika z danych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, po dwóch latach korzystania z funduszy strukturalnych UE udało nam się złożyć mnóstwo wniosków o dofinansowanie, ale na razie Unia zwróciła nam niewiele pieniędzy. Na konta m.in. polskich firm, jednostek samorządu terytorialnego i urzędów pracy trafiło już prawie 4,5 mld zł. To blisko 13 proc. tego, co Bruksela przyznała nam na lata 2004-06.

Gdzie idzie nam najlepiej i kto najszybciej upomina się o unijne pieniądze? Jak wynika z danych resortu rozwoju, najszybciej działanie unijnych funduszy odczują... rybacy! To oni złomują kutry i dostają za to od Unii pieniądze - w Sektorowym Programie Operacyjnym Rybołówstwo i Przetwórstwo Ryb było do wzięcia w sumie 201 mln euro, z czego wypłacono już ponad 30,6 proc. To rekordowy wynik wśród programów realizowanych w Polsce.

Głód unijnych funduszy w firmach

Jednak nie programy dla gospodarki morskiej, ale programy dla firm budziły w ciągu ostatnich lat największe emocje. Tam były m.in. fundusze na inwestycje dla małych i średnich firm, badania i rozwój, rozwój systemu dostępu przedsiębiorców do informacji i usług on-line.

W ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw (SPO WKP) było do wzięcia ponad 1,25 mld euro (ponad 6 mld zł). Na początku czerwca do polskich firm trafiło z tej sumy ponad 519,2 mln zł, czyli ok. 8 proc. tego, co było do dyspozycji.

Odebrać unijne pieniądze nie jest łatwo. - Dla wielu polskich firm to była niepowtarzalna szansa, przez którą miały później bardzo dużo kłopotów. Procedury, które zafundowaliśmy sobie przy funduszach, obrosły już legendą. Na szczęście resort rozwoju je upraszcza, ale i tak nie jest łatwo sięgnąć po unijne pieniądze - mówi "Gazecie" Marzena Chmielewska, dyrektor departamentu funduszy strukturalnych Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Jak przekonuje Agnieszka Jankowska z departamentu zarządzania SPO WKP w resorcie rozwoju, pieniędzy będzie napływać coraz więcej.

Mimo biurokracji polskie firmy ławą ruszyły po pieniądze z Brukseli. - Już dziś widać, że na działania, w których można było brać dotacje bezpośrednio na inwestycje, pieniędzy było za mało - mówi Chmielewska. W sumie przedsiębiorcy złożyli wnioski na 244 proc. sumy, która była do dyspozycji! To absolutny rekord - przedsiębiorcy byli bardziej zdeterminowani nawet od samorządowców, którzy walczyli o pieniądze np. na drogi.

- To pokazuje determinację i głód kapitału w polskich firmach. Jednocześnie to, że wypłacono tak niewiele pieniędzy, to dowód na to, że nadal mamy kłopoty z administracją pieniędzmi unijnymi. Jeżeli zdarzało się odsyłanie do poprawki wniosku o płatność z powodu złego formatu daty, to znaczy, że sami sobie utrudniamy działanie - dodaje Chmielewska.

Co powstaje za unijne pieniądze w firmach? - Małe i średnie firmy postawiły na kupno nowoczesnych maszyn, budowę magazynów, linie technologiczne. Większe kwoty dotyczyły rozbudowy zakładów. Większość wniosków złożył sektor produkcyjny. Poza tym pieniądze były również przeznaczane na usługi doradcze - wyjaśnia Agnieszka Jankowska z MRR. - Dziś trudno jest w pełni ocenić program, bo większość projektów właśnie jest w fazie realizacji - dodaje.

Bezrobotni się szkolą i znajdują pracę

Wielcy wygrani to ponad pół miliona Polaków, którzy skorzystali z pieniędzy Europejskiego Funduszu Społecznego na walkę z bezrobociem, szkolenia i edukację. Pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego płyną do Polski m.in. przez Sektorowy Program Operacyjny Rozwój Zasobów Ludzkich (SPO RZL). W sumie na szkolenia, aktywizację bezrobotnych było do wydania ok. 1,47 mld euro. Te pieniądze przyniosły bardzo wymierny efekt: jak wyliczyło Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, pieniądze z Unii naprawdę pomagają walczyć z bezrobociem. Po pół roku od zakończenia szkolenia za unijne pieniądze ponad połowa osób, które to szkolenie przeszły, pracuje!

- To widać po moich kursantach. Z dwunastoosobowej grupy, dla której prowadziłem szkolenia z księgowości, sześć już znalazło pracę - mówi Andrzej Kania, szef warszawskiej firmy szkoleniowej Polbi. Szkoli osoby długotrwale bezrobotne, takie, które nie miały praktycznie szans na powrót do pracy po ponad dwóch latach bez zajęcia.

A to niejedyny pomysł na wykorzystanie euro. - My za unijne pieniądze szkolimy m.in. garncarzy, snycerzy, kowali artystycznych, wikliniarzy. To zawody zanikające, a mogą w naszym regionie wesprzeć agroturystykę - wyjaśnia "Gazecie" Kordian Kolbiarz, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie. W ramach unijnego projektu na zlecenie PUP w Nysie za 160 tys. zł szkoli się 50 chętnych rolników, którzy dotychczas nie mieli pracy, ale nie mogli zarejestrować się jako bezrobotni (bo straciliby dopłaty). W Nysie jest najwyższa stopa bezrobocia w woj. dolnośląskim - ponad 30-proc.

Co najbardziej doskwiera tym, którzy korzystają z pieniędzy na walkę z bezrobociem? Płatności - pięta achillesowa funduszy. Jak wynika z danych MRR, na kontach polskich podmiotów jest już blisko 15 proc. całej sumy, jaką mogliśmy wziąć.

- Ja cierpliwie czekam na pieniądze, ale to jest nie do pomyślenia, żeby firma nie wiedziała, kiedy dostanie swoje refundacje. W moim przypadku to prawie 500 tys. zł i wydaje mi się, że opóźnianie się płatności to jeden z największych problemów - mówi szef Polbi. Czy cokolwiek z pieniędzy SPO RZL się zmarnuje? Raczej nie - uważają urzędnicy z MRR. Tym bardziej że pieniądze na walkę z bezrobociem rozchodzą się bardzo szybko.

Poważne kłopoty z transportem

Po dwóch latach wiadomo już, że największe problemy mamy z korzystaniem z pieniędzy na transport - w Sektorowym Programie Operacyjnym Transport (SPOT) wypłacono z Brukseli tylko 0,04 proc. tego, co było do wzięcia - a było ponad 1,16 mld euro! Co prawda resort rozwoju zapewnia, że faktur w ramach programu będzie coraz więcej, ale na razie sytuacja z wypłatami jest tragiczna. Co gorsza, w tym programie są finansowane te projekty, na których najbardziej nam zależy: m.in. kolejowe (remonty torów), infrastruktura portów morskich, działania, które mają podnosić bezpieczeństwo na drogach.

Żeby nie stracić pieniędzy ze SPO Transport, musimy wydać w tym roku najmniej 90 mln zł. Resort transportu zapewnia, że uda się wydać 182 mln euro.

Kłopotów jest znacznie mniej z projektami, które dotyczą np. zakupów dla polskiej infrastruktury. Pasażerowie na linii Łódź-Warszawa będą mogli korzystać z nowych składów pociągów, które dofinansowała Unia - w sumie dała na to 98 mln zł. Poza tym za unijne pieniądze remontowane są wagony (spółki PKP Przewozy Regionalne). Za pieniądze ze SPOT straż pożarna dostaje samochody, a policja np. alkomaty.

Ale gros środków to pieniądze na inwestycje w drogi, porty i koleje. Właśnie dlatego ze SPOT są największe kłopoty. Procedury przetargowe wymagane przy dużych projektach ciągną się bardzo długo. To jeden z najważniejszych powodów opóźnień. Przetargi spowalniane są także z powodu przepisów dotyczących ochrony środowiska. Mimo nowelizacji prawa zamówień publicznych (weszła w życie pod koniec maja), pieniędzy ze SPOT wcale nie napływa do Polski więcej. Powód? Na razie niewiele przetargów zostało rozstrzygniętych w myśl znowelizowanych, mniej skomplikowanych procedur.

Nie bez znaczenia są też wewnętrzne problemy resortu transportu. W tym ministerstwie przez długi czas nie było nawet departamentu, który zajmował się finansowaniem z funduszy europejskich. Dziś departament już jest, ale trudno mu nadgonić zaległości. SPOT to jeden z nielicznych programów, z których na pewno przesuniemy sporą część pieniędzy do innych programów - jeżeli zgodzi się na to Komisja Europejska.

Co dalej z unijnymi pieniędzmi?

Jak wynika z prognoz resortu rozwoju regionalnego, w tym roku do Polski powinno trafić ponad 12 mld zł z funduszy unijnych. To oznaczałoby, że uda się wypłacić ok. 40 proc. wszystkich należnych pieniędzy. - Mamy nadzieję, że prognozy resortu się sprawdzą. Wszyscy chcieliby, żeby się udało, ale wiele będzie zależało od tego, jak szybko uda się wprowadzić ułatwienia w składaniu wniosków o płatności we wszystkich programach - mówi Marzena Chmielewska z PKPP "Lewiatan". Na razie wygląda na to, że z realizacją planu będzie kłopot. Ale w wakacje ma do Brukseli pójść fala faktur - zapewniają w MRR - więc być może pod koniec roku miliardy euro w końcu napłyną do Polski.

Czy pieniądze z Unii przydały się firmom? - Moja firma na pewno spokojnie by bez nich funkcjonowała. Ale pewnie bez dotacji nie zrobiłbym szkolenia dla osób długotrwale bezrobotnych, bo ich na to nie stać. I to jest zdecydowana zmiana właśnie dzięki Unii. Gdyby jeszcze biurokracji było przy tym mniej, to w ogóle na fundusze bym nie narzekał - mówi szef Polbi.

Już jutro: jakie kłopoty mają przedsiębiorcy z funduszami unijnymi i jak można by uprościć procedury - pisze menedżer Ernst & Young

Zobacz wcześniejsze odcinki cyklu o wykorzystaniu funduszy unijnych

Korzystasz z funduszy unijnych? Masz kłopoty z ich wykorzystaniem? Napisz do nas: fundusze_europejskie@gazeta.pl

Partnerem cyklu "Polska rośnie za euro" jest Ernst & Young

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.