Polskie banki wycofują darmowe przelewy w internecie

Już niemal wszystkie wielkie banki każą sobie płacić za przelewy internetowe. Dlaczego?

Bankowcy tłumaczą, że przelewy przez internet w dalszym ciągu pozostaną dużo tańsze niż te wykonywane osobiście w oddziale (za nie trzeba płacić 3-5 zł) lub przez telefon (zwykle 2 zł).

Wzrost opłat to efekt pogoni banków za rekordowymi zyskami. W ubiegłym roku, korzystając z dobrej koniunktury, zarobiły one na czysto 9,2 mld zł. W pierwszym kwartale tego roku już 2,9 mld zł. Prezesi chcą dalej bić rekordy. A rosnąca konkurencja i spadające marże na rynku kredytów sprawiają, że chciwym okiem spoglądają na posiadaczy kont osobistych. I wyciskają ich jak cytrynę.

W nieoficjalnych rozmowach przedstawiciele banków kalkulują - przeniesienie konta osobistego do innego banku jest kłopotliwe (trzeba oddać karty, wyrównać debety, przenieść zlecenia stałe i polecenia zapłaty), dlatego ryzyko exodusu klientów jest niewielkie. Mniejsze niż w przypadku podwyżki ceny kredytu, który można przenieść w każdej chwili.

Podwyżka opłat za przelewy internetowe to dla banku czysty zysk. Koszt obsłużenia takiej operacji to tylko kilka groszy. Bank nie wydaje pieniędzy na utrzymanie oddziału, pracowników, łączy telefonicznych. Klient wszystko robi sam. Bank zapewnia tylko serwery, system informatyczny i zabezpieczenia przez hakerami. Ale i tak musiałby je utrzymywać, żeby móc sprawnie obsługiwać klientów w oddziałach.

Darmowymi przelewami przez internet mogą się cieszyć już tylko klienci średnich i mniejszych banków. To m.in. Lukas, Multibank, Citibank, Raiffeisen i Deutsche Bank. Ale powodem nie jest dobre serce prezesów tych banków. Po prostu muszą one konkurować ceną usług, by podbierać klientów gigantom. Prezes BRE Sławomir Lachowski (właściciel mBanku i Multibanku) odgrażał się w "Newsweeku", że w ciągu kilku lat chce zdetronizować duet Pekao - PKO BP.

Dorota Kossowska

broker finansowy Open Finance

Wprowadzenie opłat za przelewy internetowe nie jest żadnym zaskoczeniem. Moim zdaniem to jest już standard. Banki szukają coraz to nowych możliwości powiększenia zysków. Opłaty w skali jednostkowej nie są duże, bo wahają się od 50 gr do 1 zł. To mniej niż bilet na autobus miejski, którym klient mógłby dojechać do oddziału. Z drugiej strony dla banku takiego jak Pekao duża liczba klientów oznacza duże wpływy.

To prawda, że kiedyś banki przyciągały klientów, kusząc darmowymi usługami internetowymi. Dziś internet jest powszechny, więc czemu również na tym nie zarabiać? Trzeba pamiętać jednak, że klienci np. BPH, płacąc miesięcznie 30 zł za prowadzenie wielofunkcyjnego konta o profilu srebrnym czy prestiżowego o profilu złotym, są z tych opłat zwolnieni.

Lesław Góral

prof. Katedry Prawa Finansowego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego

Moim zdaniem działa tu wyłącznie mechanizm zysku. Bo nie dopatruję się racjonalnych uzasadnień dla tego typu decyzji. Prawdopodobnie jest to jedna z form częściowej refundacji kosztów inwestycji w oprogramowanie komputerowe do obsługi bankowości internetowej.

Czy internetowe przelewy powinny być darmowe?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.