Polska zbrojeniówka nie chce do Europy

750 mln euro wydaje rocznie polski rząd na zakup uzbrojenia dla polskiej armii. - Otwórzcie swój rynek na Europę, a będziecie mieli dostęp do 40-mld unijnego rynku - kuszą szefowie Europejskiej Agencji Obrony.

750 mln euro wydaje rocznie polski rząd na zakup uzbrojenia dla polskiej armii. - Otwórzcie swój rynek na Europę, a będziecie mieli dostęp do 40-mld unijnego rynku- kuszą szefowie Europejskiej Agencji Obrony (EUA).

EUA chce już 1 lipca stworzyć wspólny rynek zamówień na sprzęt wojskowy. Ma to być wspólny portal internetowy publikujący publiczne przetargi na sprzęt wojskowy (amunicję, hełmy, karabiny, ale także np. czołgi). Dostęp do niego będzie miała każda zainteresowana firma kraju, który zdecyduje się przystąpić do porozumienia (code of conduct - kodeks postępowania). Bo do tej pory polskie małe i średnie firmy mogące z powodzeniem walczyć o drobne zamówienia dla wojska były odcięte od informacji o takich przetargach.

Jeśli Polska do porozumienia nie przystąpi, polskie firmy będę miały niewielkie szanse na zdobycie jakiegokolwiek kontraktu od zachodnioeuropejskich armii.

Nick Witney, dyrektor wykonawczy Agencji, przekonywał wczoraj w Warszawie, że udział Polski w porozumieniu umożliwi polskim fabrykom wejście ze swoim uzbrojeniem na tak potężne rynki, jak niemiecki, angielski czy francuski. - Dam się zastrzelić, jeśli do tego porozumienia przystąpi mniej niż 20 krajów Unii - przekonywał na konferencji prasowej w MON.

Decyzję, czy przystąpić do porozumienia, polski rząd ma podjąć do 19 maja. Gdybyśmy przystąpili, mógłby skorzystać budżet armii, bo można by wtedy kupować lepszy sprzęt za niższe ceny. Ale na przeszkodzie stoją polskie firmy, które żyją z zamówień MON. Rocznie przechwytują blisko 70 proc. budżetu przeznaczonego na zakup sprzętu, czyli ok. 500 mln euro.

Przeciwne porozumieniu są też dlatego, że obawiają się wejścia europejskich potentatów sprzętu wojskowego. Boją się, że ci zmiotą je z rynku. - Nasze firmy są dziś nieprzygotowane do tak ostrej walki cenowej. Dochodzi zatem do sprzeczności interesów. Dlatego prowadzimy konsultacje m.in. z Państwowym Przemysłem Obronnym, związkami zawodowymi i samorządem producentów - mówił wczoraj Marek Zająkała, podsekretarz stanu w MON. W rozmowach bierze też udział największy pośrednik na polskim rynku handlu sprzętem wojskowym - firma Bumar. Dziś reprezentuje interesy 22 przedsiębiorstw i nie chce stracić profitów wynikających z obecnej organizacji rynku.

Rzecznik prasowy MON Piotr Paszkowski uważa jednak, że obawy polskich producentów sprzętu wojskowego są nieuzasadnione. Twierdzi, że produkują dziś sprzęt na bardzo wysokim poziomie i poradzą sobie na europejskim rynku. - Podobnie było z innym branżami przed przystąpieniem Polski do Unii. Wszyscy mieli podobne obawy. Tymczasem dziś eksport ciągnie polską gospodarkę.

Copyright © Agora SA