Kryzys dopada niemiecki sex-biznes

Ryczałtowe opłaty, darmowy przejazd i duże zniżki - to sposoby niemieckich domów publicznych na przezwyciężenie kryzysu - donosi agencja Reuters. A że jest źle, najlepiej świadczy fakt, że część prostytutek skarży się na niektóre koleżanki z branży, które świadczą usługi po...dumpingowych cenach.

Jak donosi agencja Reuters, niemiecka sex-branża, którą także dotknął kryzys gospodarczy, zdecydowała się na niego odpowiedź swoistym "pakietem stabilizacyjnym".

Niektóre domy publiczne obniżyły ceny, inne wprowadziły promocje "all inclusive", czyli opłaty ryczałtowe. Tak jest np. w berlińskim "Pussy Clubie", gdzie za 70 euro w godzinach 10-16 klienci mają nieograniczony dostęp do jedzenia, picia i uciech cielesnych. - W dzisiejszych czasach potrzebne są kreatywne rozwiązania - mówi Reutersowi Stefan, menadżer lokalu. A za takie może być uważane na przykład przyznanie 50-procentowej ulgi seniorom i kierowcom taksówek w niedziele i poniedziałki za zamówienia powyżej 80 euro.

Pomysłów na zachęcenie Niemców do korzystania z przybytków uciechy nie brakuje: są darmowe busy, który na życzenie dowożą klientów na miejsce, a także zniżki dla innych grup społecznych, m.in. golfistów.

- Czasy są dla nas ciężkie - mówi Karen Ahrens, menadżerka domu publicznego "Yes, Sir" w Hannoverze. Jak tłumaczy, zyski jej firmy spadły o 30 proc., podczas gdy w innych klubach straty są jeszcze większe i sięgają 50 proc. obrotów.

Na kryzys narzekają też same prostytutki. Stephanie Klee, prostytutka z Berlina i była przewodnicząca niemieckiego stowarzyszenia skupiającego osoby pracujące w sex-biznesie skarży się, że jeszcze rok temu miała 5-6 klientów dziennie, obecnie zaś jest to maksymalnie jeden klient. Jej dodatkowym zmartwieniem jest to, że niektóre prostytutki wprowadzają...dumpingowe ceny, czyli proponują usługi poniżej ich rynkowej wartości. - Wielu klientów próbuje negocjować rabaty. Niedawno podszedł do mnie 30 latek i powiedział: "Straciłem pracę, czy da mi pani zniżkę?" - skarży się Klee.

W Niemczech oficjalnie pracuje ok. 400 tys. zawodowych prostytutek. Siedem lat temu nowe prawo pozwoliło im reklamować swoje usługi oraz zawierać normalne umowy o pracę z domami publicznymi. Roczne przychody sex-biznesu w Niemczech to ok. 14 mld euro, a podatki pobierane z funkcjonowania domów publicznych to ważne źródło przychodów dla niektórych miast. Oprócz Niemiec prostytucja jest legalna również w Austrii, Szwajcarii, Grecji, Holandii, Turcji, na Węgrzech, w niektórych częściach Australii oraz w amerykańskim stanie Nevada.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.